Pozory mylą

Śląsk Wrocław dopiero po raz trzeci w bieżącym sezonie przywiózł komplet punktów z obcego boiska.


Przed niedzielną wizytą w Szczecinie piłkarze wrocławskiego Śląska czekali na zwycięstwo w rozgrywkach ligowych od 29 października ubiegłego roku. Tego dnia pokonali w Płocku tamtejszą Wisłę 2:1 (gole strzelili John Yeboah i Patrick Olsen), a w następnych potyczkach ligowych miotali się jak Żyd w pustym sklepie.

Przed tygodniem podopieczni trenera Ivana Djurdjevicia zebrali tęgie baty (0:3) na własnym boisku od Zagłębia Lubin, więc „wycieczka” na mecz z Pogonią nie nastrajała optymistycznie. To zresztą mało powiedziane, rysowała się w czarnych kolorach i jedyną niewiadomą wydawał się wymiar kary, jaką wymierzą im „portowcy”. Tym bardziej wydawało się to logiczne i oczywiste, że zespół Jensa Gustafssona do tej pory przegrał na „własnych śmieciach” tylko raz, srogiej lekcji „Dumie Pomorza” udzielił wówczas Górnik Zabrze, zwyciężając 4:1!

Pierwsza połowa meczu na Stadionie im. Floriana Krygiera nie zapowiadała niespodzianki, bo wrocławianie byli co najwyżej bladym tłem dla rywali. Jeden niecelny strzał na bramkę przeciwnika w ciągu 45 minut wystarczy za cały komentarz do poczynań podopiecznych Ivana Djurdjevicia w pierwszej połowie. Piłkarzom Pogoni nie udało się jednak przewagi optycznej przekuć w zdobycz bramkową, więc schodzili na przerwę wyraźnie niezadowoleni. No, ale skoro strzela się wyłącznie ślepą amunicją…

Już pierwsza groźna akcja piłkarzy Śląska po przerwie zakończyła się zdobyciem gola. „Portowcy” próbowali odrobić stratę, ale cały czas walili głową w mur, a poza tym bezbłędny w bramce wrocławian był Rafał Leszczyński. Obraz gry w II połowie uległ zmianie o tyle, że kontry gości były coraz groźniejsze i jedna z nich zakończyła się wywalczeniem rzutu karnego. John Yeboah nie pomylił się przy uderzeniu „z wapna” i tym samym zamknął mecz. – To był bardzo długi i bolesny tydzień – przyznał po meczu w Szczecinie zmęczony psychicznie, ale szczęśliwy szkoleniowiec Śląska, Ivan Djurdjević. – Trudno było dojść do siebie po porażce w derbach z Zagłębiem Lubin. Długo to w nas siedziało, ale wiedzieliśmy, że najlepszą rehabilitacją będzie dobry występ w Szczecinie. Pogoń to niezwykle mocny rywal, z ogromną jakością w ofensywie. Dlatego też zmieniliśmy system na 1-5-4-1, by odpowiednio chronić własną bramkę. W pierwszej połowie cierpieliśmy, ale udało się nam zachować czyste konto. W przerwie nanieśliśmy poprawki do planu gry i dzięki wykorzystanym przestrzeniom objęliśmy prowadzenie, które ewidentnie wybiło gospodarzy z rytmu. Po raz kolejny pokazaliśmy, że skoncentrowani, jesteśmy w stanie zrobić naprawdę wiele dobrych rzeczy. Ten wynik nas bardzo cieszy, bo pokazaliśmy charakter i dobrą grę pod kątem taktycznym. Oczywiście wszystko przyjmujemy z pokorą, bo wciąż czeka nas dużo pracy.

Trener Pogoni Jens Gustafsson nie ukrywał ogromnego rozczarowania. – Trudno powiedzieć, że to logiczny wynik – stwierdził Szwed. – Mieliśmy wiele ataków i kontrolę nad grą w pierwszej części. Niewiele brakowało byśmy objęli prowadzenie. Niestety, na początku drugiej części szybko straciliśmy gola. Mimo wszystko nadal graliśmy swoje i atakowaliśmy. Jednak po bramce z rzutu karnego był „game over”.

Wiktoria z Pogonią to dopiero trzecie zwycięstwo Śląska w meczu wyjazdowym. Wcześniej wrocławianie utarli nosa Lechowi Poznań (1:0) i Wiśle Płock (2:1).


Na zdjęciu: Bramkarz Śląska Rafał Leszczyński był dla piłkarzy Pogoni Szczecin zaporą nie do sforsowania.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus