Praca trenera jest jak molo

Nerwy katowickich działaczy zostały ponownie wystawione na ciężką próbę, ale skoro sam szkoleniowiec nie wyklucza swojej dymisji…

Ego mniejsze od klubu

– Chciałbym poruszyć dwie kwestie – mówił po porażce w Głogowie Jacek Paszulewicz. – Pierwsza: przed meczem powiedziałem zawodnikom o pewnej sprawie. Trzykrotnie walczyłem z zespołami o awans do ekstraklasy. Z Flotą zabrakło punktu, z Olimpią Grudziądz punktu, w ubiegłym sezonie blisko byliśmy z GKS-em. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w tej chwili GKS Katowice to najlepszy zespół – personalnie i jakościowo – jaki prowadziłem. Natomiast ironia losu jest taka, że mamy tak mało punktów. Biorę za to pełną odpowiedzialność, bo wszystkie transfery przychodzące były za moją akceptacją bądź z moich wytycznych. Wszyscy, którzy tu są, to mój autorski projekt. Druga kwestia – praca trenera jest jak molo. Czasami się kończy szybciej, niż ktoś je zakładał. Biorę pod uwagę taką ewentualność, że nie będzie mi dane prowadzić następnego spotkania. Niemniej jednak porozmawiamy, co jest najlepsze dla drużyny. Ego Paszulewicza czy zawodników nie jest większe niż klub GKS Katowice, który zasługuje na czub tabeli, a nie miejsce, w którym jest teraz.

Przewrotność losu

Tłumaczenie szkoleniowca z Bukowej i wzięcie odpowiedzialności za wyniki na klatę – po raz ostatni GKS wygrał 18 sierpnia, u siebie z Wigrami 2:0, tak złej serii nie miał od kilku lat – nie zmienia faktu, że katowiczanie dryfują w odwrotnym kierunku niż zakładali przed sezonem

– Za styl noty dają w łyżwiarstwie, a nie w piłce nożnej – podsumowywał trener Paszulewicz. – Przed tym spotkaniem byliśmy w bardzo ciężkiej sytuacji. Chwila dezorganizacji, dekoncentracji sprawiła, że po raz czwarty z rzędu nie zdobywamy punktów. Dwa błędy zostały wykorzystane przez Chrobrego. My oczywiście kreowaliśmy swoje sytuacje. Zabrakło kropki nad „i” w postaci bramki. Piłka jest przewrotna, bo stwarzamy bardzo dużo sytuacji, prowadzimy grę, a niestety, punktów nie ma.

Machaj robi swoje

W diametralnie innych nastrojach byli naturalnie gospodarze piątkowego meczu. – To był trudny mecz. Nie był on ładny dla oka, ale jego stawka była wysoka – podsumowywał trener Grzegorz Niciński. – Każdy chciał wyjść z małego dołka. My po porażce z Odrą Opole, a GKS po serii porażek. W mojej drużynie było widać dużą nerwowość, ale cieszy mnie, że przetrzymaliśmy to i pokazaliśmy charakter. Dwie bramki w samej końcówce – ładne – dały nam trzy punkty.

Zdobywca pierwszej z bramek, Bartosz Machaj, w ubiegłym sezonie nie grał wiele. W lidze wystąpił 13-krotnie. Teraz jednak po dziewięciu kolejkach tych gier ma już siedem. Trener Niciński stawia na pomocnika, a ten się odwdzięcza. Bramką i asystą w dużej mierze przyczynił się do wygranej z GKS-em. – Spodziewaliśmy się przewagi GKS-u i naszej gry z kontry. Czekaliśmy na swoje sytuacje, dopisało szczęście w końcówce, wykorzystaliśmy je z zimną krwią. Tak, jak w niektórych meczach szczęścia brakowało, tak teraz zdecydowanie było przy nas – uśmiechał się Machaj.

 

Na zdjęciu: Trener Jacek Paszulewicz sam nie wyklucza, że może w tym tygodniu pożegnać się z zespołem.