Prawdziwi górnicy, nie pozoranci

Zaskakujący skład Ruchu Chorzów nie umniejsza sukcesu Pniówka 74 Pawłowice, który wyeliminował lidera III ligi z Pucharu Polski.


Do napisania niniejszego artykułu zmobilizowały mnie niektóre komentarze zamieszczone po środowym meczu Pucharu Polski Pniówka 74 Pawłowice z Ruchem Chorzów. „Zarzuty” były rozmaitego kalibru, ale nad niektórymi postanowiłem się „pochylić”.

Po pierwsze – średnia wieku piłkarzy „Niebieskich” grających w tym meczu wynosiła nie 19 lat, tylko 21, 26 lat. Najstarsi w tym gronie byli: Daniel Paszek (28 lat), Konrad Kasolik (24), Michał Biskup (24), Piotr Kwaśniewski (24), Mateusz Lechowicz (23), Kacper Kawula (23).

Nie mogę również zgodzić się z tezą, że trener Łukasz Bereta wystawił w pucharowym meczu rezerwy. Owszem, zabrakło Tomasza Foszmańczyka, czy Łukasza Janoszki (Mariusz Idzik nie zagra już do końca sezonu), ale przecież po to w kadrze jest ponad 20 zawodników, by z nich korzystać. Zresztą przyjrzyjmy się bilansowi poszczególnych zawodników, którzy zagra w środowym meczu, w rozgrywkach III ligi (kolejność alfabetyczna): Biskup – 9 meczów, 5 goli, Bartosz Guzdek – 6 meczów, Kasolik – 26 meczów, 5 bramek, Kawula – 25 meczów, 3 gole, Anatolij Kozlenko – 2 mecze, Bartłomiej Kulejewski – 24 mecze, 1 gol, Kwaśniewski – 29 meczów, 4 bramki, Lechowicz – 10 meczów, Tomasz Neugebauer – 21 meczów, 1 gol, Paszek – 22 mecze, 2 bramki, Jakub Siwek – 6 meczów, Piotr Wyroba – 10 meczów, 1 gol.

Trener Ruchu Łukasz Bereta po końcowym gwizdku arbitra był wyraźnie niepocieszony.

– Szkoda tego meczu – powiedział 30-letni szkoleniowiec.

– Zagraliśmy tak naprawdę na dziewięciu młodzieżowców. Pniówek zwyciężył zasłużenie, aczkolwiek niektórzy na pewno pokazali się z dobrej strony. Niektórym graczom brakuje jednak ogrania na seniorskim szczeblu. Nie graliśmy też z byle kim, bo Pniówek jest bardzo dobrą drużyną. Rywale bardzo poważnie podeszli do tego spotkania, bo były praktycznie tylko dwie-trzy zmiany w porównaniu do ostatniego meczu ligowego. Trener rywali powiedział swoim zawodnikom, o co mają walczyć. Mają stabilną, czwartą pozycję w ligowej tabeli, ale mogą powalczyć tylko z Polonią Bytom czy Ślęzą Wrocław, ale nic więcej. Teraz skupiają się na pucharze, dlatego ten skład wyglądał tak, jak wyglądał.

Kibic Ruchu, ukrywający się za nickiem „Ma Rio” zakwestionował słowa trenera Pniówka Grzegorza Łukasika, że wielu jego zawodników łączy grę w piłkę z pracą na kopalni. Napisał: „To są takie górniki co dół to ino na Guido w Zabrzu widzieli”.

Postanowiłem wcielić się w adwokata piłkarzy Pniówka i wyprowadzić z błędu niedowiarka. Szanowny Panie! Gdyby interesował się pan rozgrywkami III ligi w szerszym wymiarze, a nie tylko czubkiem własnego nosa, zapewne zauważyłby pan, że praca piłkarzy Pniówka na kopalni to nie jest tylko czcza gadanina. Z okazji Barbórki rozmawiałem z kilkoma zawodnikami zespołu z Pawłowic (niektórzy już w nim nie grają, min. Karol Goik, Sławomir Szary), ale na posterunku wciąż czuwa obecny kapitan zespołu, Szymon Ciuberek.

– Skończyłem technikum informatyczne w Wodzisławiu Śląskim, a kiedy grałem w Przyszłości Rogów studiowałem na Politechnice Śląskiej w Gliwicach – przypomniał „Ciubi”.

– Studiowałem w systemie dziennym – rano zajęcia na uczelni, a po południu treningi. Cała moja rodzina jest związana z górnictwem – tata pracował na KWK Rydułtowy-Anna, obaj dziadkowie i teść byli związani z branżą górniczą. W trakcie gry w Pniówku skończyłem studia, jestem magistrem inżynierem górnictwa i geologii. Z „marszu” trafiłem na oddział wydobywczy, bo moim kierunkiem na studiach była eksploatacja złóż. Muszę przyznać, że pierwsze trzy miesiące pracy w kopalni były najgorszym okresem w moim życiu, bo to najtrudniejszy oddział w całej kopalni. Chociaż skończyłem studia, zostałem zatrudniony jako górnik pod ziemią – takie właśnie miałem stanowisko. Przez pierwszy miesiąc zjazdów miałem pietra jak cholera. Jako nowo przyjęty pracowałem fizycznie, a moimi jedynymi narzędziami były łopata i kilof.

To zdjęcie zrobił „Ciubiemu” kolega w łaźni…
Fot. archiwum Szymona Ciuberka

Kiedyś zalało chodnik i musieliśmy położyć kładki, by inni mogli przejść do ściany „suchą stopą”. Wody było po pas, więc rozebraliśmy się do spodenek i w takich warunkach pracowaliśmy… Na tym oddziale pracowałem przez trzy lata, teraz jestem sztygarem zmianowym na oddziale GRP-2, czyli „przygotówkach”. Chociaż jestem sztygarem zmianowym, do pracy chodzę wyłącznie na rano. Wstaję o 3.50, bo o 4.50 muszę odebrać raporty z nocnej zmiany, która rozpoczyna pracę o północy. O 5.40 mamy podział, a potem zjeżdżamy pod ziemię. I tak dzień w dzień.

Pytanie do „Ma Rio” za tysiąc punktów: który z piłkarzy Ruchu wstaje o tak wczesnej porze jak Szymon Ciuberek i jego koledzy zatrudnieni w KWK „Pniówek”? Chyba tylko ten, który cierpi na bezsenność.

Co dało to zwycięstwo Pniówkowi?


Czytaj jeszcze: Górnicy lepsi od zawodowców

– Ruch nie zagrał rezerwowym składem, bo u nich każdy zawodnik jest wartościowy, ale trochę innym niż w rozgrywkach ligowych – powiedział szkoleniowiec Pniówka, Grzegorz Łukasik.

– Wygrać z taką marką jak Ruch Chorzów to jest coś, na pewno to zwycięstwo – zasłużone – podniesie morale moich zawodników. Tego występu naprawdę nie musimy się wstydzić. Czy teraz skupimy się tylko na Pucharze Polski? W rozgrywkach ligowych też chcemy wygrywać, bo przecież nie wejdę do szatni i nie powiem chłopakom, że ligę już odpuszczamy. Liga jest dla nas bardzo ważna i będziemy bronili czwartego miejsca, a jeżeli się uda, chcemy zaatakować podium. To teraz będzie naszym celem. A Puchar Polski? Jeżeli udało nam się ograć Ruch, to dlaczego nie wygrać z innymi drużynami na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej?


Na zdjęciu: Szymon Ciuberek zaraz po wyjeździe na powierzchnię w pełnym rynsztunku…

Fot. archiwum Szymona Ciuberka