Premier League. „Kanonierzy” pełni niewypałów

Arsenal nie wygrał ani jednego z ośmiu ostatnich meczów w krajowych rozgrywkach. Hitem świątecznej kolejki starcie Leicesteru z Manchesterem United.

1 listopada Arsenal pokonał na wyjeździe, w meczu Premier League, Manchester United. Od tamtej pory podopieczni Mikela Artety rozegrali siedem ligowych spotkań. I żadnego z nich nie wygrali. O ile remisy z Leeds i Southamptonem, a nawet porażkę z Tottenhamem można jeszcze jakoś wytłumaczyć, o tyle przegrane mecze – w dodatku u siebie – z Burnley, Wolverhamptonem i Aston Villą, to coś, co niezwykle frapującego i frustrującego wszystkich fanów „The Gunners”.

Liczyli oni na to, że zespół – być może – przełamie się w starciu pucharowym. W ćwierćfinale English Football League Cup drużyna prowadzona przez hiszpańskiego szkoleniowca zmierzyła się z Manchesterem City. „Obywatele” nie mieli jednak litości dla źle radzącego sobie ostatnio przeciwnika i wygrali na obcym terenie aż 4:1.

Przypomnijmy, że nie tak wcale dawno, bo w lipcu br., w półfinale Pucharu Anglii, Arsenal wygrał z tym rywalem. A następnie, pokonując Chelsea, zdobył trofeum. Teraz z tamtej postawy nie pozostało nic.
Wtorkowa porażka oznacza, że Arsenal nie wygrał żadnego z ośmiu ostatnich meczów w krajowych rozgrywkach.

Tymczasem w Lidze Europy, której faza grupowa skończyła się całkiem niedawno, „Kanonierzy”… wygrali wszystkie mecze i, jako jedyny zespół, do 1/16 finału awansowali z kompletem punktów. Wszyscy zastanawiają się nad tym, skąd aż taka dysproporcja w wynikach? Odpowiedź nasuwa się sama. Na najwyższym poziomie w Anglii nie ma zespołów pokroju Rapidu Wiedeń, Molde FK i Dundalk FC. – Porażka z Manchesterem City, to dla nas kolejny bolesny moment. Walczymy i będziemy walczyć. Nie mamy innego wyjścia. To dla nas trudny moment, ale musimy skupić się na przyszłości – powiedział Mikel Arteta.

Szkoleniowiec Arsenalu ma o czym myśleć, bo już w najbliższą sobotę, w „boxing day”, jego drużynę czeka kolejne trudne wyzwanie. „Kanonierzy”, w derbowym starciu, podejmują Chelsea. W tabeli Premier League oba zespoły dzieli przepaść, bo „The Blues” zajmują piąte miejsce, a Arsenal jest piętnasty. Mecz ten, gdy Arsenal byłby w „normalnej” dyspozycji, z całą pewnością zasługiwałby na miano hitu kolejki. Tymczasem za takie spotkanie, bezwzględnie, należy uznać starcie Leicesteru z Manchesterem United.


Czytaj jeszcze: Puchar dość problemowy

Wicelider podejmuje trzecią drużynę w tabeli. Zespół Brendana Rodgersa, w tym sezonie, nie uznaje kompromisów. „Lisy” są jedyną drużyną angielskiej ekstraklasy, która nie zremisowała spotkania. Wygrała 9 spotkań, a przegrała 5 meczów. Zdarzały się jej kapitalne występy, jak triumf 5:2 na wyjeździe z Manchesterem City, ale też poważne wpadki. Niespełna miesiąc temu Leicester przegrał u siebie 1:2 z Fulham, czyli z drużyną znajdującą się w strefie spadkowej.

Tymczasem w czerwonej części Manchesteru znów ucichły spekulacje o zwalnianiu Ole Gunnara Solskjaera. Dzięki temu, że „Czerwone diabły” wygrały dwa ostatnie mecze ligowe, strzeliły w nich 9 goli, a teraz stoją przed szansą na awans na pozycję wicelidera rozgrywek. Aby tego dokonać muszą w sobotę z Leicesterem wygrać. – Coraz częściej widzę zespół, którego gra mi się podoba. Ostatni mecz wygraliśmy 6:2. A ja widziałem, przede wszystkim, wspaniałą energię – powiedział norweski szkoleniowiec ekipy z Old Trafford.




Program kolejki
Sobota: Leicester – Man Utd, Aston Villa – Crystal Palace, Fulham – Southampton, Arsenal – Chelsea, Man City – Newcastle, Sheffield Utd – Everton, niedziela: Leeds – Burnley, West Ham – Brighton&Hove, Liverpool – West Bromwich, Wolverhampton – Tottenham.

Czołówka tabeli

1. Liverpool 14 31 36:19
2. Leicester 14 27 26:17
3. Man Utd 13 26 28:21
4. Everton 14 26 25:19
5. Chelsea 14 25 29:14
6. Tottenham 14 25 25:14



Na zdjęciu: Trener Arsenalu, Mikel Arteta ze spuszczoną głową, to widok, który coraz bardziej frustruje kibiców „Kanonierów”.

Fot. PressFocus