Premier League. Londyn bez futbolu?!
Burmistrz stolicy Zjednoczonego Królestwa nie widzi szans, aby w mieście przez niego zarządzanym, w najbliższym czasie, odbywały się mecze.
Wielka Brytania to ten europejski kraj, który najmocniej dotknięty został pandemią koronawirusa. Potwierdzono ponad 226 tysięcy zakażeń, a liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 32,5 tysiąca.
Najgorsza sytuacja panuje, jak zresztą wszędzie, w dużych skupiskach ludności. A największym z nich na Wyspach Brytyjskich jest Londyn. Zakażonych w stolicy Zjednoczonego Królestwa jest niespełna 20 tysięcy, co stanowi niecałe 10 procent ogółu. Zmarło już ponad 3 tysiące Londyńczyków, co jest niezwykle istotne w kontekście wznowienia rozgrywek Premier League.
Przypomnijmy, że w angielskiej ekstraklasie występuje pięć zespołów ze stolicy: Chelsea, Arsenal, Tottenham, Crystal Palace i West Ham. I choć w Anglii nadal forsuje się grę na neutralnych stadionach, to jakiś czas temu pojawił się pomysł, aby większość spotkań rozgrywać w Londynie właśnie. Na mniejszych obiektach i – rzecz jasna – bez udziału publiczności. Nawet jednak na takie rozwiązanie nie ma zgody we władzach stolicy.
12 stadionów wyłączonych
Przeciwny organizowaniu spotkań w Londynie jest burmistrz miasta, [Sadiq Khan], który uważa, że jest na to jeszcze zbyt wcześnie. – Zmagamy się z ogromnym kryzysem spowodowanym pandemią koronawirusa. Codziennie umierają setki ludzi. Dlatego to nie czas, aby w naszym mieście mogły odbywać się spotkania piłkarskie – powiedział.
Warto przypomnieć, że wstępny plan gry na neutralnych stadionach zakłada, że kluby Premier League nie będą korzystać z obiektów, z których korzystają drużyny występujące na niższych poziomach rozgrywkowych, do czwartego włącznie.
Na zapleczu gra obecnie pięć zespołów: Brentford, Fulham, Queens Park Rangers, Millwall i Charlton. Idąc niżej, czyli do League One, z obszaru Greater London jest zespół Wimbledonu, a wśród czwartoligowców, czyli w League Two, występuje drużyna Leyton Orient.
Wychodzi zatem na to, że dwanaście londyńskich stadionów jest i tak wyłączonych z użytkowania, jeżeli faktycznie zostanie podjęta decyzja o rozgrywaniu spotkań na neutralnych boiskach.
Warto jednak przy tym pamiętać, że swego czasu pojawił się dość szalony pomysł o tym, aby wszystkie, bądź większość spotkań odbyła się na stadionie Wembley. I kto wie, czy wobec twardego stanowiska burmistrza miasta, idea ta nie wróci? Z drugiej strony takie rozwiązanie może w ogóle nie być konieczne.
Coraz więcej klubów wyraża bowiem chęć gry na swoich obiektach. Posługując się argumentem, że na takie rozwiązanie zdecydowano się w Bundeslidze, która rozgrywki wznowi w najbliższy weekend. Przypomnijmy, że każda ważna dla rozgrywek decyzja musi zostać poparta prze 14 z 20 klubów. Z prasowych doniesień wynika, że za grą na neutralnych stadionach jest tylko 12 klubów.
Wślizg z odwróconą głową
Coraz to nowe doniesienia,w kontekście restartu rozgrywek, napływają ze środowiska piłkarzy. I, jeżeli chodzi o przyszłość rywalizacji, nie są one zbyt pomyślne dla kibiców. Coraz więcej zawodników, w obawie o swoje zdrowie, jest przeciwnych powrotowi na boisko.
Wczoraj dyskutowano o niezbędnych środkach ostrożności, które muszą zostać wprowadzone przy organizacji spotkań. Już wcześniej pojawiły się zalecenia, aby zawodnicy nie rozmawiali ze sobą, nie spluwali na murawę, nie korzystali z tych samych bidonów, a także nie celebrowali zdobytych bramek.
Czytaj jeszcze: Obaw wcale nie ubywa
Już te pomysły budziły spore kontrowersje. Tymczasem pojawił się nowy, który zakłada, żeby zawodnicy – w trakcie wykonywania wślizgów – odwracali… głowy i generalnie, podczas spotkań, unikali kontaktów twarzą w twarz.
Brzmi to kuriozalnie, a nawet trudno jest sobie wyobrazić, jak kuriozalnie będą wyglądać mecze, kiedy powyższe zalecenia będą stosowane. Już nawet nie chodzi o to, że mogą one wypaczać wyniki spotkań, ale spowodują, że trzeba będzie się przyzwyczaić do zupełnie nowego oblicza spotkania piłkarskiego.
Jeden z kibiców Chelsea, w mediach społecznościowych, zażartował, że wkrótce wprowadzony zostanie zakaz… przekraczania własnej połowy.
Fot. PressFocus