Premier League. Mecz o tytuł!

Oczy wszystkich kibiców Premier League zwrócone są na Etihad Stadium. W spotkaniu na szczycie Manchester City zmierzy się z Liverpoolem.


Choć po tym meczu obu zespołom do końca sezonu zostanie jeszcze po siedem meczów, to starcie Manchesteru City z Liverpoolem może mieć znaczący wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie. Szczególnie, jeżeli to gospodarze okażą się lepsi, bo odskoczą rywalowi na cztery punkty. Zyskają wówczas bufor bezpieczeństwa i będą sobie mogli pozwolić na jedną wpadkę. Liverpool już raczej nie. Inaczej będzie w momencie, kiedy to właśnie „The Reds” okażą się lepsi. Wówczas wymienią najgroźniejszego rywala w walce o tytuł na prowadzeniu w klasyfikacji.

Żałują straconych punktów

Manchester liderem Premier League jest od 4 grudnia zeszłego roku. Wyprzedził wtedy Chelsea, a punkt mniej miał Liverpool. Miesiąc później wydawało się, że jest już po wszystkim. W pierwszej kolejce po Nowym Roku Liverpool zremisował z Chelsea właśnie, a „Obywatele” wygrali swój mecz. Wtedy piłkarze Pepa Guardioli mieli 10 punktów przewagi nad „Czerwonymi” i zanosiło się na powtórkę z poprzedniego sezonu, kiedy to „The Citizens”, właśnie po świętach, mieli już sporą zaliczkę, którą bez kłopotu dowieźli do końca.

Teraz jest inaczej. Liverpool – od wspomnianego remisu z Chelsea – wygrał komplet 10 spotkań z bilansem bramek 25:2. A Manchester City zaliczył trzy wpadki. Przegrał z Tottenhamem, a także zremisował z Southamptonem i Crystal Palace. W ten sposób stracił względem Liverpoolu aż 9 „oczek”. Dlatego niedzielne spotkanie ma tak kolosalne znaczenie.

Eksperci nie mają wątpliwości, że drużyna Juergena Kloppa jest obecnie najlepszą angielską ekipą. Widać to było chociażby w ostatnich meczach Ligi Mistrzów. „The Reds” wygrali w Lizbonie 3:1 i są jedną nogą w półfinale. Tymczasem Manchester City 1:0 pokonał Atletico Madryt, bo tylko raz udało mu się złamać żelazną defensywę rywala.

W rewanżu „Obywatele” będą przeżywać męki. Pep Guardiola jest przed hitowym meczem wyraźnie zdenerwowany. Otóż Katalończyk pomylił się, bo wypalił, że przewaga jego drużyny nad Liverpoolem wynosiła 14 punktów, a coś takiego nie miało miejsca. Rekordem było wspomniane 10 punktów. Chwilę później szkoleniowiec „Obywateli” powrócił do rzeczywistości. – Zgubiliśmy punkty. Szczególnie żal remisów, a najbardziej tego z Southamptonem. W meczu w którym graliśmy bardzo dobrze – podkreślił trener obrońców mistrzowskiego tytułu.

Mają przewagę

Juergen Klopp, tak się wydaje, ma przed nadchodzącym meczem przewagę psychologiczną. Nie tylko dlatego, że jego zespół lepiej radzi sobie ostatnio w lidze, ale dlatego, że jego podejście do spotkania jest dosyć luźne. Niemiec znany jest z tego, że lubi „kokietować” Guardiolę. – Ten mecz… niczego nie rozstrzygnie – wypalił Klopp.

– Rywalizacja między tymi zespołami jest tak ciekawa, że nawet gdyby któryś z zespołów miał 15 punktów przewagi, to nadal byłoby interesująco. Choć pewnie czegoś nam wszystkim brakowałoby – podkreślił szkoleniowiec „The Reds”, który przed spotkaniem jest w komfortowej sytuacji kadrowej. Ma do dyspozycji wszystkich zawodników i kłopot bogactwa, bo ostatni mecz w Lizbonie na ławce zaczęli m.in. Roberto Firmino, Diogo Jota i Alex Oxlade-Chamberlain.

Gorzej wygląda sytuacja w obozie Guardioli. Na pewno nie zagrają w najbliższym meczu Ruben Dias i Benjamin Mendy. Portugalczyk jest kontuzjowany, a Francuz zawieszony, bo toczy się przeciwko niemu postępowanie w sprawie oskarżenia o gwałt.



Na zdjęciu: Liverpool (wyjątkowo na żółto) ma punkt straty przed meczem na szczycie, ale wydaje się, że ma przewagę mentalną.

Fot. PressFocus