Premier League. „The Reds” na Goodison Park

241. raz w historii rozegrane zostaną derby Merseyside. W ostatnich latach Liverpool ma w tych meczach znaczącą przewagę nad Evertonem.


– W tym mieście są dwie dobre drużyny. Liverpool FC i… rezerwy Liverpoolu – zwykł mawiać Bill Shankly, legendarny szkoleniowiec zespołu z Anfield Stadium. To tylko jedno ze słynnych powiedzeń tego menedżera, który ponadto powtarzał, że gdyby Everton grał w jego ogródku, to… zasunąłby zasłony. A gdy zmarł Dixie Dean, legenda „The Toffees” i piłkarz, który w sezonie 1927/1928 angielskiej ekstraklasy strzelił 60 bramek, co do dziś jest niepobitym rekordem, Shankly stwierdził, że:

– Biedny Dixie musiał umrzeć, by zapełnił trybuny Goodison Park, bo to właśnie na stadionie odbyły się uroczystości pożegnania tego znakomitego niegdyś piłkarza.

W najbliższą sobotę derby Merseyside rozegrane zostaną już po raz 241, a 207 w ramach rozgrywek angielskiej ekstraklasy. Na przestrzeni ostatnich nieco ponad 12 lat obie drużyny zmierzyły się 26 razy i Everton wgrał tylko raz. W lutym 2021 roku. Ponadto 13 meczów kończyło się zwycięstwami „The Reds”, a 12 razy odnotowano remis. W ubiegłym sezonie oba mecze padły łupem drużyny Juergena Kloppa i to ten zespół jest faworytem najbliższego starcia. Łącznie „The Reds” 97 razy pokonali lokalnego rywala. 76 spotkań kończyło się remisami, a 67 razy górą był przeciwnik.

Derby Liverpoolu, to niejedyne ciekawie zapowiadające się staqrcie weekendowej kolejki w Premier League. Ciekawie, również derbowo, będzie w Londynie, gdzie Chelsea zmierzy się z West Hamem, a także w Manchesterze. „Czerwone diabły” podejmują bowiem Arsenal. Będzie to już 239 starcie pomiędzy tymi zespołami, a 206 w ramach rozgrywek angielskiej ekstraklasy. Wszystko zaczęło się 128 lat temu.

Oba zespoły nazywały się inaczej. Protoplastą Manchesteru United była drużyna Newton Heath, a londyńska drużyna występowała pod nazwą Woolwich Arsenal. Spotkanie zakończyło się remisem 3:3. Od tamtej pory wiele spotkań pomiędzy tymi drużynami wzbudziło mnóstwo emocji, ale kibice United chyba z największym rozrzewnieniem wspominają mecz, który rozegrano nie tak dawno temu, bo 28 sierpnia 2011 roku. Na Old Trafford zespół prowadzony jeszcze przez Sir Aleksa Fergusona zdemolował wręcz rywala. Wygrał 8:2, hat trickiem popisał się Wayne Rooney, a bramki „Kanonierów”, z niezbyt dobrym skutkiem, bronił Wojciech Szczęsny. To właśnie po tamtym spotkaniu żartowano, że dobrze, że Polak wrócił do domu… przed dziewiątą.

Wielu zawodników, którzy wystąpili w tamtym spotkaniu, nie gra już zawodowo w piłkę nożną. David de Gea, dla którego tamten sezon był pierwszym w Premier League, nadal jest jednak zawodnikiem Manchesteru United. Ostatnio Hiszpan nie zbierał zbyt pochlebnych recenzji. Popełnia bowiem sporo błędów, a wręcz koszmarny był w jego wykonaniu mecz z Brentfordm, który „Czerwone diabły” przegrały aż 0:4.

Eksperci wyliczyli, że De Gea zawinił przy wszystkich straconych przez swój zespół bramkach. Kontrakt hiszpańskiego golkipera z Manchesterem United wygasa za rok. Wprawdzie w umowie jest zapis o możliwości jej przedłużenia, ale nie zanosi się na to, że klub z takiej opcji skorzysta. Podobno Manchester United rozgląda się już za nowym bramkarzem i raczej w tej kwestii nie będzie oszczędzał. 11 lat temu David de Gea trafił do Manchesteru United z Atletico Madryt za 25 mln euro. Teraz mówi się, że nowy golkiper może kosztować klub z Old Trafford nawet cztery razy tyle. „Czerwone diabły” mogą pobić transferowy rekord, jeżeli chodzi o pozyskanie bramkarza. Kepa Arrizabalaga, w 2018 trafił do Chelsea za 80 mln europejskiej waluty.


Na zdjęciu: Derby Liverpoolu ostatnio są najczęściej jednostronne, ale zawsze budzą spore emocje.

Fot. PressFocus