Premier League. To już bunt!

Piłkarze Watfordu odmówili powrotu do treningów. Dwóch pracowników klubu i jeden z zawodników otrzymało pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa.


748 osób, wskazanych przez poszczególne kluby, w tym zawodnicy i sztaby szkoleniowe, zostało poddane testom na obecność koronawirusa. Do publicznej wiadomości podano, że sześć osób otrzymało wynik pozytywny. Nie poinformowano o personaliach, ale stosunkowo szybko okazało się, że połowa pozytywnych wyników dotyczy Watfordu.

Zakażenie stwierdzono u dwóch pracowników klubu i jednego z zawodników. Konsekwencje zaistniałej sytuacji były do przewidzenia. Piłkarze przyłączyli się do głosu swojego kapitana, Troya Deeneya, i odmówili powrotu do treningów!

Przypomnijmy, że zawodnik ten, który w barwach „Szerszeni” występuje od dekady, a na swoim koncie ma 129 goli w 388 spotkaniach, już wcześniej wyrażał spore obawy w kontekście powrotu do futbolowej normalności. Zwrócił, bardzo wyraźnie, uwagę na fakt, że ma pięciomiesięcznego syna, który miał problemy z oddychaniem.

– Wystarczy jednak zakażona osoba w grupie. Nie chcę czegoś takiego przynosić do domu – mówił 32-letni napastnik, który pięć lat temu awansował z Watfordem do Premier League i występuje w niej do dziś. Stanowisko kapitana poparli nie tylko koledzy z zespołu, ale także menedżer.

– Jasne, że chcielibyśmy, aby sezon wystartował ponownie. Musi się to jednak odbyć wówczas, kiedy zachowamy nadzwyczajne środki ostrożności. Musi być całkowicie bezpiecznie. Wszyscy musimy zdawać sobie sprawę z tego, że ignorowanie zagrożeń, po prostu, jest głupotą – powiedział Nigel Pearson, szkoleniowiec Watfordu, czyli zespołu, który w klasyfikacji Premier League zajmuje 17. miejsce. Znajduje się tuż nad strefą spadkową, a na swoim koncie ma tyle samo punktów, co plasujące się jedną pozycję niżej Bournemouth.

Nic zatem w tym dziwnego, że od razu pojawiły się głosy krytyki pod adresem trenera, zawodnika i klubu. Opozycja w stosunku do stanowiska środowiska Watfordu uznaje bowiem, że klub nie chce grać, aby w ten sposób uniknąć spadku do League Championship.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że Watford jest jednym z sześciu klubów, który – w najbliższym czasie – zagłosuje przeciwko „projektowi restart”. Powyższa kwota jest niezwykle istotna, bo każdą ważną dla rozgrywek decyzję musi – w myśl regulaminu – poprzeć co najmniej 14 z 20 klubów. Zwykła większość nie wystarczy.

Aktualnie zatem sytuacja jest niezwykle napięta, bo jeżeli jeszcze jeden klub, a dosyć prawdopodobne, że taki się znajdzie, zagłosuje przeciwko, to wówczas rozgrywki nie zostaną wznowione. Ani 12, ani 19, ani też 26 czerwca. Oto trzy daty, które obecnie są brane pod uwagę. Wiadomo już, że pierwsza z wymienionych ma najmniejsze szanse.


Czytaj też: Potrzebują więcej czasu



Analizując całą sytuację niełatwo jest się domyślić, że angielscy kibice mają mieszane uczucia. Również z tego powodu, że w Wielkiej Brytanii sytuacja związana z pandemią jest trudna. Zmarło już ponad 35 tysięcy ludzi, o czym zresztą wspomina Troy Deeney.

– Ludzie umierają. To dzieje się na naszych oczach. Dziwne jest to, że do połowy lipca nie będę mógł pójść do fryzjera. A codziennie mam wychodzić na boisko i spotykać się z kilkudziesięcioma osobami? – pyta napastnik Watfordu.

Wprawdzie efekt powrotu Bundesligi wywołał na sympatykach futbolu w Anglii spore wrażenie. Z drugiej jednak strony są i tacy, którzy przywołują przykład Szkocji, która zdecydowała się rozgrywki zakończyć.



Na zdjęciu: Troy Deeney (z prawej) odmówił powrotu do treningów. Podobnie postanowili jego koledzy z Watfordu.

Fot. Pressfocus