Prezent dla Steinborsa. Arka stanęła na wysokości zadania

 

Sto meczów z rzędu w ekstraklasie? To seria godna uznania – zwłaszcza jeśli wiele z nich było bardzo udanych. Pavels Steinbors, bramkarz Arki, miał wczoraj miły jubileusz. O Łotyszu nie zapomnieli kibice, którzy przed pierwszym gwizdkiem skandowali jego nazwisko, a przez całe spotkanie na widocznej w telewizyjnej kamerze trybunie wisiał transparent: „Ile to już razy ratowałeś nas w potrzebie. Pavels, królu, gdzie dzisiaj byłaby Arka bez Ciebie?”.

Koledzy z pola zrobili Steinborsowi na ten jubileusz prezent. Tym razem 34-latek – najczęściej w tym sezonie zatrudniany przez rywali bramkarz ekstraklasy – nie miał wiele pracy, a Arka stanęła na wysokości zadania. Odniosła pierwsze od 30 sierpnia domowe zwycięstwo. Trzeba też oddać, że nie przeszkodzili jej w tym lubinianie. Po przerwie goście prezentowali się katastrofalnie. To oczywiście niemierzalne, ale stawiamy, że mało było w tym sezonie tak złych pojedynczych połów w wykonaniu danego zespołu, jak ta, którą w Gdyni zaliczyło Zagłębie. Nie pomógł mu też jego trener Martin Szevela. Słowak po zmianie stron nie reagował na niekorzystny obraz meczu i biernie patrzył, jak jego drużyna najpierw traci drugiego gola, a następnie – Damiana Okę. 22-letni lewy obrońca w krótkim odstępie czasu skompletował dwie żółte kartki i w końcówce osłabił zespół.

Czerwień sprawiła, że oceniliśmy go na notę „0”, ale prawdę powiedziawszy, gdyby wytrwał do ostatniego gwizdka, to byłaby ona niewiele wyższa. Trudno stwierdzić, jak prezentowaliby się goście, gdyby uraz nie wykluczył Saszy Żivca, ale absencją jednego Słoweńca zasłaniać się nie można.

Nawet bramka zdobyta przez lubinian była raczej przypadkowa. Ekipa VAR długo sprawdzała, czy na linii pola karnego Bartosz Białek rzeczywiście został sfaulowany przez [Adama Deję]. – Sędzia powiedział mi, że było uderzenie łokciem, ale to nie był łokieć, tylko bark. Jak dla mnie, karnego nie było – przekonywał Deja. Z „wapna” Steinborsa pokonał Filip Starzyński, a jeszcze przed końcem I połowy „Figo” mógł wyprowadzić Zagłębie na prowadzenie, lecz trafił piłką w słupek. Niezależnie od tego, to Arka w pełni zasłużyła na wygraną. Bohaterów było dwóch: Maciej Jankowski i młodzieżowiec Mateusz Młyński, którzy zaliczyli po bramce i asyście. I to właśnie te asysty, a nawet nie gole, mogły tego wieczoru w Gdyni podobać się najbardziej.

 

Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 2:1 (1:1)

1:0 – Młyński, 12 min (asysta Jankowski), 1:1 – Starzyński, 21 min (karny), 2:1 – Jankowski, 75 min (asysta Młyński)

ARKA: Steinbors – Zbozień, Maghoma, Marić, Marciniak – Deja – Młyński, Budziński (81. Danch), Nalepa (89. Busuladzić), Jankowski – Serrarens. Trener Aleksandar ROGIĆ. Rezerwowi: Krzepisz, Wawszczyk, Olczyk, Antonik, Nando, Marcus da Silva, Siemaszko.

ZAGŁĘBIE: Forenc – Czerwiński, Kopacz, Guldan, Oko – Tosik (84. Poręba), Slisz – Szysz (84. Sirk), Starzyński, Bohar – Białek. Trener Martin SZEVELA. Rezerwowi: Bieszczad, Dąbrowski, Jończy, Bogacz, Soszyński, Tajti, Żyra.

Sędziował Łukasz Szczech (Warszawa) . Widzów 3820. Żółte kartki: Deja (21. zagranie ręką), Budziński (23. faul), Maghoma (73. faul) – Guldan (17. faul), Tosik (45+2. faul), Oko (78. faul). Czerwona kartka: Oko (87, druga żółta).

Piłkarz meczu – Maciej JANKOWSKI.

 

Wojciech Chałupczak

 

Na zdjęciu: Maciej Jankowski (nr 7) był ojcem wygranej Arki, lubinianie zaś raczej kopali się po czołach…