Prezes Wisły przyznaje: Sytuacja wymknęła się spod kontroli

Marzena Sarapata przerwała milczenie i w tym tygodniu zabrała głos po raz pierwszy od emisji programu „Superwizjer” TVN. W materiale tym Szymon Jadczak ujawnił powiązania zarządu krakowskiego klubu z przestępczym półświatkiem.
 
Prezes klubu w rozmowie z Sebastianem Staszewskim (sport.pl) próbuje wybielić się z większości niewygodnych kwestii, a buduje przy okazji obraz osoby, która nie do końca jest świadoma, co się wokół niej dzieje.
 
W jaki sposób trafiła do władz Towarzystwa Sportowego Wisła? Jak przyznaje, w dużym stopniu po znajomości. – To był pomysł prezesa Miętty-Mikołajewicza. Znaliśmy się przez Dorotę (Gburczyk – przyp. red.), poza tym okazało się, że pan Ludwik zna mojego tatę, działacza sportowego. Spotykaliśmy się na wiślackich wigiliach i różnych takich imprezach – mówi Sarapata.
 
Do wyborów do władz TS Wisła stanęła jako delegat sekcji „Trenuj Sporty Walki” z którą mocno związani byli kibole Grzegorz Z. pseudonim „Zielak” (zatrzymany w maju za m.in. udział w zorganizowanej grupie przestępczej) oraz Paweł M. pseudonim „Misiek” (we wrześniu zatrzymany we Włoszech, wkrótce odpowie na zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, udział w handlu narkotykami oraz przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu).

Kto na mnie głosował?

Gdy Sarapata potrzebowała głosów, nie interesowało ją, kto za nimi stoi. – Nigdy nie zastanawiałam się, kto i dlaczego na nas zagłosował. Nie dlatego, że jestem głupia. Po prostu życie toczyło się bardzo szybko, z miesiąca na miesiąc – wspomina w wywiadzie udzielonym portalowi Sport.pl. W ten sposób w 2017 została prezesem Towarzystwa Sportowego Wisła (od 2014 roku była w zarządzie).
 
Działając w TS Wisła Sarapata poznała Damiana Dukata. Potem, gdy Towarzystwo przejęło sekcję piłkarską, oboje zaangażowali się odbudowę klubu – Sarapata została prezesem, Dukat był wiceprezesem (w lipcu zrezygnował ze stanowiska, obecnie nadal zasiada w zarządzie TS Wisła). To człowiek wywodzący się ze środowiska kibiców, były prezes Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków, utrzymujący ścisłe kontakty z członkami nieformalnej grupy „Sharks” o charakterze chuligańsko – przestępczej.
Oczywiście, Sarapata o niczym nie wiedziała. Nie wiedziała, z kim pracuje przez kilka lat. Tematem zainteresowała się dopiero wtedy, gdy dowiedziała się, że dziennikarz śledczy Szymon Jadczak pracuje nad programem o Wiśle.
 
– Gdy pan Jadczak zaczął interesować się konkretnymi sprawami, usiedliśmy we dwoje i zrobiliśmy rachunek sumienia. Damian opowiedział mi o tych trybunach, imprezach, o znajomościach z kibicami. „To tylko tyle?” – taka była moja reakcja – mówi Sarapata.
 
Z jednej strony „tylko tyle”, z drugiej Sarapata uważa, że Dukat jednak nie powinien być wiceprezesem („Pomyślałam, że jego kontakty z kibicami nie mają dużego znaczenia, bo to po prostu dobry menadżer. To było naiwne. Teraz to widzę i zrobiłabym to inaczej”).
Ale wygląda na to, że nie chodzi jej tu o klub, a bardziej o Dukata („Gdyby Damian miał w klubie mniej eksponowaną rolę to pewnie w spółce pracowalibyśmy razem do dziś”).
 

Póki coś jest legalne…

Sarapata dopiero po emisji „Superwizjera” zrozumiała, że wynajmowanie przez Towarzystwo Sportowe Wisła pomieszczeń Pawłowi M. pseudonim „Misiek” szkodzi klubowi. – Nie powinnam była tego lekceważyć. A zlekceważyłam. Co z tego, że to siłownia „Miśka”? Przecież chodzi po ulicach, jest wolny. To co to komu przeszkadza?” – tak to oceniałam. Dziś uważam, że to był mój błąd. Wtedy myślałam tak: póki coś jest legalne, to może działać, mimo plotek. Myślałam jak prawnik, a nie jak prezes – zaznacza.Zapewnia, że trwają prace nad tym, by kłopotliwą współpracę jak najszybciej zakończyć. Z „Superwizjera” dowiedzieliśmy się, że kibic o ksywie „Dudek”, którego wspierali piłkarze Wisły ubierając okolicznościowe koszulki, doznał urazu nie wskutek wypadku, a został postrzelony w bandyckich porachunkach. Sarapata nie tylko nie wiedziała kim jest „Dudek”, ale też nie wiedziała w ogóle o całej akcji.- Na poziomie zarządu nie mieliśmy o tym pojęcia. Ja zobaczyłam je dopiero, gdy zawodnicy Wisły wybiegli na murawę. Przecież takich akcji nie załatwia prezes zarządu – zapewnia. Zaznacza, że nikt w klubie nie pamięta, kto przyszedł z tym pomysłem do klubu.Oczywiście dodaje, że gdyby w klubie znali przypadek „Dudka”, nie zgodziliby się na takie koszulki.

 

Podpisywali prawie wszystko

Inna sprawa. Sarapata podpisała pismo gwarantujące zatrudnienie dwóm chuliganom z poważnymi zarzutami w przypadku zwolnienia ich z aresztu. Dziś przyznaje, że nie pamięta wielu szczegółów poza tym, że pismo faktycznie podpisała.I zapewnia, że dziś by tego nie zrobiła.Do Wisły bandytów wciskano na różne sposoby, a Sarapata nigdy nic nie wiedziała. Nie wiedziała, że Wojciech Ł. pracujący w kasach brał udział w wyjątkowo bestialskim zabójstwie kibica Cracovii Tomasza C. pseudonim „Człowiek”. – Dowiedziałam się o nim po fakcie. Damian też. Głupio mi to powiedzieć, ale nie mam pojęcia, kto pracuje na kasach. To nie był dyrektor wykonawczy spółki. Ja tego nie lekceważę, to był nasz poważny błąd, ale nie mogę znać nazwisk wszystkich pracowników – mówi dziś.Groźny bandyta miał w ten sposób dostęp do danych osobowych wszystkich kibiców. Sarapata nie wiedziała kim on jest, choć wiedzieli wszyscy dookoła. Oczywiście zapewnia, że takiej sytuacji już nie będzie.

Sarapata nie wie, że Agnieszka Kawalec pracująca jako księgowa w Towarzystwie Sportowym Wisła to partnerka życiowa Pawła M. pseudonim „Misiek”. I znów prezes jest wyjątkiem, bo ten związek w klubie jest powszechnie znany. Sarapata zapewnia, że „Miśka” zna bardzo słabo. Nie ma jego numeru telefonu, nawet w 2014 roku, gdy reprezentowała go w sądzie, też chyba nie miała. „Przez okres trwania sporu sądowego nie mieliśmy okazji się spotkać. Jeśli go widziałam później, to przypadkiem”, „Odkąd zostałam prezesem Wisły SA nie wiem czy pana „Miśka” widziałam więcej, niż jeden raz. Raz chyba go spotkałam, przypadkiem”… Ale w wywiadzie mówi o nim per „pan Misiek”.

 

Wyższy poziom odrealnienia

Wywiadu Sebastianowi Staszewskiemu z portalu Sport.pl udzielił także Damian Dukat, były wiceprezes Wisła Kraków SA. W tym przypadku poziom odrealnienia jest jeszcze wyższy. Na pytanie, czy wie, czym zajmowali się „Sharksi” odpowiada: – Powiem szczerze: nie. (..) Wychodzę z założenia, że im się mniej wie, tym lepiej się śpi. Poza tym w Krakowie panuje prawdziwa zmowa milczenia. Mówią o tym otwarcie oficerowie policji. Jak coś się stanie to nikt nie lata po ulicy i się tym nie chwali. Naprawdę nie miałem świadomości wielu spraw – przekonuje. A mówi przecież o swoim środowisku, o swoich kolegach.

Ta „niewiedza” nie przeszkadzała mu w tym, by zrobić sobie tatuaż rekina na piersi. – Mam wiele tatuaży, większość z symboliką wiślacką. Ten też, nie ukrywam tego. Ale dla mnie rekin to nie symbol jakiejś grupy przestępczej, ale kibiców tego klubu. Wcześniej miałem tatuaż z moją byłą dziewczyną. Rozstaliśmy się i chciałem go usunąć, ale nawet laserowo się nie dało. Strasznie bolało. Postanowiłem więc go przerobić na inny. Ktoś ze znajomych zaproponował mi rekina, pokazał projekt, który mi się spodobał. I zrobiliśmy to – opowiada.

– Nie pomyślał pan nigdy, że jest pan wiceprezesem wielkiego klubu i nie wypada panu utrzymywać regularnych kontaktów z ludźmi półświatka, mówiąc wprost: z bandytami? – pyta dziennikarz. – Przyznam szczerze, że miałem wątpliwości i starałem się ten kontakt ograniczać – pada odpowiedź…

***

W rozmowie ze sport.pl Sarapata zaznacza, że Towarzystwo Sportowe jest gotowe odsprzedać klub, nawet za symboliczną złotówkę. Zapewnia, że w każdej chwili – jeśli będzie to dobre dla Wisły – jest gotowa podać się do dymisji.

Marzena Sarapata wykonała w Wiśle kawał dobrej roboty, ale przy na zbyt wiele spraw przymykała oko. W wywiadzie potwierdza, że  w pewnym sensie stała się marionetką, która podpisuje pisma podtykane jej przez niewłaściwych ludzi. To doprowadziło do obecnej sytuacji – choć na boisku Wisła jeszcze sobie radzi, to jej wizerunek sięgnął dna.