Progres wpisany w CV

Wciąż ma jeszcze „naście” lat – i pewnie całkiem niezłe perspektywy piłkarskie przed sobą. W sobotę w Głogowie Wojciech Słomka zdobył pierwszego ligowego gola w seniorskiej piłce. A skoro był „ten pierwszy raz” na snajperskiej liście, niechże będzie i „ten pierwszy raz” na naszych łamach…

Dariusz LEŚNIKOWSKI: Gratulacje. Za bramkę, ale przede wszystkim – za zimną krew. Instynkt napastnika zadziałał?
Wojciech SŁOMKA:– Rzeczywiście, bardzo długo grałem jako napastnik. Dopiero trener Tomasz Bernas w Cracovii – wspominam go zresztą bardzo dobrze, bo poza pracą szkoleniową próbował też każdego z nas ukształtować jako człowieka – uznał, że lepszą pozycją dla mnie będzie skrzydłowy. Spodobało mi się. I tak zostało.

Lewego czy prawego skrzydłowego?
Wojciech SŁOMKA:– Lewego i prawego. Ale lewa noga jest „wiodąca”.

Gola w Głogowie strzelił pan prawą!
Wojciech SŁOMKA:– Nie było sposobu, by uderzać lewą. Nie jest zresztą tak, że nad tą prawą nie pracuje. Choć… daleko mi na przykład do Piotrka Zielińskiego, którymi obiema gra równie swobodnie.

Ten Zieliński wpadł panu do głowy przypadkowo czy to… jeden ze wzorów piłkarskich?
Wojciech SŁOMKA:– Przypadkowo, choć ta jego swoboda w grze dowolną nogą może imponować. Z piłkarskich wzorów – pierwszy był Ronaldinho. Z Barcelony go zapamiętałem.

Przecież dzieciakiem pan wtedy był! Już pan „siedział” na tyle w futbolu, że zapamiętał pan Brazylijczyka?
Wojciech SŁOMKA:– To był piłkarz, którego nie dało się nie lubić. No i grał na „mojej” ówczesnej pozycji. A że zakochałem się w futbolu tak wcześnie? To akurat fakt. Moi starsi bracia zawsze powtarzają, że już w wieku 2-3 lat kładłem się spać z piłką. Kiedy tato zapisał mnie – jako pięciolatka – na treningi w Okocimskim Brzesko, byłem najszczęśliwszy na świecie.

W Brzesku był klub grający – od czasu do czasu – w pierwszej lidze. A pan – po zakończeniu wieku trampkarza – odszedł do Bochni. Czemu?
Wojciech SŁOMKA:– Bo tamtejszy zespół dawał większe szanse rywalizacji już nie tylko na szczeblu regionalnym, ale wojewódzkim. Czyli pokazania się na szerszej arenie. I – prawdę mówiąc – sprawdziło się.

„Przyuważyła” pana Cracovia!
Wojciech SŁOMKA:– No właśnie. Na zimowych mistrzostwach halowych „pod balonem” na jej obiektach. Zaproponowano mi przeprowadzkę do „Pasów”, a ja właściwie w ogóle się nie zastanawiałem. Już od paru lat – czyli od rozpoczęcia nauki w gimnazjum Wojewódzkiego Ośrodka Szkolenia Sportowego Młodzieży – mieszkałem w Krakowie, w internacie tego ośrodka w Nowej Hucie. Do Bochni jeździłem tylko na weekendowe mecze. Uznałem, że na treningi i spotkania w Cracovii będę mieć bliżej. Nie mówiąc już o sportowym rozwoju.

Internat, czyli z dala od rodziców. Do tego wielkie miasto. Młodego człowieka nie kusiło?
Wojciech SŁOMKA:– Za mali – mówię o mojej grupie rówieśniczej – jeszcze wtedy byliśmy na to, by nam chodziły głupoty po głowie.

Ale – jak pan przyznał – pierwsze piwo „przydarzyło” się w wieku 16 lat.
Wojciech SŁOMKA:– Po zakończeniu szkoły, albo na koniec sezonu – nie pamiętam. Ważne, że tylko jedno. Nawet kiedy lat przybywało, w ogóle mnie nie ciągnęło do alkoholu i imprez. Z tyłu głowy wciąż miałem i mam, że piłkarskie życie wymaga wyrzeczeń.

Dobra, wróćmy do chronologii wydarzeń. Jest pan w Cracovii – klubie ekstraklasowym, który na dodatek ma markę stawiającego na własnych wychowanków. A jednak odchodzi pan z Kałuży. Bo?
Wojciech SŁOMKA:– Bo praktycznie całą moją klasę w liceum stanowili zawodnicy Progresu. Więc kiedy na jednym z międzyszkolnych turniejów zainteresowanie mną wyraził trener Krzysztof Lipecki, postanowiłem spróbować. Progres – moim zdaniem – miał wtedy najlepsze szkolenie młodzieży w Krakowie.

Cracovia puściła bez oporów?
Wojciech SŁOMKA:– Najpierw było półroczne wypożyczenie. Potem – trochę problemów z jej zgodą na przeprowadzkę. Ale koniec końców się udało.

I dzięki temu może pan dumnie nosić na szyi brązowy medal mistrzostw Polski juniorów młodszych!
Wojciech SŁOMKA:- Fakt. Może się jakoś specjalnie wiele w turnieju finałowym nie nagrałem, ale w meczu z Lechem – przegranym 1:4 – zaliczyłem asystę przy tym jedynym golu dla nas. Ważnym golu, bo – mimo porażki – dającym nam owo trzecie miejsce, przed Polonią Warszawa.

Kilku piłkarzy Lecha z tamtego turnieju gra już dziś w ekstraklasie…
Wojciech SŁOMKA:– Gra też w niej od czasu do czasu Adam Wilk – kolega z szatni Cracovii, a także Kamil Pestka, z którym chodziłem do jednej klasy w szkole. Tyle że on był wtedy w Progresie, a ja w „Pasach” – potem się zamieniliśmy klubami… No cóż, mam nadzieję, że i ja w tej ekstraklasie w końcu pogram.

Debiut już za panem. Na dodatek zmieniał pan w nim na murawie samego Pawła Brożka!
Wojciech SŁOMKA:- Ten fakt też ma dla mnie wartość. Przecież Paweł to jedna z ikon Wisły w ostatnich kilkunastu latach.

Skończyło się jednak na ledwie jednym występie. Gorycz?
Wojciech SŁOMKA:– Nie. Mogło ich być więcej. Dwa tygodnie wcześniej trener chciał mnie wziąć do osiemnastki na wyjazdowy mecz w Białymstoku. Ale to było dokładnie w okresie matur; no i w klubie uznano, że obecność na egzaminie jest ważniejsza dla mojej przyszłości.

Nim doszło do debiutu, musiał się pan najpierw znaleźć przy Reymonta. Nie patrzono dziwnie na chłopaka, który do Wisły przychodzi z Cracovią w CV?
Wojciech SŁOMKA:– Nie, bo dla wszystkich niemal anonimowy byłem. Nikt nie wnikał, gdzie grałem wcześniej.

A w Brzesku więcej jest wiślaków czy „Pasów”?
Wojciech SŁOMKA:– W Brzesku tych podziałów w zasadzie nie widać. Co innego w Bochni, gdzie Wisła ma nawet swój fan klub. U mnie w domu więcej sympatii też mieliśmy dla „Białej gwiazdy”. Jeden z braci nawet regularnie jeździł na mecze przy Reymonta. A czasem nawet na wyjazdy.

Tak czy siak – ciekawie musi wyglądać u pana w domu koszulka Cracovii zaraz obok tej wiślackiej?
Wojciech SŁOMKA:- Wiślacka rzeczywiście jest; ta z debiutu w ekstraklasie. Koszulki „Pasów” nie mam.

Pobrzmiewa w pana słowach sympatia do Wisły.
Wojciech SŁOMKA:– W końcu jestem jej zawodnikiem do czerwca 2019, na razie wypożyczonym jedynie do Katowic. Wiem, że wiślacy monitorują moje występy w GieKSie.

Do pewnego momentu nie było ich jednak zbyt wiele. A jak już pan zagrał, to w roli… lewego obrońcy. Szok?
Wojciech SŁOMKA:– Po raz pierwszy w życiu przyszło mi wystąpić na tej pozycji – pomijając oczywiście kilka tygodni treningów w GKS-ie. Ale po 18 kolejkach ligowych bez choćby minuty na boisku, w zasadzie byłem gotów na wszystko, byle tylko zagrać. Trener Piotr Mandrysz rozmawiał ze mną na temat tej pozycji, a ja – paradoksalnie – nie czułem jakiegoś megastresu, wychodząc na murawę. A że wygraliśmy z Miedzią – proszę zobaczyć, gdzie dziś jest ten zespół w tabeli! – byłem zadowolony z tego występu.

Trener Paszulewicz też wspominał czasami o możliwości wykorzystania pana w tej roli…
Wojciech SŁOMKA:– Wiem. W zimowych sparingach grywałem „na wahadle”, czyli de facto jako boczny obrońca. Ale ostatnio to znów jest pozycja klasycznego skrzydłowego.

Wraca pan do Krakowa latem?
Wojciech SŁOMKA:– Jeszcze nie wiem. Decyzja należy do Wisły. Na pewno w umowie mojego wypożyczenia do Katowic jest wpisana opcja jego przedłużenia. Wiele – podejrzewam – zależeć będzie od naszego wyniku i miejsca na koniec sezonu.