Prokić: Powinniśmy być bardziej… pazerni

Dariusz LEŚNIKOWSKI: Całkiem niedawno rozstał się pan z GKS-em. Emocje jeszcze świeże?

Andreja PROKIĆ: – Wiadomo, że kiedy zbliża się mecz z byłym klubem, zawsze coś tam „chodzi po krzyżu”. Ale dziś potrzebny jest nam wszystkim przede wszystkim spokój i skupienie. Więc staram się od tych emocji odciąć.

Kiedy dziś spogląda pan wstecz, nie żałuje pan trochę tej decyzji ze stycznia, o podpisaniu kontraktu ze Stalą z półrocznym wyprzedzeniem? Bo – na razie – w Mielcu to pan „liczb” nie ma. Zero goli na przykład…

Andreja PROKIĆ: – Prawdę mówiąc w GieKSie tych „liczb” też nie miałem nie wiadomo jakich.

No dobra; ale parę bramek w rundzie to pan jednak zdobywał…

Andreja PROKIĆ: – W Stali rzeczywiście – na razie – jeszcze jej nie strzeliłem. Ale na grę drużyny – i na swoją dyspozycję – nie narzekam.

Czasami wyniki bywają… niewytłumaczalne – mówił Andreja Prokić w GieKSie. I mówi też w Stali… Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

Ejże; sześć remisów z rzędu to nie powód do narzekań?

Andreja PROKIĆ: – No tak, „królowie remisów”… Tyle że my naprawdę gramy dobrze i sytuacji mamy sporo.

No to mamy deja vu – bo w czasach pańskiej gry w GieKSie, zwłaszcza za trenera Brzęczka, wielu piłkarzy z Bukowej używało takich argumentów…. A przyczynę – chociabyż tu, w Mielcu – udało się zdiagnozować?

Andreja PROKIĆ: – Można by oczywiście powiedzieć banalnie: „brak szczęścia”. Ale to by było zbyt proste. Tych przyczyn jest więcej. Ja to sobie myślę, że powinniśmy być bardziej pazerni na te gole.

A cóż to znaczy?

Andreja PROKIĆ: – Jak już jesteś blisko bramki przeciwnika, masz okazję na oddanie strzału – to wal! Zawsze jest szansa, że wpadnie. A my – jak mówię – gramy w polu dobrze, a potem tego finału – czyli mocnego strzału – nam brakuje.

Pytałem o ewnetualny żal z powodu zmiany barw, bo w Stali ma pan silną konkurencję. Choćby Grzegorza Kuświka „na szpicy”. I czasem trzeba zagrać na skrzydełku…

Andreja PROKIĆ: – Nie narzekam, bo to nie jest tak, że Grzegorz zabrał mi miejsce na „dziewiątce”. Są mecze, w których i ja tam grywam. A najczęściej – i to jest dla mnie najważniejsze – miejsce na boisku jest dla nas obu.

Tylko do czoła tabeli jakoś daleko… A miał być awans – czyż nie?

Andreja PROKIĆ: – A kto powiedział, że już na pewno go nie będzie? Fakt, na samym początku dostaliśmy od władz klubu jasny sygnał: „Ma być walka o awans”. I przyjęliśmy to zadanie. Owszem, może wskutek tego sami na siebie nałożyliśmy nieco większą presję, ale… czemu mamy się okłamywać? Zespół jest naprawdę dobry, i naprawdę dobrze gramy. Gdybyśmy zamiast tych remisów mieli zwycięstwa – a w większości tych meczów niewiele do nich brakowało – każdy by nas klepał po plecach i mówił: „Uuu, dobra drużyna”.

Ale zamiast klepania jest nerwowość?

Andreja PROKIĆ: – Nie zauważyłem ani u nas, ani u władz klubowych.

Za to w Katowicach – i owszem.

Andreja PROKIĆ: – No właśnie. To też odpowiedź na pana pytanie, czy nie żałuję swej decyzji. GieKSa jest dziś w tabeli niżej od nas. Więc i tam – jak w Stali – nie byłbym zadowolony z zajmowanej pozycji.

A czemu – pana zdaniem – idzie tam jak po grudzie?

Andreja PROKIĆ: – Bo – tradycyjnie – zmieniono niemal cały skład. I zanim zacznie się gra układać, kilka tygodni mija. Przerabialiśmy to rok temu, za trenera Mandrysza.

Jest pan w kontakcie z byłymi kolegami z Bukowej?

Andreja PROKIĆ: – Ze sporą grupą, choć… ich też już nie ma przy Bukowej. Z Adim Błądem – by pozostać przy katowiczanach – czasem wymieniamy się SMS-ami.

Smutnymi?

Andreja PROKIĆ: – Niekoniecznie. Przecież na piłce świat się nie kończy. A poza tym jestem pewien, że obie drużyny stać na lepsze wyniki, i że one „już zaraz” przyjdą.

Jak będzie wyglądać piątkowy mecz?

Andreja PROKIĆ: – Ot, zagadka. GieKSa ma nowego trenera, więc tak naprawdę trudno zgadnąć, jaką taktykę zastosuje. Za Jacka Paszulewicza w zasadzie wiele rzeczy było oczywistych: próba agresywnego odbioru w środku pola i szybka piłka do przodu, na kontrę. GKS raczej nie prowadził gry. Ale że ma wykonawców do takiego prowadzenia, myślę sobie, że tym razem będzie inaczej. Że to będzie otwarty mecz, w którym każdy z zespołów będzie próbował przejąć kontrolę nad grą.

Czego panu w Mielcu brakuje najbardziej, kiedy wspomina pan katowickie czasy?

Andreja PROKIĆ: – Pewnie tego, że Górny Śląsk to takie krajowe „centrum piłkarskie”. Jest wiele klubów w wysokich ligach, a więc i wielu dobrych piłkarzy – znajomych z boiska, z którymi można się spotkać również poza boiskiem. No i w w wolnym czasie – więcej meczów do obejrzenia na żywo w niewielkiej odległości od miejsca zamieszkania.