Promocja ze słabą trójką

Reprezentacja Polski dostała promocję do następnej klasy mistrzostw świata do lat 20 ze słabą trójką, ale skoro teraz nawet dwójka jest w szkole oceną pozytywną, to nie można narzekać. Za takie świadectwo nie może być jednak żadnych szczególnych nagród – Polacy muszą opuścić Łódź i tułać się teraz po kraju w poszukiwaniu drogi do finału. Droga daleka i pełna przeszkód, bo z Włochami, którzy są naszym najbardziej prawdopodobnym rywalem w 1/8 finału, nasz zespół przegrał kilka miesięcy temu 0:3. Na łódzką ścieżkę wszedł teraz Senegal, który musi być po pierwszej fazie traktowany jako jeden z faworytów. Wicemistrzowie Afryki nie stracili w pierwszej rundzie żadnego gola w trzech meczach, a przy całym entuzjazmie w grze, charakterystycznym dla drużyn z tego regionu świata, okazali się drużyną dojrzałą taktycznie.

Grają najlepsi w danym dniu

Remis w meczu z takim rywalem to sukces Polaków. Senegal też nie miał wielu szans bramkowych, ale w pierwszej połowie od utraty gola uratował naszych bramkarz Radosław Majecki, a mimo że Polacy byli częściej przy piłce, cały ich ofensywny dorobek w tym meczu to jeden groźny strzał Jana Sobocińskiego z dystansu. Droga do senegalskiej bramki była zaryglowana. Jacek Magiera znów zamieszał w składzie i w efekcie spośród 17 zawodników, którzy zagrali w fazie grupowej tylko Majecki, Sobociński i Stanilewicz wystąpili w każdym na tych samych pozycjach. Jacek Magiera powtarza konsekwentnie. – Grają najlepsi w danym dniu – i z taką zasadą nie ma co dyskutować. Żelazna była tylko polska defensywa, bo nieobecność Sebastiana Walukiewicza w meczu z Tahiti to następstwo kontuzji i musiał go na środku obrony zastąpić Serafin Szota, który też grał we wszystkich trzech meczach, ale nie tylko na środku.

– Nie ma znaczenia, z kim zmierzymy się w następnej rundzie. Każdy rywal będzie mocny. W tym meczu naszym celem była dobra gra w defensywie i to zostało zrealizowane. Zawodnicy do końca byli skupieni, dobrze asekurowali, dobrze spisywali się pod względem odbioru piłki. Nie chcieliśmy nadziać się na kontratak, który mógłby skończyć się utratą gola i porażką – mówił dalej trener. – Zespół wzmocnił się mentalnie, chłopcy nabierają pewności siebie, przebywają długo ze sobą i coraz bardziej się poznają – Magiera podsyca optymizm.

Taki był na środowy wieczór urzędowy „przekaz dnia”, bo w tym samym tonie wypowiadali się zawodnicy. – Plan minimum wypełniliśmy i teraz patrzymy tylko do przodu. Cieszy to, że w każdym meczu na tych mistrzostwach gramy lepiej. Oby tak było dalej – mówił po meczu Tomasz Makowski.

Punkt oznacza awans

Gdzie i o której?

Wtórował mu Bartosz Ślisz. – Z każdym meczem gramy lepiej. Robimy postępy i mam nadzieję, że będzie to widać w kolejnych spotkaniach. Radosław Majecki (tym razem kapitan drużyny). – Gramy coraz lepiej, wraca nasza pewność siebie. Do następnego meczu staniemy, by walczyć o zwycięstwo. Proszę tylko powiedzieć, gdzie i o której godzinie? – powiedział nasz bramkarz. Serafin Szota był ostrożniejszy. – Cieszę się z awansu, bo początek nie był najlepszy. Udowodniliśmy, że potrafimy grać w piłkę. Jednak świętowania nie będzie, przed nami sen, regeneracja, a potem wracamy do treningów – przybliżył obrońca opolskiej Odry. Przeprowadzka nastąpi dopiero w piątek, bo w czwartek jeszcze w Łodzi odbywał się mecz Urugwaj – Nowa Zelandią, który wyłonić mógł ewentualnego rywala Polaków w 1/8 finału. Ewentualny rywal na poniedziałek będzie więc dokładnie „rozpisany”.

Kibice na medal

Senegalczycy też wyliczyli sobie, że w meczu z Polską wysilać się im nie opłaca, bo awans mieli zapewniony już wcześniej, chociaż przy takim nastawieniu mogli narazić się na porażkę i spadek na trzecie miejsce w grupie. Trener Youssoupha Dabo, który poprzednie mecze rozpoczynał identyczną jedenastką, tym razem dał odpocząć aż pięciu zawodnikom. Nie zagrali więc zdobywcy bramek Amadou Sagna (hat-trick z Tahiti, w tym gol w 10 sekundzie) i Ibrahima Niane oraz dwaj 17-latkowie: obrońca Alpha Diounkou z akademii Manchesteru City i „żądło” ataku Youssupha Badji, który pojawił się na boisku w końcowej fazie meczu. Ryzykowali, ale byli pewni swojej siły na tyle, że nie pozwolili Polakom na stworzenie groźniejszych sytuacji.

Na grę piłkarzy można narzekać, ale na medal mistrzów świata zasłużyli już łódzcy kibice, a kibicom z innych miast trudno będzie im dorównać. Zagraniczni goście i dziennikarze z większym zainteresowaniem śledzili to, co się działo poza boiskiem. Inicjatywę przejął „młyn” Widzewa, który rozkręcił zabawę. Nie było szans, by siedzieć nieruchomo na swoim miejscu. „Wstawać i śpiewać, tu nie teatr” – zachęcano nieśmiałych. Kierownicy dopingu zadbali nie tylko o repertuar wokalny, ale i o choreografię, bo cały czas trwały grupowe tańce i korowody. Grupka Senegalczyków ze swoimi bębnami nie miała szans, by przebić się z dopingiem dla swoich. Goście z Afryki już szykują się na następny mecz. Wrócili do Warszawy, gdzie w większości mieszkają, ale ich bębny zostały w Łodzi. Przydadzą się w poniedziałek.

Wojciech Filipiak

 

Na zdjęciu: Radosławowi Majeckiemu jest wszystko jedno z kim nasz zespół zagra o ćwierćfinał mundialu. Pyta jedynie gdzie i o której?

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ