Przebudzenie mistrza

Nie był to dobry mecz, ale najważniejsze – z punktu widzenia Legii – że skuteczny. Warszawiacy udanie rozpoczęli wiosenną walkę o utrzymanie.


Tak to już w ekstraklasie bywa, że w większości przypadków pierwsze mecze nowego roku nie porywają fantazją. Toporna murawa nie pomagała piłkarzom, choć ci także podkreślali swą postawą, dlaczego i jedni, i drudzy minioną rundę określają mianem nieudanej.

Jedynie Josue – do czego przyzwyczaił nas także jesienią – wyróżniał się ponad ligową szarzyznę. Portugalczyk był aktywny, cofał się po piłkę, szukał, rozrzucał, uruchamiał legionistów. Nawet jeśli wydawało się, że zrobił coś źle, że niepotrzebnie zwlekał – i tak najczęściej wychodziło na jego. Szkoda, że jego partnerzy nie prezentowali podobnego polotu.

Tuż przed przerwą

Oba zespoły bliskie były zejścia na przerwę bez goli, ale mistrza w końcu odnalazło jego szczęście. W 40 minucie Josue oddał uderzenie, ale zrobił to w tak… niecelny sposób, że schowany za Bartoszem Kopaczem Maciej Rosołek wbił zaskakującą futbolówkę do siatki. Ściągnięty z wypożyczenia do Arki Gdynia napastnik miał więc podwójnego farta, bo tak po prawdzie… to miał zacząć spotkanie na ławce. Uraz Rafaela Lopesa wepchnął go jednak do wyjściowego składu.

Cztery minuty później Legia prowadziła już 2:0. Wszystko ponownie zaczęło się od Josuego, który podał efektownie zewnętrzną częścią stopy do Kacpra Skibickiego. Ten po podwójnym rykoszecie wbił piłkę do siatki, lecz gola samobójczego słusznie zapisano Kopaczowi. Sprowadzony zimą nowy kapitan Zagłębia nie zaliczał więc udanego powrotu do Lubina po 1,5 roku pobytu w Gdańsku.

Postrach lewej nogi

Nowy trener „Miedziowych”, Piotr Stokowiec, nie pozwolił swoim zawodnikom podupaść na duchu. Krótko po rozpoczęciu drugiej połowy gospodarze złapali kontakt po efektownym uderzeniu z dystansu Patryka Szysza, który użył swojej słynnej lewej nogi. Nie do końca natomiast wiadomo, co miał na myśli Artur Boruc, cofając ręce zamiast zrobić wszystko, co się da, by nie musieć wyciągać futbolówki z siatki.

Gol ten okazał się bodźcem dla Zagłębia, które przejęło piłkę i obległo Legię. Było agresywne, starało się jak najszybciej odbierać futbolówkę. Brakowało trochę konkretów, ale w razie czego lubinian próbował ratować Szysz, sprawdzając Boruca kolejnymi próbami z daleka – lecz tylko lewą nogą! Bramkę zdobyli jednak „Wojskowi”. W samej końcówce – po błędzie Kopacza – do siatki trafił Paweł Wszołek, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. Jeśli wracać do starego klubu, to właśnie w taki sposób, jak 29-latek.


Zagłębie Lubin – Legia Warszawa 1:3 (0:2)

0:1 – Rosołek, 40 min (asysta Josue), 0:2 – Kopacz, 44 min (samobójczy), 1:2 – Szysz, 48 min (asysta Chodyna), 1:3 – Wszołek, 88 min

ZAGŁĘBIE: Hładun – Chodyna, Kopacz, Ławniczak, Bartolewski – Scekić – Szysz (90. Kłudka), Poręba (85. Dudziński), Pieńko (74. Łakomy), Daniel (90. Masiak) – Podliński (74. Doleżal). Trener Piotr STOKOWIEC. Rezerwowi: Bieszczad, Lepczyński, Balić, Kizyma.

LEGIA: Boruc – Rose, Wieteska, Hołownia – Johansson, Slisz, Sokołowski (86. Celhaka), Skibicki (46. Nawrocki) – Josue (81. Wszołek), Pekhart, Rosołek (71. Muci). Trener Aleksandar VUKOVIĆ. Rezerwowi: Miszta, Charatin, Włodarczyk, Ciepiela.

Sędziował Piotr Lasyk (Bytom). Żółte kartki: Chodyna (37. faul), Poręba (50. faul) – Wieteska (11. faul), Josue (19. faul), Johansson (53. faul)
Piłkarz meczu – JOSUE


Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus