Przetrzebione szeregi

Krzysztof Bizacki z okazji swoich 50. urodzin życzy GKS-owi Tychy awansu do ekstraklasy.


Dla Krzysztofa Bizackiego tegoroczny Wielki Tydzień był szczególny. Wychowanek GKS-u Tychy, mający na swoim piłkarskim koncie 2 mecze w reprezentacji Polski, 289 występów w ekstraklasie i 65 strzelonych w niej goli, a obecnie pełniący rolę dyrektora sportowego trójkolorowych w Wielki Piątek obchodził 50. urodziny.

– Z racji tego wyjątkowego Święta rodzinne spotkanie i świętowanie urodzin przesunąłem co prawda o tydzień, ale nie da się ukryć, że życzeń i upominków nie brakowało – mówi jubilat. – Były też oczywiście emocje, bo sobotni mecz z Arką wpisywał się w ten mój urodzinowy czas. Spotkanie było wyjątkowe. Zagraliśmy dobry mecz, w którym byliśmy lepszym zespołem, ale po czerwonej kartce dla Mateusza Radeckiego musieliśmy grać w dziesiątkę i straciliśmy gola w doliczonym czasie gry. Porażka zaglądnęła nam więc w oczy, ale tym większe słowa uznania dla drużyny za ten natychmiastowy zryw i odrobienie straty. Uważam więc, że ten remis trzeba cenić i z radością mogłem zaprosić zawodników na pomeczowe piwo.

Kara dla Radeckiego

Jego smak był jednak dość cierpki dla Mateusza Radeckiego, który już drugi raz w tej rundzie osłabił tyski zespół i po dwóch żółtych kartkach w 78. minucie meczu musiał opuścić murawę. 30-letni pomocnik na następny mecz może być jednak znowu brany pod uwagę przy ustalaniu składu, z którego po 8. żółtej kartce wypadł Krzysztof Wołkowicz, a po 4. napomnieniu Wiktor Żytek.

– Z Radeckim mieliśmy męską rozmowę i zawodnik został też ukarany przez trenera, bo nie może w taki sposób osłabiać zespołu – dodaje Krzysztof Bizacki. – Na tym jednak rozdział pod tytułem „Arka” został zamknięty i już od wtorku żyjemy meczem z Odrą. Byliśmy na spotkaniu opolan w Katowicach i potwierdziło się to, że trener Adam Nocoń, którego znam jeszcze z czasów gdy 12 lat prowadził GKS Tychy, w którym wtedy grałem, ciągle preferuje taktykę defensywną i nastawia się na kontry. W katowickim meczu przyniosło to sukces, bo goście wygrali 2:0, a to znaczy, że czeka nas w sobotę ciężki mecz wyjazdowy.

Bez Wołkowicza i Żytka

– Przygotowujemy się do niego solidnie, bo we wtorek zawodnicy mieli dwa treningi, a w następnych dniach po jednym – kontynuuje „Bizak”. – To, że zabraknie Wołkowicza i Żytka, którzy w ostatnich meczach strzelali dla nas bramki, na pewno nie ułatwia zadania sztabowi szkoleniowemu, ale po to mamy w kadrze ponad 20 zawodników, żeby w takich przypadkach mieć pole manewru. Teraz też ono jest, a ponieważ wszyscy są zdrowi to trener stara się tak ustawić jedenastkę, żebyśmy mogli kontynuować zdobywanie punktów. Zawsze jest tak, że absencja jednego zawodnika otwiera drogę do gry innemu i chciałbym, żeby po meczu w Opolu trener miał dylemat i „kłopoty bogactwa” zastanawiając się nad wyjściowym składem przed spotkaniem z GKS-em Katowice.

Wyjątkowe mecze z Odrą

A wracając do Opola Krzysztof Bizacki miło wspomina wyjazdowe spotkanie GKS-u Tychy sprzed 2 lat, bo wtedy trójkolorowi wygrali z Odrą 5:1 i mieli jeszcze szansę na bezpośredni awans razem z Radomiakiem prowadzonym wówczas przez Dariusza Banasika.

– Ostatecznie jednak zajęliśmy trzecie miejsce i przegraliśmy w barażach z Górnikiem Łęczna, ale mam też w pamięci mecz z 1992 roku kiedy po meczu z Odrą, wygranym u nas 6:1, niesamowicie cieszyliśmy się z awansu na zaplecze ekstraklasy – wspomina 50-latek. – To było już co prawda dawno, ale życzę sobie i zawodnikom naszej drużyny, żeby też mogli się cieszyć z awansu, bo to jest coś wspaniałego. Coś co można „odtwarzać” przy każdych urodzinach.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus