Przez Lewandowskiego najedli się strachu

Kibice Bayernu Monachium i reprezentacji Polski wstrzymali w wtorek oddechy, gdy Robert Lewandowski zszedł z treningu kontuzjowany.


Tak się złożyło, że trening mistrza Niemiec był nagrywany i udostępniony publicznie, w związku z czym wszyscy mogli zobaczyć całe zajście. Polski napastnik uderzył płaską piłkę dograną na linię szesnastego metra z lewej strony, po czym upadł na murawę z grymasem bólu.

Uraz kolana

– Nie uderzyłem piłki tak, jak należy. Trochę mnie zabolało – mówił potem sam [Robert Lewandowski], którego uraz z racji obecności licznych mediów wywołał spore zamieszanie. Snajper skończył zajęcia wcześniej niż swoi koledzy i zszedł do szatni wyraźnie zirytowany. Złapany przez dziennikarzy doktor Jochen Hahne, który szedł z przebranym już „Lewym” na wykonanie niezbędnych badań, rzucił tylko krótko, że ma nadzieję, iż wszystko będzie dobrze – i tak najprawdopodobniej będzie.

Lewandowski ma dostać kilka dni wolnego, ale trener Julian Nagelsmann wciąż ma go w swoich planach jako zawodnika wyjściowej jedenastki na sobotni mecz z Unionem Berlin. Uraz 33-latka dotyczył kolana, ale najwyraźniej nie jest to nic poważnego.

Dobił do granicy

Poza tym drobnym kłopotem nazwisko Lewandowskiego jest ostatnio w Monachium niezwykle często wymieniane. Wszystko to za sprawą kontraktu napastnika, który wygasa w czerwcu przyszłego roku. Oznacza to, że coraz rychlej nadchodzi czas poważnych decyzji dotyczących przyszłości zarówno samego piłkarza, jak i klubu. „Lewy” pilnie śledzi ruchy działaczy, oczekując od nich należnego mu uznania. Co to w praktyce oznacza? Jak już bywało w przeszłości – chodzi mu o wyraźną deklarację, że Bayern wiąże z nim swoją przyszłość, że go docenia i naprawdę chce mieć u siebie.

Bawarczycy – jak to mają w zwyczaju – chcą jednak ustawić się w jak najlepszej pozycji negocjacyjnej. Medialnymi deklaracjami wolą nie dawać więc Polakowi mocnych kart do ręki, dzięki którym ten mógłby zażądać znacznej podwyżki. Tym bardziej że jego agentem jest mający lekko na pieńku z FCB Pini Zahavi. Zresztą o podwyżkę będzie niezwykle trudno, bo Lewandowski i tak jest już najlepiej zarabiającym piłkarzem drużyny.

Razem z bonusami – których z reguły nie uwzględnia się w finansowych spekulacjach dotyczących jego osoby – ma on inkasować w Monachium 23-25 mln euro. Sport1 twierdzi, że górny pułap płacowy, jaki ustalił sobie wewnątrz klubu sam Bayern, wynosi właśnie 25 mln euro. Poza „Lewym” nikt nie dobił do tej granicy, choć Joshua Kimmich zarabia niewiele mniej.

Skazani na siebie

Bawarczycy mogą próbować grać na czas, by próbować kontrolować sytuację, ale ewentualny brak porozumienia i puszczenie Polaka latem (by coś na nim jeszcze zarobić) nie leży w interesie i planach klubu. Lewandowski to najlepszy napastnik świata, a ewentualnego następcy na odpowiednim poziomie na razie nie widać. Oczywiście – pierwszy na myśl rzuca się Erling Haaland, ale on i dużo kosztuje, i ostatnio zbyt często jest kontuzjowany. W praktyce więc Bayern jest skazany na „Lewego”, choć raczej z tego powodu nie narzeka.


Fot. twitter.com/FCBayern