Przez Londyn na Śląsk
Maciej GRYGIERCZYK: Najpierw asysta, a potem gol na wagę remisu z Podbeskidziem. Debiut przed tyską publicznością chyba mógł pan uznać za udany?
Hubert ADAMCZYK: – Myślę, że tak, ale ocena należy do trenera. Dla zawodników zawsze najważniejsze jest dobro zespołu. Szczególnie druga połowa była w naszym wykonaniu niezła i dlatego musieliśmy szanować zdobyty punkt. Nie miałem żadnego problemu z aklimatyzacją w zespole, a przebiegła o tyle pomyślniej, że wcześniej – z czasów pobytu w Cracovii – znałem się z Sebastianem Stebleckim.
W ostatnim dniu okienka transferowego najpierw przeniósł się pan z Cracovii do Wisły Płock, by od razu zostać wypożyczonym na sezon do Tychów.
Hubert ADAMCZYK: – Długo się to wszystko w Cracovii ważyło, na co wpływ miało wiele czynników. Ten ostatni dzień sierpnia poukładał się jednak najlepiej, jak tylko mógł. Wcześniej w tym sezonie trenowałem w gronie zawodników, będących poza zespołem. W szczytowych momentach, było nas nawet dziesięciu. Mateusz Cetnarski, Mateusz Szczepaniak, Adam Deja, Szymon Drewniak… Trenowaliśmy głównie indywidualnie, z wyznaczonym trenerem. Czasem były piłki, a czasem tylko bieganie. Tak minęły mi dwa miesiące. W ostatnim dniu okienka nie było już chyba innego wyjścia dla mnie i dla klubu, niż dogadanie się i odejście na normalnych warunkach do Płocka, skąd wypożyczono mnie GKS-owi.
Zawodnikiem Cracovii był pan przez ponad dwa lata. Jak podsumuje pan ten okres?
Hubert ADAMCZYK: – Trochę żałuję, że za kadencji dwóch trenerów, Jacka Zielińskiego i Michała Probierza, nie otrzymałem do końca swojej szansy. Szanuję jednak decyzję obu szkoleniowców. Cieszę się, że udało mi się rozegrać przynajmniej tych sześć epizodów. Fajnym uczuciem był sam debiut w ekstraklasie, który zaliczyłem w marcu 2016 roku, krótko po 18. urodzinach. To był dobry prognostyk, ale skończyło się, jak skończyło. Poprzedni sezon spędziłem już niemal w całości na wypożyczeniu w Olimpii Grudziądz.
Czuł pan, że ekstraklasa to jeszcze za wysokie progi?
Hubert ADAMCZYK: – Trudno powiedzieć. Wszystko i tak leży w gestii trenerów. Jest jednak spora grupa chłopaków, z których znamy się z występów w reprezentacjach Polski i widzę. że sobie radzą. Dostali szansę, wykorzystali ją. Nic, tylko cieszyć się i im gratulować.
Paradoksalnie, może pana przekleństwem okazał się fakt, iż wszyscy odbierali pana jako chłopaka, który trafił do Cracovii po półtorarocznym pobycie w akademii słynnej Chelsea Londyn?
Hubert ADAMCZYK: – Szczerze powiedziawszy, nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Grając w piłkę, nie można przejmować się opiniami czy głosami płynącymi spoza środowiska, spoza klubu. Nie mają większego znaczenia. Wiadomo, że w Anglii sporo się nauczyłem. Wyjeżdżając do Londynu, na pewno nie straciłem, bo dla juniora przeskok z polskiego klubu (Zawiszy Bydgoszcz – dop. red.) do Chelsea był wielki.
Żałuje pan, że pan tam nie został?
Hubert ADAMCZYK: – Miałem ważny jeszcze przez 1,5 roku kontrakt. Przyszła jednak oferta z Cracovii i za namową swojego poprzedniego agenta dałem się namówić. Czy żałuję? Staram się nie myśleć w taki sposób. Z pewnością czasem chwile zastanowienia, refleksji nad dokonywanymi wyborami przychodzą. Nie chcę jednak tego oceniać, nie chcę gdybać. To już przecież niczego nie zmieni. Wiem, że czuję się teraz lepszym zawodnikiem niż w momencie, kiedy wracałem do Polski. Zadebiutowałem w ekstraklasie, pograłem w pierwszej lidze. Jestem bardziej doświadczony i lepiej przystosowany do realiów polskiej ligi.
Na jakim etapie zakończył pan grę w Anglii?
Hubert ADAMCZYK: – Łapałem się wtedy jeszcze wiekowo do gry w lidze U-18, ale jako zawodnicy kadry U-21 byliśmy przyłączeni do zespołu rezerw. Z grona rówieśników, szansę w dużym futbolu otrzymał Ruben Loftus-Cheek, który grał na ostatnich mistrzostwach świata. Przebić się jest trudno, skoro budżet na transfery praktycznie jest nieograniczony. Na kilku treningach miałem nawet styczność z pierwszą drużyną, choć oczywiście nie powiem, ze w jakikolwiek sposób znam tych piłkarzy osobiście. Fabregas, Oscar, Hazard… Trudno, by obserwując ich z bliska, nie czuć wielkiego respektu.
Wraz z upływem czasu, tym bardziej docenia pan miejsce, w którym był pan w tak młodym wieku?
Hubert ADAMCZYK: – Nie podchodzę do tego w taki sposób. Wiemy, że przejście z juniorów do seniorów to najtrudniejszy moment w karierach wielu zawodników. To duży przeskok w tempie i specyfice gry. Cieszę się z tego, co mam i staram się iść do przodu.
Tu Chelsea, a tu – pobyt w Grudziądzu i spadek z pierwszej ligi…
Hubert ADAMCZYK: – W poprzednim sezonie nie grałem w Olimpii wszystkich meczów. Po zmianie trenera (Dariusz Kubicki za Jacka Paszulewicza – dop. red.) było już ich mniej. Nie chcę jednak uderzać w kogokolwiek, bo każdy szkoleniowiec ma swoje spojrzenie. Starałem się wykorzystywać dane mi szanse gry i minuty. Z pewnością nie jest to przyjemne uczucie, spadać z ligi. Tym bardziej cieszę się, że po takiej historii udało mi się przejść do Płocka i grać teraz na wypożyczeniu w Tychach, który jest czołowym zespołem pierwszej ligi.
Konkluzja jest taka, że wejście w seniorską piłkę to dla pana lekcja pokory i cierpliwości.
Hubert ADAMCZYK: – Pokory nigdy mi nie brakowało. Zawsze starałem się twardo stąpać po ziemi. Zdawałem sobie sprawę, jak może się to wszystko potoczyć. Powtórzę, że naprawdę cieszę się, iż wylądowałem w Tychach. Wierzę, że to okaże się najlepsza droga, jaką mogłem obrać.
Co powiedziano panu w Płocku?
Hubert ADAMCZYK: – Zdradzał nie będę, ale wszystko działo się szybko. Znamy się z trenerem Dźwigałą, który prowadził kadrę U-19. To bardzo dobry szkoleniowiec, który daje szansę młodzieży. W Wiśle stawia się na Polaków. Oby wypożyczenie do Tychów pomogło mi w tym, by wrócić do Płocka i pomóc drużynie.
Na powołania do reprezentacji będzie pan liczył?
Hubert ADAMCZYK: – Po poprzednim sezonie byłem na konsultacji u trenera Michniewicza, bo podlegam już pod reprezentację młodzieżową. Będę robił wszystko, co w mojej mocy, by pokazać się selekcjonerowi z jak najlepszej strony, a co z tego wyniknie, to już czas pokaże. Nominacja do kadry to zawsze duże wyróżnienie. Przecież młodzieżówka to już zaplecze pierwszej reprezentacji. Łatwo się nie poddam, bo od U-15 występowałem w kadrze regularnie. Licznik meczów może zakręcić się nawet koło trzydziestu.
Piłkarskim marzeniem pozostaje ponowny wyjazd zagranicę?
Hubert ADAMCZYK: – W dalszej perspektywie – jak najbardziej, ale nie stawiam sobie celów długoterminowych. Patrzę na to, co w danym momencie. Trafiłem do Tychów, czyli klubu dobrze zorganizowanego, o aspiracjach sięgających ekstraklasy. Zespół jest odpowiednio zbudowany i są podstawy ku temu, by walczyć o jak najwyższe cele.
Hubert ADAMCZYK
urodzony: 23.02.1998 w Bydgoszczy
pozycja na boisku: boczny/środkowy pomocnik
kluby: Zawisza Bydgoszcz, Chelsea Londyn (2014-15), Cracovia (2016-17), Olimpia Grudziądz (2017-18), GKS Tychy (2018 – na wypożyczenie z Wisły Płock).
w ekstraklasie: 6 meczów