Przez moment sobie nie radziłem

Zdrowie, kontuzja, rekonwalescencja. Te trzy słowa defensor Rakowa słyszy na okrągło. Na szczęście dla siebie i kibiców częstochowian, wreszcie może przekazać pozytywne wieści. – Wszystko wygląda bardzo dobrze. Jestem po kontroli u doktora Krzysztofa Ficka, która nie wykazała niczego niepokojącego. Od dłuższego czasu trenują z drużyną i czuję się bardzo dobrze. Jestem gotowy do gry, ale nie powiem, że na 100 procent, bo przygotowania rozpocząłem tydzień później niż koledzy. Wcześniej trenowałem na siłowni, ale to nigdy nie będzie to samo co zajęcia na  boisku. Nie mogłem się doczekać na to zielone światło od doktora, ale teraz już nie wracam myślami do tego co było – mówi „Sportowi”[Tomasz Petraszek, którego problemy zdrowotne długo były utrzymywane w tajemnicy, a jego stan do końca nie był jasny. – Mogę powiedzieć, że miałem zapalenie jednego ze ścięgien do którego dostało się zakażenie pooperacyjne. Jak można się domyślać wyleczenie tego w stu procentach nie jest szybką i prostą sprawą. Najgorsze było to, że długo nie wiedziałem co mi jest i co mogę robić, a czego nie. Były długi analizy i konsultacje medyczne. Dopiero dodatkowa operacja sprawiła, że się udało. Byłem bliski powrotu do treningów po zimowym obozie w Turcji, niestety wtedy okazało się, że będzie potrzebny ten zabieg i wiosną nie zagrałem. Takie rzeczy w życiu piłkarza się dzieją… – mówi Czech.

Pomogła rozmowa

Petraszek nawet nie ukrywa, że były momenty słabości, gdy chciał wrócić na boisku, pomóc kolegom, a mógł jedynie ich wspierać dobrym słowem. – Nie było łatwo. Byłem w ciągłym kontakcie z rodziną, z trenerem Papszunem i z chłopakami. Dużo rozmawialiśmy. Na szczęście w klubie mamy także trenera mentalnego Pawła Frelika. Był moment, że sobie z tym nie radziłem i nie widziałem nic pozytywnego. Chwila rozmowy z naszym trenerem sprawiła, że od razu zmieniłem nastawienie. Cieszę się, że jestem w takim klubie i mogłem liczyć na taką pomoc – opowiada. Zwłaszcza, że obrońca, jak i cały zespół jesienią grali bardzo dobrze. – Czułem się świetnie, zespół także grał rewelacyjnie, a ja po rundzie musiałem wysiąść z tego pociągu. Dalej jednak wierzyłem, że Raków będzie wygrywał, nawet beze mnie. Teraz, przed startem nowego sezonu musimy wyciągnąć wnioski z wiosny – zapewnia 26-latek.

Czesi dadzą jakość

Czeska kolonia w Częstochowie tego lata znacznie się powiększyła, ale Tomasz Petraszek cieszy się nie z tego, że do klubu trafili jego rodacy, ale że to bardzo dobrzy piłkarze. – Szczególnie się nie cieszyłem, bo… już trochę jestem w Rakowie i dla mnie to nie miało takiego znaczenia, że przychodzą rodacy. Co innego dla nich, bo chętnie im pomogłem i pomagam. Właśnie byłem z nimi w banku i załatwialiśmy formalności. Co do tych chłopaków, to gdy okazało się, że są blisko Rakowa wykonałem kilka telefonów i powiedziałem w klubie, co to są za piłkarze i ludzie. Petra Schwarza znałem od dawna, ale o Danielu Bartlu niewiele wiedziałem. To jednak nie przypadek, że grał Slovanie Liberec. Obaj na treningach pokazują, że mają sporą jakość. Gdy poznają nasz system gry będą wzmocnieniami – stwierdza były piłkarz Viktorii Żiżkov, który jest przekonany, że cały Raków w nadchodzący sezonie będzie silniejszy. – Nie mam co do tego wątpliwości. Patrzę na kolegów podczas treningu i widzę, jaka jest walka o pierwszy skład. Rywalizacja o miejsce w drużynie jest bardzo ciekawa i gdyby mnie pan dziś zapytał, kto zagra w pierwszym meczu, miałbym kłopoty z wytypowaniem jedenastki. Zespół jest mocny, ale liga wszystko zweryfikuje – mówi. O co więc będzie walczył Raków? – Gramy o najwyższe cele, ale przyjęliśmy taktykę, żeby skupiać się na kolejnych krokach, czyli meczach. Najważniejsze jest to co przed nami, takie podejście jest najlepsze. Oczywiście z tyłu głowy mamy ambitne cele, bo takie powinien mieć każdy sportowiec – zapewnia Petraszek, któremu marzy się… jeszcze więcej goli w I lidze. – Chciałbym poprawić wynik z poprzedniego sezonu, ale proszę pamiętać, że nie tylko ja mogę to uczynić po stałych fragmentach. Akurat mamy wielu zawodników, którzy dobrze czują się w polu karnym. Znam jednak swoją wartość i wiem, że stać mnie na powtórzenie poprzedniej jesieni – kończy sympatyczny Czech.