Przy Cichej znów można było poczuć klimat Ekstraklasy. A Ruch raczej kary nie uniknie

Przy Cichej znów zapachniało ekstraklasą. Trybuny na derbach zapełniły się – to oficjalne dane – blisko siedmioma tysiącami kibiców, bo też taka (6800) jest ich maksymalna dopuszczona pojemność. Na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem do kas ustawiały się długie kolejki chętnych na resztki biletów. Ścisk był wielki. Ludzie stali na schodach, wisieli na płotach. Z rynku w stronę stadionu ruszył pochód, nie brakowało też grupek znajomych, w których pojawiały się barwy zarówno Ruchu, jak i Polonii.

Trybuny na derbach Ruch Chorzów - Polonia Bytom
Credit: Marcin Bulanda / PressFocus

Niebiescy, dzięki za wszystko!” – zaśpiewało po I połowie kilkuset fanatyków z Bytomia. Ci mimo oficjalnego zakazu wyjazdowego skorzystali z gościny i do ostatniego miejsca wypełnili „klatkę”. Te derby w niczym nie przypominały klasy rozgrywkowej nr 4. To tylko dowodzi, że polska piłka po prostu traci na nieobecności tych dwóch byłych mistrzów na szczeblu centralnym.

Aż pięciokrotnie w II połowie trybuny na derbach „ozdobione” zostały pirotechniką. Dwukrotnie: w sektorze gości, za których jednak – z racji zakazu – pełną odpowiedzialność brał klub z Chorzowa. Może zatem teraz spodziewać się kar, co nie zmienia faktu, że atmosfera była przednia. Kibice „Niebieskich” przypomnieli też o konieczności budowy nowego stadionu i „pozdrowili” prezydenta Andrzeja Kotalę.

Część obserwatorów skarżyła się na słabe światło. Jupitery świeciły z mocą 600 luksów. W ekstraklasie było ich 1600… Obecną moc gwarantuje umowa z MORiS-em. „Podkręcenie” chorzowskich „świeczek” w skali jednego meczu zwiększyłoby koszty nieznacznie (o około 2 tys. zł), ale dużo większa byłaby jednorazowa opłata względem elektrowni za zwiększenie przydziału mocy.


Zobacz jeszcze: