Przybecki: Młodzież dała nam wybór

Tomasz MUCHA: Co dał panu miesięczny okres – od 10 grudnia – pracy z kadrą, w której z powodu kontuzji nie mogło zagrać wielu zawodników, na których dotąd pan stawiał?
Piotr PRZYBECKI: – Pomijając przypadki losowe i tak kilka tych debiutów by nastąpiło, bo tacy zawodnicy jak Kowalczyk, Przytuła, Adamczyk, Salacz czy 17-letni Olejniczak byli w kręgu naszych zainteresowań. I ci chłopcy podeszli do tego bardzo ambitnie, z dużym zaangażowaniem. Wiele już potrafią, choć wciąż sporo muszą się nauczyć. Ale dali nam alternatywę.

Ale oni często niewiele grają nawet w swoich klubach…
Piotr PRZYBECKI: – I to faktycznie jest duży problem. Na przykład Sićko, który w Górniku Zabrze wchodzi tylko w ataku siedmiu na sześciu, a w obronie wcale. W związku z tym nie ma rytmu meczowego, no ale skąd ma go mieć? Mam nadzieję, że z czasem młodzież będzie odgrywać większe role w klubowych zespołach. To samo dotyczy tak doświadczonych już kadrowiczów, jak Kamil Syprzak czy Maciej Gębala, którzy rzadko pojawiają się na parkiecie w ekipach Barcelony i Lipska.

Syprzak był w tym gronie niemal weteranem…
Piotr PRZYBECKI: – I cieszy bardzo, że przyjechał do Polski ogromnie zmotywowany, szybko złapał rytm, widać, że chce być jak najlepiej przygotowanym do zmiany klubu. Ale to samo mogę powiedzieć o innych. Na przykład Denis Szczęsny, który był z nami pierwszy raz i trochę się obawiał przyjęcia, bo nie mówi po polsku. Ale od swojego pierwszego meczu, z Japonią w Opolu, pokazał nam, że bardzo chce i odczuł, że atmosfera w reprezentacji jest otwarta i że jest tej drużynie potrzebny, bo potrafi bić się w obronie, blokować…

Syn Polaka i Turczynki może być ważnym ogniwem w polskiej obronie?
Piotr PRZYBECKI: – Owszem, bo to zawodnik, którego trudno minąć, a to elementarz defensywy, tego muszą się uczyć inni nasi rozgrywający. Wtedy można myśleć o obronie zespołowej, a nie zastanawiać się, jak uchronić jednego czy drugiego przed minięciem w sytuacji jeden na jeden. Ale Denis pomógł nam nie tylko w obronie. Ma charakter, chęć i dostał duży zastrzyk motywacji, ale już w Hiszpanii przekonał się też, że nie wszystko jest takie proste. On w drugoligowym TUSEM Essen trenuje generalnie raz dziennie, bo od trzech lat jeszcze pracuje i codziennie dojeżdża 30 kilometrów. Teraz, jeżeli chce iść w ręczną, musi sobie wszystko poukładać od nowa, popracować indywidualnie, bo jeszcze wiele przed nim.

Z ośmiu rozegranych meczów nie było chyba dwóch, w których mógł pan zestawić podobny skład. Zwłaszcza druga linia może się chyba znacząco różnić wiosną?
Piotr PRZYBECKI: – Może, ale niekoniecznie. Powinni wrócić Łangowski z Gwardii Opole czy Tomek Gębala z Wisły Płock, ale paru chłopców zgłosiło teraz akces do drużyny, wykorzystało szansę.

Czy są w tym gronie Adrian Kondratiuk i kolejny debiutant Bartosz Kowalczyk, którzy prowadzili naszą grę?
Piotr PRZYBECKI: – Będziemy tu jeszcze szukać, zastanawiać się. Środek rozegrania to newralgiczna pozycja w zespole i bardzo trudna rola.

W bramce postawił pan na Mateusza Korneckiego. Ostatni mecz ze Szwajcarami, w którym nie zagrał, pokazał, że to dziś nasz numer jeden?
Piotr PRZYBECKI: – No tak, generalnie broniliśmy słabo, wyszło też zmęczenie i fala przeziębienia, która dopadła drużynę. W kwestii bramki Adam Malcher ma kłopoty z plecami, a Piotr Wyszomirski gra jednak mało w Lemgo i to było widać. Ale trzeba powiedzieć, że Mateusz po prostu sobie to miejsce wywalczył, choć w klubie nie ma łatwo i cały czas musi walczyć o miejsce, czas gry. Ma bardzo klasowego rywala w Zabrzu, Martina Galię, ale to dobrze.

Kontuzje, które ostatnio prześladują kadrę, to osobny temat. To chyba nie tylko los, że w tym samym czasie wypadło panu aż tylu graczy?
Piotr PRZYBECKI: – Nie ma co do tego wracać, choć na pewno bardzo szkoda Pawła Gendy, który fajnie się rozwijał, czy Macieja Majdzińskiego, niezbyt rosłego, ale szybkiego rozgrywającego z niekonwencjonalnym rzutem. Teraz jednak muszą wyleczyć kontuzje, a my musimy poczekać. Ale faktycznie jest tego za dużo. Olejniczak, Salacz, Klimków w bardzo młodym wieku są już po poważnych operacjach barków czy kolan. To zastanawiające, gdzieś w szkoleniu popełniane są błędy…

Czy w kwietniu – prawdopodobnie w Gliwicach – w eliminacjach Euro 2020 Polska zaprezentuje się lepiej niż niedawno w Rostocku, gdzie przegrała 12 bramkami?
Piotr PRZYBECKI: – Miejmy nadzieję. Zwłaszcza, że zagramy w domu, przed własną publicznością. Na pewno podejmiemy walkę, tak jak we wszystkich ostatnich meczach. Nie ma się czego obawiać, choć wiadomo, że obie reprezentacje i zawodnicy są w zdecydowanie różnych miejscach.

Mamy w ogóle szansę wygrać?
Piotr PRZYBECKI: – Zawsze trzeba o to walczyć, choć to będzie wielkie wyzwanie. Kluczowy dla awansu będzie i tak czerwcowy rewanż z Izraelem, ale to już wiemy od październikowej porażki w Tel Awiwie.

Wybiera się pan do Niemiec i Danii pooglądać najlepszych w mistrzostwa świata?
Piotr PRZYBECKI: – Tak, pojadę, ale nawet nie po to, by sobie popatrzeć z trybun, ale bardziej, by spotkać się z ludźmi, moimi kolegami na ławkach innych reprezentacji, wymienić doświadczenia. Bo samej taktyki więcej można wynieść w domu przed telewizorem.

 

WYNIKI MIESIĄCA

Rostock: Niemcy 23:35
Opole: Japonia 25:25, karne 4-3
Opole: Rumunia: 24:24, karne 6-5
Palencia: Białoruś 28:30
Palencia: Hiszpania 28:34
Palencia: Arabia Saudyjska 28:19
Zug: Szwajcaria 27:29
Zug: Szwajcaria 28:32
Bilans: 1 zwycięstwo, 2 remisy (wygrane w karnych), 5 porażek.

Na zdjęciu: Piotr Przybecki zrobił szeroki przegląd kadr do reprezentacji, by nie powtórzyła się już październikowa wpadka z Izraelem.