Przyjemnie powspominać stare czasy

Rozmowa z Markiem Dziubą, medalistą MŚ 1982, 53-krotnym reprezentantem Polski.


Piłkarski symbol miasta Łodzi gości na łamach katowickiego Sportu!

Marek DZIUBA: – I bardzo się z tego cieszę, bo bywały sezony, w których niemal połowa ekstraklasy wywodziła się ze Śląska! Oprócz doskonale znanych drużyn z Chorzowa, Zabrza czy Katowic warto pamiętać o GKS-ie Tychy, ROW-ie Rybnik i chlubie Zagłębia Dąbrowskiego z Sosnowca.

Już z nowym stadionem.

Marek DZIUBA: – Wygląda bardzo ładnie.

I ponoć istnieje możliwość zwiększenia pojemności.

Marek DZIUBA: – Taki rozsądek wypada pochwalić. W tym przypadku pomyślano perspektywicznie, bo budowanie większego obiektu byłoby bezcelowe.

Ale stadion Widzewa chyba powoli robi się zbyt mały?

Marek DZIUBA: – Widzew nie narzeka na frekwencję, słyszałem nawet głosy o ewentualnym powiększeniu trybun, zobaczymy jednak co z tego wyniknie. Nie jestem zbyt dobrze zorientowany, być może przy tej konstrukcji jest to możliwe.

W początkach pańskiej kariery w lidze dominował Ruch – z Maszczykiem, Ostafińskim, Benigierem czy Marxem. Same znakomitości, na dodatek z trenerem Vicanem!

Marek DZIUBA: – Tak, byli bardzo mocni, pamiętam, że w jednym ze spotkań zmieniałem Mietka Korzeniowskiego i grałem akurat na stronie Joachima Marxa. A przecież byli jeszcze Jurek Wyrobek czy Piotrek Czaja, a do udanej kariery startował Albin Wira. Z tym ostatnim spotkałem się na obchodach przyznania tytułu doktora honoris causa Antoniemu Piechniczkowi. Nie widzieliśmy się bodaj 25 lat, więc było bardzo przyjemnie. Miło wspominam początki kariery, a tych wyjątkowych piłkarzy moglibyśmy wymieniać jeszcze długo.

Choćby z Zagłębia Sosnowiec.

Marek DZIUBA: – Oczywiście i warto wspomnieć o sezonie 1973/74, w którym Zagłębie cudem utrzymało się w lidze. O ile mnie pamięć nie myli, po jesieni zajmowali ostatnie miejsce z dorobkiem zaledwie trzech punktów, a mimo tego zdołali jakimś cudem się utrzymać.

Był to tak zwany cud nad Brynicą!

Marek DZIUBA: – Niech i tak będzie, nie wnikajmy w szczegóły… W Zagłębiu brylował Szaryński, klasą dla siebie był też Włodek Mazur. A gwiazdą Szombierek był z kolei Romek Ogaza, kolejny świetny piłkarz, choć nie potrafił na dobre zadomowić się w reprezentacji.

Ale grał z panem w nieco zapomnianym meczu z Holandią w 1979. Pokonaliśmy Holendrów 2:0, oczywiście na Stadionie Śląskim.

Marek DZIUBA: – Nie na darmo nazywano ten obiekt „Kotłem czarownic”. Sam moment odegrania hymnu i wrzawa 100 tysięcy gardeł sprawiała, że człowiek miał łzy w oczach…

Z Holandią miał pan szansę na zdobycie bramki.

Marek DZIUBA: – Tak, znalazłem się w sytuacji sam na sam i trochę…zgłupiałem. W bramce Holendrów stał Schrijvers, potężne chłopisko. Szczerze mówiąc, gdy spojrzałem na jego wyciągnięte ręce, pomyślałem: „K…, co to za małpa wyszła z bramki?!”. Rozłożył ręce, co trochę mnie zdezorientowało, ale z odsieczą pośpieszył Grzesiu Lato, a po chwili jeden z rywali zagrał ręką i sędzia zarządził rzut karny.

A do piłki podszedł Włodzimierz Mazur.

Marek DZIUBA: – I uderzył w stylu Panenki, zdobywając efektowną bramkę. Rozegraliśmy znakomity mecz, po którym pozostała mi osobista satysfakcja. Grający na lewym skrzydle Rob Rensenbrink pytał po meczu: „Skąd wytrzasnęliście tego prawego obrońcę?”. Nie mógł przy mnie zrobić przysłowiowego „sztycha”! Piękne czasy.

Rok później tytuł mistrza Polski wywalczyły Szombierki.

Marek DZIUBA: – Z dobrze mi znanym Wiesiem Surlitem. Pamiętam stadion Szombierek, podobnie jak obiekt Polonii. Ten drugi był specyficzny, samo wyjście z szatni i zejście po schodach zajmowało dobrych kilka minut.

W Barbórkę 1979 „Zieloni” rozgromili stołeczną Legię aż 5:0!

Marek DZIUBA: – Wszystko możliwe, ale gdybym pamiętał wszystkie wyniki byłbym chodzącą encyklopedią!

Marek Dziuba (z lewej), Ryszard Polak i Marek Łopiński przed jednym z meczów „ich” ŁKS. Fot. Adrian Mielczarski/Pressfocus

Mam przed sobą notatki, więc jestem mądrzejszy!

Marek DZIUBA: – Kojarzę natomiast ostatnią kolejkę sezonu 1982/83 i porażkę w Bytomiu 0:2. Bezpośrednio po powrocie do Łodzi udaliśmy się na klubową imprezę z okazji zakończenia sezonu.

A w tym mistrzowskim dla Szombierek sezonie ulegliście Lechowi w Poznaniu aż 0:6!

Marek DZIUBA: – Nie grałem w tym meczu, ale jeśli już mowa o porażkach, to największego upokorzenia doznałem ze Stalą Mielec. Przegraliśmy aż 0:7, a zdenerwowany Tomaszewski chciał schodzić z boiska. Powtarzał przy tym, że nie przywykł do puszczania więcej niż trzech bramek. Kolejnym smaczkiem z tego pogromu była sytuacja z ostatnich minut. Przy wybijaniu piłki z rzutu różnego jeden z moich kolegów zwrócił się do Krzysztofa Rześnego: „Krzysiek, my już chyba tego meczu nie zremisujemy!”. A wszystko przy wyniku 0:7! Rześny tylko się uśmiechnął, zresztą kilku innych tez miało chwilę dobrej zabawy.

Kazimierz Górski mawiał, że dopóki piłka w grze…

Marek DZIUBA: – To prawda, ale mimo wszystko okoliczności były inne!

Kolejny z wielkich trenerów, Hubert Kostka, respektował twarde zasady.

Marek DZIUBA: – Miał swój kodeks i sztywny kręgosłup moralny, co cechowało wiele trenerów z tego okresu. Nie jestem także pewien czy dzisiejsi zawodnicy byliby w stanie wytrzymać jego metody treningowe. To był stara szkoła, mówiąc żartobliwie – Wielka Pardubicka!

A dlaczego silny w latach siedemdziesiątych Łódzki Klub Sportowy nie walczył o najwyższe cele?

Marek DZIUBA: – Zawsze powtarzam, że gdybyśmy mieli działaczy na miarę Szlachty, Dziurowicza czy Ludwika Sobolewskiego, to rywalizowalibyśmy jak równy z równym z czołówką ligi. Byli to działacze z charyzmą, o określonych ambicjach. Pamiętajmy jeszcze, że w składzie ŁKS-u roiło się od reprezentantów Polski w różnych kategoriach wiekowych. Niestety, pewne sprawy nie wyglądały dobrze. Nie osiągaliśmy sukcesów, do których byliśmy predysponowani.

Druga połowa lat osiemdziesiątych to hegemonia zabrzańskiego Górnika.

Marek DZIUBA: – Grali świetnie, poza tym wspomniana organizacja uchodziła tam za wzorową. Pod tym względem Górnik mógł śmiało konkurować z klubami zachodnimi.

Znakomicie prezentował się Andrzej Iwan , a do Górnika trafił też Krzysztof Baran.

Marek DZIUBA: – Ale życie pisze różne scenariusze… Czasem na pierwszy plan wysuwają się sprawy pozasportowe, o których nie chciałbym rozmawiać. Pamiętam za to pucharowe zmagania z Górnikiem w 1985.

Grał pan już w łódzkim Widzewie, zdobywając Puchar Polski.

Marek DZIUBA: – W pierwszym spotkaniu ograliśmy zabrzan aż 3:0, zdobyłem nawet jedną z bramek. Pozostałe dołożyli Wijas i Dziekanowski. W rewanżu w Zabrzu było nerwowo, przegraliśmy 1:3, ale ostatecznie udało się awansować dzięki bramce zdobytej na wyjeździe. Pokonałem Wandzika co otworzyło nam drogę do finału.

Rok później Puchar Polski wywalczyli zawodnicy katowickiego GKS-u.

Marek DZIUBA: – Z Koniarkiem, Furtokim i Kubisztalem w składzie. Ciężko mi jednak powiedzieć więcej, bo powoli szykowałem się do wyjazdu za granicę.

Wyjechał pan w 1987, gdy poziom polskiej piłki zaczął się systematycznie obniżać.

Marek DZIUBA: – To prawda. Najważniejszą przyczyną były wyjazdy czołowych piłkarzy. Obniżał się limit wieku, a kolejna generacja nie musiała już oczekiwać na przekroczenie magicznej bariery 28, czy 30 lat. Przyznam, że w dzisiejszej ekstraklasie brakuje mi indywidualności.

A w ekstraklasie brakuje Łódzkiego Klubu Sportowego.

Marek DZIUBA: – Na pewno, choć mam nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Derbowe mecze z Widzewem czy pojedynki z Legią to zawsze wyjątkowe wydarzenia. A skoro rozmawiamy, korzystając z okazji chciałbym pozdrowić kibiców na Śląsku, szczególnie tych, którzy pamiętają moje występy.

I w szczególności tych, którzy nie gwizdali na przyjezdnych z Łodzi…

Marek DZIUBA: – Przyjmowano mnie raczej serdecznie, nie przypominam sobie przykrych sytuacji. Życzę, by powróciły dobre czasy dla klubów ze Śląska, bo wtedy liga zrobi się ciekawsza. Pozdrawiam również byłych kolegów z boiska, przyjemnie powspominać stare czasy…

Rozmawiał Sebastian Piątkowski


MAREK DZIUBA

  • Data urodzenia: 19 grudnia 1955 rok
  • Miejsce urodzenia: Łódź
  • Wzrost: 176 cm
  • Pozycja na boisku: prawa obrona
  • Kariera piłkarska: ŁKS, Widzew, Sint-Truidense (Belgia)
  • Ekstraklasa: 364 mecze/15 bramek
  • Kariera trenerska: Sint-Truidense, Ceramika Opoczno, Widzew, ŁKS, Włókniarz Konstantynów, Start Brzeziny, Star Łódź.
  • Mecze/bramki w reprezentacji Polski: 53/1 (1977-84)
  • Sukcesy: trzecie miejsce na MŚ 1982, PP z Widzewem 1985. Jako trener: MP z ŁKS 1998, wicemistrzostwo z Widzewem 1999.

Na zdjęciu: Kapitan reprezentacji Polski Marek Dziuba (z lewej) i kapitan RFN Karl-Heinz Rummenigge przed meczem na Stadionie Śląskim, wrzesień 1981.

Fot. Album „Biało-Czerwoni 1921-2018”, Wyd. GiA.