Przyświeca nam tylko jeden cel

Maciej GRYGIERCZYK: Przywitaliście się z pierwszą ligą, zdobywając cztery punkty w trzech kolejkach. Jaka ocena za ten start?

Bartosz SZELIGA: – Trója! Dwa domowe mecze – z Bytovią i ŁKS-em – powinny zakończyć się naszymi zwycięstwami, a wywalczyliśmy w nich ledwie punkt. W tej kwestii miało być dużo lepiej. To średni start, ale też nie jest najgorzej. Znaleźliśmy się w środku tabeli i będziemy się starali iść do przodu.

Pierwsza liga czymś zaskoczyła?

Bartosz SZELIGA: – Byliśmy przygotowani na trochę inną grę niż w ekstraklasie, gdzie drużyny starają się mimo wszystko operować piłką po ziemi, rozgrywać akcje. A tu? Już w pierwszej kolejce rywale, czyli Bytovia, cofnęli się mocno do defensywy i opierali głównie na „długich” piłkach.  W Bielsku-Białej było podobnie, przy czym zdołaliśmy Podbeskidzie pokonać. Pierwsze wrażenie to sporo walki, sporo biegania i długich piłek. Bytovia to był taki zimny prysznic na dzień dobry. Podziałał na nas nieźle, skoro wygraliśmy na wyjeździe z Podbeskidziem.

Przed tygodniem zremisowaliście z ŁKS-em. Mimo gola strzelonego w doliczonym czasie gry przesadnej radości chyba nie było?

Bartosz SZELIGA: – To był szczęśliwy remis, ale przetrawiliśmy to już. Wierzę, że z meczu na mecz będzie tylko lepiej. Przecież przyświeca nam w tym sezonie wyłącznie jeden cel – powrót do ekstraklasy, a nie będzie to możliwe bez mocnego punktowania u siebie. Te domowe występy pokazały, że nie jesteśmy na razie  w stanie odpowiednio wchodzić w mecz. Jeśli nawet komuś wydawało się, że w pierwszej lidze kolejne spotkania będą wygrywały się same, a przeciwnicy będą przyjeżdżać i oddawać nam punkty, bo niedawno graliśmy w ekstraklasie, to już został wyprowadzony z błędu. Tak nie będzie, tu każdą zdobycz trzeba będzie wydrzeć. Szacunek dla nas, że w doliczonym czasie uratowaliśmy remis z ŁKS-em, bo to zawsze punkt, który w ostatecznym rozrachunku może pomóc. Musimy jednak zacząć grać lepiej i zwyciężać. Potrafimy to robić.

Czujecie się faworytami?

Bartosz SZELIGA: – Mamy personalnie mocną kadrę, kilku piłkarzy ma bogatą przeszłość ekstraklasową. To wszystko trzeba jednak potwierdzić na boisku, bo za zasługi niczego się nie dostanie. Gdy udowodnimy swoją wartość podczas meczów, będziemy szli w górę tabeli i zbliżali się do realizacji celu. W porównaniu do czasów, gdy grałem w pierwszej lidze w barwach Sandecji, rozgrywki jednak zmieniły się. Są tu teraz głośniejsze nazwiska, liga jest lepiej opakowana. Transmituje ją Polsat, jest spore zainteresowanie mediów. W ekstraklasie to normalne, ale przed laty w pierwszej lidze tego za bardzo nie było.

GKS Tychy, z którym się w sobotę zmierzycie, też zaczął poniżej oczekiwań.

Bartosz SZELIGA: – Taka jest ta  liga, trochę nieobliczalna. Nie ma regularności.  Dana drużyna może prowadzić grę, dostać jedną bramkę i potem tracić kolejne po kontrach. Dlatego z tym wymienianiem faworytów byłbym na razie spokojny.  Sądzę, że oni wyłonią się dopiero w okolicach dziesiątej kolejki. Trzeba robić wszystko, by zbierać punkty i spokojnie móc analizować tabelę. Oby tak było w sobotę. Zagramy na fajnym stadionie, przy licznej publiczności, wśród której nie zabraknie też naszych kibiców, bo jeżdżą za nami, gdzie tylko mogą. Zapowiada się ciekawie. Liczę na otwarty mecz i przyjemne widowisko.

To jeszcze słowo o pana dwóch byłych klubach, które na starcie sezonu znajdują się na razie na przeciwnych biegunach.

Bartosz SZELIGA: – Piast jest liderem ekstraklasy. Wciąż mam w Gliwicach kolegów i życzę im jak najlepiej. Zaczęli imponująco, gratulacje dla nich i mam nadzieję, że tak będą trzymać dalej. Trochę martwię się Sandecją, która po spadku z ekstraklasy nie odniosła jeszcze zwycięstwa. To mój rodzinny klub, a życzę mu tym lepiej, że jest tam mój młodszy brat Michał. W dwóch meczach był na ławce, ostatnio znalazł się poza „osiemnastką”, ale robi swoje, by dostać szansę. Chciałbym, by w Nowym Sączu wciąż była pierwsza liga. Plany są ambitne, na papierze wszystko może wyglądać super, ale marzenia weryfikuje potem boisko. Zobaczymy.