Puchar Polski. Sensacją nawet nie zapachniało

„Kolejorz”potraktował III-ligowca poważnie i na oczach selekcjonera Czesława Michniewicza spokojnie – po 5 latach przerwy – zameldował się w finale Pucharu Polski.


Lech nadal ma szansę, by uczcić jubileusz 100-lecia zdobyciem podwójnej korony. Wczoraj – pierwszy raz od 5 sezonów – zameldował się w finale Pucharu Polski. Poprzednio zdobył to trofeum w 2009 roku, dzięki bramce Sławomira Peszki pokonując Ruch na Stadionie Śląskim. Kolejne cztery finały przegrywał – trzy z Legią i jeden z Arką. A zatem… do pięciu razy sztuka?

„Kolejorz” nie zmarnował idealnej okazji, by przejść przez półfinał suchą stopą. – To byłaby najkrótsza droga do nieszczęścia – tak trener Maciej Skorża odpowiadał na pytanie, czy jego drużyna nie zlekceważy rywala, występującego na co dzień na czwartym poziomie rozgrywkowym.

Dla Olimpii był to jeden z najważniejszych meczów w historii. Wicelider II grupy III ligi wcześniej wyrzucił za pucharową burtę ekstraklasową Wartę oraz Wisłę Kraków, a dekadę temu – gdy występował jeszcze na zapleczu elity – zdarzyło mu się też wyeliminować… Lecha.

We wtorek sensacją nie zapachniało ani przez moment. Co prawda grudziądzanie już w pierwszej akcji wywalczyli rzut rożny, ale potem poznaniacy nie pozwolili im dosłownie na nic. Kopciuszek nie był w stanie wymienić kilku podań, skonstruować jakiejkolwiek akcji, nie mówiąc o oddaniu strzału. Pierwszą okazję – uderzenie Jakuba Bojasa w boczną siatkę – grudziądzanie mieli w momencie, gdy losy półfinału były już przesądzone.

Konikiem Marcina Płuski, 33-letniego trenera III-ligowca, są stałe fragmenty gry. W nich szuka sznasy na zaskoczenie rywala, po ćwiczonym wrzucie z autu Olimpii udało się zdobyć w ćwierćfinale bramkę z Wisłą Kraków. Były jednak atutem Lecha. Barry Douglas konsekwentnie bił rzuty rożne w pole bramkowe, aż wreszcie piłka dotarła do Dawida Kownackiego, a ten – od pleców Krzysztofa Wickiego – dał faworytowi prowadzenie. Płuska co rusz brał do ręki długopis, notował coś na małej kartce, ale dysproporcja między dwoma zespołami była zbyt wielka, by zawrócić kijem rzekę.

Pierwszoplanowe role w meczu, na który przyjechał nawet selekcjoner Czesław Michniewicz, odegrali obcokrajowcy. W II połowie dwa dośrodkowania Portugalczyka Joela Pereiry zakończyły się trafieniami Barry’ego Douglasa, który do asysty sprzed przerwy dorzucił dublet. Między jedną a drugą bramką Szkota z boiska z czerwoną kartką – za wejście z tyłu w nogi Michała Skórasia – wyleciał jeszcze kapitan Olimpii Piotr Witasik. Grudziądzanie wybudzili się z pięknego snu, a „Kolejorz” dziś pozna rywala, z którym w majówkę stoczy finałową walkę na PGE Narodowym.


Olimpia Grudziądz – Lech Poznań 0:3 (0:1)

0:1 – Kownacki, 26 min (głową), 0:2 – Douglas, 49 min, 0:3 – Douglas, 58 min.

OLIMPIA: Olszewski – Rzepka (69. Leszczyński), Witasik, Wicki, Karankiewicz, Klimek – Kaczmarek (69. Zawada), Cabrera (82. Doba), Cywiński, Bojas (69. Karmański) – Antkowiak (59. Landowski). Trener Marcin PŁUSKA.

LECH: van der Hart – Pereira (77. Velde), Kędziora, Szatka, Douglas – Kalstroem (64. Skrzypczak), Kwekweskiri – Skóraś (65. Ba Loua), Ramirez, Marchwiński (70. Kamiński) – Kownacki (70. Ishak). Trener Maciej SKORŻA.
Sędziował Piotr Lasyk (Bytom). Żółte kartki: Cabrera, Karankiewicz. Czerwona kartka: Witasik (55, brutalny faul).


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus