Puchar Polski. Szczęście… Legii na Skolwinie

Legia Warszawa, w starciu z trzecioligowcem, stworzyła mniej sytuacji od rywala. Można powiedzieć, że do 1/8 finału PP awansowała fartem.


Wiadomo, że w takich meczach drużyna niżej notowana daje z siebie więcej niż zwykle, ale w tym konkretnym przypadku należy powiedzieć, że zespół Świtu Skolwin grał z Legią Warszawa, jak… równy z równym. Jasne, że kultura gry była po stronie mistrza Polski, ale to przecież oczywistość.

Zespół ze Szczecina nadrabiał ambicją i w żadnym wypadku nie ustępował znajdującym się w wyraźnym kryzysie „Wojskowym”. Bo skoro teoretycznie najlepsza polska drużyna nie potrafi sobie poradzić z III-ligowcem, to tkwi w szambie po same uszy i osoba trenera Czesława Michniewicza – zwolnionego w poniedziałek – nie była problemem.

W 7. minucie spotkania Świt wyprowadził zgrabną kontrę, po której bliski zdobycia gola był Paweł Krawiec, który szukał dalszego słupka, ale Cezary Miszta stanął na wysokości zadania. Drugie ostrzeżenie – jakkolwiek to brzmi – Legia również otrzymała. Ładna wymiana podań gospodarzy o mało nie skończyła się golem, gdyby nie to, że Piotr Wojtasik został w ostatniej chwili zablokowany.

Chwilę później stało się to, co stać się przecież musiało. Mistrz Polski objął prowadzenie, zdobywając gola po rzucie rożnym. Przemysław Matłoka odbił przed siebie główkę Mahira Emrelego, a do piłki doskoczył Lindsay Rose, który wpakował ją do siatki. W takich meczach takie gole przeważnie zdobywają zespoły niżej notowane.

Czy po przerwie Legia Warszawa zaczęła grać lepiej, strzelił ze dwa gole i pewnie awansowała do 1/8 finału Pucharu Polski. Skądże! W 54. minucie spotkania rozpaczliwie „Wojskowi” wybronili się przed stratą gola. Miejscowi widzieli już piłkę w bramce po strzale Kacpra Wojdaka (wg warszawskich mediów… Wojtaka), ale w ostatniej chwili na linii bramkowej skutecznie interweniował Mateusz Wieteska.

To była… jedyna klarowna sytuacja bramkowa w drugiej połowie z obu stron, a na przestrzeni całego spotkania Legia Warszawa oddała… dwa celne strzały na bramkę Świtu. Rywal miał takich uderzeń pięć. Na pewno przy Łazienkowskiej nie zabraknie opinii, że trzecioligowiec grał bardzo ostro, a Legia nie zagrała w optymalnym składzie, ale nie zmienia to faktu, że wczorajszy występ mistrza Polski – mimo awansu do kolejnej fazy PP – był jeszcze gorszy od porażek z Napoli i Piastem Gliwice.


Świt Skolwin – Legia Warszawa 0:1 (0:1)

0:1 – Rose, 35 min.

ŚWIT: Matłoka – Bol (85. Żukowski), Kuzko, Baranowski, Kisły – Wojdak (75. Potoczny), Wojtasik, Białczyk, Krawiec (46. Nagórski), Ładziak (64. Mach) – Kapelus. Trener Andrzej TYCHOWSKI.

LEGIA: Miszta – Rose (66. Kisiel), Wieteska, Jędrzejczyk – Johansson, Ciepiela (84. Celhaka), Slisz, Kastrati, (46. Lopes), Muci (46. Luquinhas), Ribeiro – Emreli (90. Włodarczyk). Trener Marek GOŁĘBIEWSKI.

Sędziował Dominik Sulikowski (Gdańsk). Widzów 2000. Żółte kartki: Krawiec, Baranowski, Kuzko, Kisły, Wojtasiak – Emreli, Jędrzejczyk, Slisz, Lopes.


Fot. Wojciech Dobrzyński/PressFocus