Puchar Polski w hokeju. Faworytów dwóch

GKS Katowice i Unia Oświęcim aspirują do przejęcia schedy po JKH GKS-ie Jastrzębie. Ale najpierw muszą pokonać swoich półfinałowych rywali.


Bez najbardziej utytułowanej drużyny w historii rozgrywek o Puchar Polski, czyli GKS-u Tychy, a także bez triumfatora trzech ostatnich edycji tych zmagań, JKH GKS-u Jastrzębie, rozpoczyna się dziś w Bytomiu, na lodowisku im. Braci Nikodemowiczów, turniej finałowy Pucharu Polski. Nieobecni głosu nie mają, a tak naprawdę drużyny z Tychów i Jastrzębia-Zdroju same są winne temu, że o trofeum nie zagrają. Szczególnie jastrzębianie, którzy mieli awans do najlepszej czwórki praktycznie w kieszeni. Przypomnijmy, że o promocji decydowała sytuacja w tabeli po dwóch pełnych rundach fazy zasadniczej. W końcówce drugiej rundy mistrz Polski najpierw przegrał w Sanoku, a następnie nie zdołał zdobyć punktu w starciu z Cracovią. W ten sposób drużyny, która w ostatnich latach zdominowała pucharową rywalizację, w Bytomiu zabraknie.

Czekają pół wieku

Każda z drużyn, która wystąpi w Bytomiu, ma już na swoim koncie triumf w Pucharze Polski. Najdłużej na kolejny sukces oczekuje GKS Katowice, który wygrał drugą edycję zmagań. To jednak hokejowa prehistoria, bo „GieKSa” sięgnęła po trofeum u jego zarania. Wygrała drugą edycję, zorganizowaną w sezonie 1970/71. Puchar Polski rozgrywano wówczas w zupełnie innej formule, w systemie mecz i rewanż od 1/8 finału. Najpierw katowiczanie rozbili Odrę Opole, a przez ćwierćfinał przeszli suchą stopą, bo z rozgrywek wycofała się… Boruta Zgierz. Takie kluby istniały wówczas na hokejowej mapie Polski… W półfinale GKS dwa razy pokonał Zagłębie Sosnowiec, a przed decydującym starciem wiadomo było, że trofeum pozostanie w Katowicach, bo drugim finalistą był Baildon.

Niesamowity przebieg miało pierwsze starcie na Torkacie, bo Baildon prowadził 3:0. Ale „GieKSa” wygrała 4:3. W rewanżu, w słynnej, nieistniejącej już hali „przy Rondzie”, było 3:3 i jedyny raz w historii GKS Katowice sięgnął po Puchar Polski. Co ciekawe, drużynę Baildonu prowadził wówczas Emil Nikodemowicz, czyli jeden z patronów lodowiska, na którym rozegrany zostanie tegoroczny turniej. Katowiczan prowadził pamiętany przez najstarszych fanów GKS-u Walentin Bystrow. To były reprezentant Związku Radzieckiego, który w czasie II wojny światowej walczył w oblężonym Leningradzie.

Pozytywnie nastawieni

Tyle historii. GKS Katowice jest jednym z dwóch głównych faworytów do zdobycia Pucharu Polski. Wydaje się, że rywalizacja rozstrzygnie się pomiędzy „GieKSą” właśnie, a Unią Oświęcim. Najpierw jednak oba zespoły muszą wygrać swoje półfinały. Teoretycznie łatwiejsze zadanie stoi przed katowiczanami, którzy zmierzą się z Energą Toruń. Zespół z grodu Kopernika znalazł się w gronie finalistów PP dzięki bardzo dobremu startowi w ligowych rozgrywkach. Ostatnio jednak podopieczni Jussiego Tupamakiego spuścili z tonu i w tabeli PHL zajmują szóste miejsce, choć tuż przed świętami ograli Cracovię. GKS z kolei przegrał dwa mecze z rzędu, co wcześniej w tym sezonie zdarzyło się drużynie Jacka Płachty tylko raz.

Warto jednak dodać, że rywale nie byli z łapanki. Mecze z Unią Oświęcim i JKH GKS-em Jastrzębie katowiczanie kończyły się jednobramkowymi triumfami przeciwników. – Szkoda meczu z Jastrzębiem. Pierwsze dwie tercje były pod nasze dyktando. Taka porażka najbardziej boli, kiedy dobrze się gra, a przeciwnik wykorzystuje dwa błędy. Pewne rzeczy musimy dopracować. Szczególnie jeżeli chodzi o grę w przewadze. Patrzymy jednak z optymizmem w przyszłość i jesteśmy pozytywnie nastawieni na rywalizację w Pucharze Polski. Wiemy, że jesteśmy dobrą drużyną, dobrze zorganizowaną. Mecz z Toruniem po prostu musimy wygrać – powiedział Mateusz Bepierszcz, napastnik GKS-u Katowice.

Rozpędzona Unia

Unia Oświęcim na początku grudnia wykorzystała to, że zespół GKS-u Katowice z powodu pandemii koronawirusa musiał przełożyć kilka spotkań. Podopieczni Toma Coolena wskoczyli na fotel lidera PHL, który od początku rozgrywek zajmowali katowiczanie właśnie. Mało tego. „Biało-niebiescy” wykorzystali następnie potknięcia katowiczan i dziś ich przewaga w tabeli wynosi 10 punktów, choć trzeba zaznaczyć, że rozegrali o dwa mecze więcej od wicelidera.

Oświęcimianie zanotowali przed świętami serią 8 kolejnych meczów bez porażki. To już druga tak imponująca pasa Unii w tym sezonie, bo na przełomie października i listopada biało-niebiescy wygrali 9 kolejnych spotkań. W półfinale oświęcimianie zmierzą się z najbardziej nieobliczalnym zespołem PHL w tym sezonie. Cracovia potrafiła wygrać z Jastrzębiem, przegrać w Toruniu, by pokonać na wyjeździe GKS Tychy.

Rudolf Rohaczek dwukrotnie, w latach 2013 i 2015, doprowadził zespół z Krakowa do triumfu w Pucharze Polski i jest jednym spośród szkoleniowców drużyn, które wystąpią w Bytomiu, znającym smak tego trofeum. Doświadczony Czech to „stary lis”, jeżeli chodzi o ważne mecze, a więc na pewno faworyt nie powinien czuć się zbyt pewnie. Tym bardziej, że raz w tym sezonie ligowym z Cracovią przegrał.


Turniej finałowy Pucharu Polski
Półfinały, poniedziałek, 27 grudnia

GKS Katowice – Energa Toruń (15.30)

Re-Plast Unia Oświęcim – COMARCH Cracovia (20.00)

Finał we wtorek, 28 grudnia, o godz. 20.15.

Szanse na zdobycie Pucharu Polski

Unia – 45%

Katowice – 40%

Cracovia – 10%

Toruń – 5%


Zdobywcy Pucharu Polski

8 – GKS Tychy (2001, 2006, 2007, 2008, 2009, 2014, 2016, 2017)
4 – JKH GKS Jastrzębie (2012, 2018, 2019, 2020)
2 – Unia Oświęcim (2000, 2002)
2 – Podhale Nowy Targ (2003, 2004)
2 – STS Sanok (2010, 2011)
2 – Cracovia (2013, 2015)
1 – GKS Katowice (1970)
1 – TKH Toruń (2005)
1 – Naprzód Janów (1969)


Na zdjęciu: Drużyny z Katowic i Oświęcimia uchodzą za faworytów półfinałów Pucharu Polski, które rozegrane zostaną w Bytomiu.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus