Puchar Polski. W Kaliszu postraszyli obrońcę trofeum

Raków Częstochowa wygrał w Kaliszu z KKS-em. Gospodarze po przerwie napsuli jednak faworytom sporo krwi.


Marek Papszun sporo namieszał w składzie na pucharowe spotkanie. W składzie Rakowa pojawiło się aż czterech młodzieżowców. Byli nimi Ben Lederman, Kacper Trelowski, Wiktor Długosz i Daniel Szelągowski. To rzadkość, by aż tylu młodzieżowców zagrało w jednym momencie u szkoleniowca Rakowa.

Częstochowianie od początku spotkania pokazywali, że różnica między nimi a kaliszanami jest wyraźna. Na potwierdzenie tego trendu potrzebowali jednak aż 37 minut. Powodem była dobra postawa w bramce gospodarzy Macieja Krakowiaka. 29-latek kilkukrotnie ratował swój zespół przed stratą gola. Było tak choćby w pierwszych fragmentach meczu, gdy zatrzymał Mateusza Wdowiaka.

Na swoje nieszczęście po udanych 30 minutach popełnił błąd, który rozwiązał worek z bramkami. W polu karnym KKS-u szalał Vladislavs Gutkovskis. Krakowiak próbował zatrzymać Łotysza chcąc wyłapać piłkę spod jego nóg. 29-latek źle obliczył tor jej lotu i „skasował” Gutkovskisa. Początkowo Zbigniew Dobrynin wskazał na rzut rożny, jednak po interwencji VAR-u zmienił decyzję i podyktował rzut karny. Na 11 metrze piłkę ustawił Walerian Gwilia. Gruzin pewnie wykorzystał „jedenastkę”, zdobył swojego pierwszego gola dla Rakowa i zarazem wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

Przed przerwą goście jeszcze podwyższyli prowadzenie. Dobrą akcję lewą stroną przeprowadził Wdowiak. Skrzydłowy Rakowa wpadł w pole karne i z ostrego kąta uderzył na bramkę Krakowiaka. Bramkarz KKS-u dotknął piłkę, jednak strzał był zbyt silny i znalazł miejsce w siatce. Na przerwę obrońcy tytułu schodzili z solidną przewagą.

Podopieczni Papszuna w drugiej odsłonie budowali kolejne ataki, jednak nie potrafili ponownie pokonać Krakowiaka. KKS z kolei zaczął grać odważniej. Trelowski mógł w końcu pokazać swoje umiejętności w bramce. Kilkukrotnie uratował częstochowian przed stratą gola. Skapitulował dopiero w 86 minucie, gdy po zamieszaniu w polu karnym piłkę do jego siatki skierował Bartosz Waleńcik.

Częstochowianie byli jednak sami sobie winni – pozwalali kaliszanom na zbyt wiele, co mogło zakończyć się dla nich źle. Gospodarze jeszcze w doliczonym czasie gry byli blisko wyrównania, jednak Waleńcik tym razem czysto nie trafił w piłkę. Raków awansował, choć w końcówce mógł zniweczyć swój trud z pierwszej odsłony.


KKS 1925 Kalisz – Raków Częstochowa 1:2 (0:2)

0:1 – Gwilia, 37 min (rzut karny), 0:2 – Wdowiak, 45+1 min, 1:2 – Waleńcik, 86 min (głową).

KKS: Krakowiak – Waleńcik, Kendzia, Gawlik – Smajdor, Kaszuba (68. Gonzalez, Wysokiński (46. Borecki), Mączyński, Putno, Majewski (78. Giel), Kamiński (69. Zawistowski). Trener Bogdan ZAJĄC.

RAKÓW: Trelowski – Petraszek, Rundić, Papanikolau – Szelągowski, Gwilia, Lederman (46. Arsenić), Długosz (67. Tudor) – Wdowiak (67. Lopez), Gutkovskis (81. Arak), Strugeon (59. Kun). Trener Marek PAPSZUN.

Sędziował: Zbigniew Dobrynin (Łódź). Widzów: Żółte kartki: Kaszuba, Waleńcik – Szelągowski, Arsenić, Rundić.


Na zdjęciu: Walerian Gwilia zdobył swojego pierwszego gola w barwach Rakowa. Między innymi dzięki temu częstochowianie awansowali do kolejnej rundy Pucharu Polski.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus