Punkt po amerykańsku

Kibice GKS-u Tychy mieli 100 minut emocji jak w holywoodzkim kinie akcji.


GKS Tychy już w rękach nowego właściciela (współwłaściciela mającego 75 procent akcji) i z nowym trenerem na ławce zremisował z Arką 2:2. Amerykański kapitał, choć formalnie spółka Tychy Investment Company Limited ma siedzibę na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, czyli w basenie Morza Karaibskiego, nie zadziałał więc cudotwórczo, ale za ta emocji było jak na najlepszym holywoodzkim filmie sensacyjnym. A ostateczne rozstrzygnięcie poznaliśmy dopiero po 100 minutach gry.

Ale po kolei. Początek nie był wstrząsający, bo nieporadne strzały drużyny Dariusza Banasika, która miała wyraźną przewagę w posiadaniu piłki, sprawiły, że goście schodzili na przerwę prowadząc 1:0. Z ich dwóch celnych strzałów oddanych na bramkę Konrada Jałochy jeden przyniósł bowiem zmianę wyniku. Po akcji Kacpra Skóry, który wdarł się w pole karne lewym skrzydłem i wycofał piłkę do Karola Czubaka napastnik gdynian mimo ataku Jakuba Tecława przyjął futbolówkę tyłem do bramki i choć usiadł na murawie, wstał z niej błyskawicznie, odwrócił się i z 12. metra lekko, ale dokładnie z wykorzystaniem słupka strzelił 18. gola w tym sezonie.

Tyszanie najbliżej wyrównania byli w 42. minucie, kiedy to po rzucie wolnym piłka dotarła do Mateusza Radeckiego, ale pomocnik trójkolorowych strzelając zza linii bocznej pola bramkowego ostemplował słupek.

Po zmianie stron gospodarze, atakujący z coraz większym animuszem, wykorzystali indywidualne umiejętności Krzysztofa Wołkowicza. Lewy obrońca GKS-u Tychy w 60. minucie solowym rajdem wywalczył rzut wolny, a po chwili podbiegł do piłki ustawionej 20. metrów przed bramką Daniela Kajzera i znakomitym uderzeniem w okolice okienka długiego rogu doprowadził do wyrównania. Gdyby kolejną szarżę „Wołka” jego partnerzy zamienili na gola to pewnie gospodarze mieliby już z górki, ale Patryka Mikita po odegraniu Mateusza Czyżyckiego spudłował z 7. metra. W dodatku Mateusz Radecki w 78. minucie na środku boiska „zarobił” drugą w tym meczu żółtą kartkę i tyszanie musieli grać w osłabieniu.

Arka była bliska wykorzystania swojej przewagi w 84. minucie, ale po wrzutce Dawida Gojnego z rzutu rożnego Ołeksandr Azaćkyj było o milimetry od szczęścia. Główkował bowiem z 6. metra, a piłka trafiła w wewnętrzną część poprzeczki, spadła na murawę przed linią bramkową i wyszła w pole. Co się nie udało ukraińskiemu obrońcy powiodło się polskiemu snajperowi. Czubak bowiem 4. minucie doliczonego czasu gry, po odegraniu piłki przez Mateusza Żebrowskiego, trafił z 9. metra, ale zapewnił gdynianom przełamania. Minutę później bowiem Petr Buchta, który tuż po wejściu nie wykonał swojego zadania obronnego, ruszył w pole karne gdynian i tam popchnięty przez Przemysława Stolca wywalczył rzut karny.

Mimo protestów Marcusa Viniciusa, który został ukarany czerwoną kartką, do piłki ustawionej na „wapnie” podszedł Wołkowicz. Mający w tym sezonie na swoim koncie 5 trafień z jedenastu metrów tym razem przegrał pojedynek z bramkarzem, natychmiast ruszył jednak na dobitkę i główkując „szczupakiem” ustalił wynik spotkania.


GKS Tychy – Arka Gdynia 2:2 (0:1)

0:1 – Czubak, 14 min, 1:1 – Wołkowicz, 60. min (wolny), 1:2 – Czubak, 90+4. min), 2:2 – Wołkowicz, 90+8 min (głową).

GKS: Jałocha – Połap, Nedić, Tecław, Wołkowicz – Machowski (74. Dominguez), Radecki, Żytek, Czyżycki (74. Dzięgielewski), Mikita (90+3. Buchta) – Rumin (71. Skibicki). Trener Dariusz BANASIK.

ARKA: Kajzer – Stolc, Dobrotka, Azaćkyj, Gojny – Stępień (74. Żebrowski), Milewski (90+5. Purzycki), Gol, 17. Luan Capanni (85. Marcus Vinicius), Skóra – Czubak. Trener HERMES.

Sędziował Paweł Pskit (Łódź). Widzów 3184. Żółte kartki: Wołkowicz, Radecki, Żytek – Dobrotka, Skóra, Czubak. Czerwone kartki: Mateusz Radecki (78, za drugą żółtą) – Marcus Vinicius (90+5, za obrazę sędziego).


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus