Rachunek do wyrównania

Bogdan NATHER: W sobotę pańska drużyna musi wygrać z GKS-em 1962 Jastrzębie? A może stać was na luksus, czyli remis i podział punktów?
Mariusz MUSZALIK: – Nie musimy w sobotę wygrać z Jastrzębiem, ale bardzo tego chcemy. Remis na pewno wystarczy nam do utrzymania w II lidze. Mamy w tej chwili 5 punktów przewagi nad Kluczborkiem i korzystniejszy bilans bezpośrednich spotkań. Rachunek więc jest prosty. A wracając do najbliższego meczu – po prostu chcemy go wygrać, by odgryźć się za porażkę z rundy jesiennej. Przeciwnik awansował już do I ligi, ale wątpię, by potraktował to spotkanie na luzie. To w w końcu derby.

Widzę, że jeszcze mocno siedzi w panu porażka z drużyną z Jastrzębia w rundzie jesiennej.
Mariusz MUSZALIK: – To był bardzo fajny mecz, ale nie do przegrania.

O ile dobrze pamiętam, to jednak go przegraliście…
Mariusz MUSZALIK: – Do czego dołożył rękę – niestety – sędzia. Nie wiem, dlaczego wtedy wyznaczyli arbitra z Katowic, Mirosława Góreckiego. W takich wypadkach lepiej, by derbowy pojedynek gwizdał arbiter „z zewnątrz”. Taki jak teraz, z Kielc.

Jakie zarzuty dużego kalibru ma pan za tamten mecz do arbitra? Że pokazał panu czerwoną kartkę?
Mariusz MUSZALIK: – To akurat było bez znaczenia. Miałem już żółtą kartkę i przyznaję się – sfaulowałem przeciwnika i należała mi się druga żółta kartka. Ale przecież po mojej czerwonej kartce sędzia nawet nie wznowił gry, tylko zakończył mecz. Nawiasem mówiąc lubię pana Góreckiego, prowadzi nam wiele meczów sparingowych. Ale w Jastrzębiu wyraźnie sobie nie radził. Należał nam się rzut karny, bo Paweł Jaroszewski był ewidentnie faulowany w polu karnym. To zauważyłby nawet… Nie będę kończył. Ale to już było, teraz musimy skupić się na sobotnim meczu, bo to będzie zupełnie inny pojedynek niż jesienią.

Sami napytaliście sobie biedy, przegrywając dwa ostatnie mecze – z Błękitnymi Stargard u siebie i Stalą Stalowa Wola na wyjeździe. Siedem straconych goli w dwóch ostatnich meczach chluby wam nie przynosi.
Mariusz MUSZALIK: – Nie będę ukrywał, też mnie to niepokoi. Nasz gra obronna w tym sezonie to porażka. Tylko Gwardia Koszalin straciła więcej bramek od nas, nawet Legionovia straciła jednego gola mniej niż my. Musimy coś z tym zrobić na finiszu, bo w przeciwnym wypadku może być źle.

Bardziej zabolała pana porażka z Błękitnymi, czy ze „Stalówką”?
Mariusz MUSZALIK: – Wbrew pozorom z Błękitnymi, z którymi przegraliśmy 2:3. Wynik w tym meczu nam uciekł i to niepotrzebnie. Mogliśmy spokojnie zremisować i teraz być w komfortowej sytuacji. Wysoka porażka ze Stalą to po części znowu zasługa sędziego. Nie mówię o samej przegranej, lecz o jej rozmiarach. Arbiter najpierw wyrzucił nam z boiska dwóch zawodników, a potem jeszcze przedłużył mecz Az o 5 minut. W tym doliczonym czasie gry straciliśmy dwa gole i wynik poszedł w świat. W takich momentach sędzia też powinien być człowiekiem…

W ostatnich dwóch kolejkach nie możecie sobie pozwolić na luksus dwóch porażek. Taka jest przynajmniej sytuacja przed sobotnią kolejką. Z tego powodu widać u was w szatni jakąś nerwowość, zwłaszcza u młodych zawodników?
Mariusz MUSZALIK: – Nie, nie ma żadnych nerwowych zachowań, czy komentarzy. Matematycznie brakuje nam jednego punktu i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Żaden z nas nie chce jechać do Pruszkowa ze świadomością, że będzie to mecz o życie, o „być, albo nie być”. Jednocześnie wiemy doskonale, że kilka zespołów chciałoby być w naszej sytuacji, bo ona jest znacznie lepsza niż ich.