Radomiak Radom. Spektakularne cuda

Radomiak jesienią był niesamowity, ale przed nim prawdziwy egzamin, podczas którego musi udowodnić swoją jakość.


Wynik Radomiaka po jesiennych zmaganiach można nazwać spektakularnym. Zespół Dariusza Banasika wdarł się do ekstraklasy bez kompleksów. Pokazał wielu zespołom, że nie liczą się nazwiska, a gra drużynowa, czy wola walki na boisku. Na radomian przed przerwą zimową patrzyło się z szeroko otwartymi oczami, które były wyrazem niedowierzania. Drużynę bronią nie tylko wyniki, ale też gra, która na przestrzeni 19. spotkań uległa zmianie.

W Radomiu należało przystosować się do zupełnie innego ustawienia taktycznego. W 1. lidze oraz na początku aktualnych rozgrywek trener Banasik stosował formację z jednym napastnikiem. Ze względu na kontuzję Mateusza Radeckiego zdecydował się na grę dwoma snajperami. I to okazało się strzałem w dziesiątkę, a przecież na papierze wyglądało niedorzecznie.

Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której na boisku obok Karola Angielskiego pojawia się Maurides, zawodnik po rocznym rozbracie z piłką. Transfer Brazylijczyka w teorii nie powinien wypalić. Ostatecznie 27-latek stał się jednym z najważniejszych graczy Radomiaka, a jego współpraca z wychowankiem Korony Kielce układała się fantastycznie.

Czy można nazwać to cudem? Wydaje się, że Radom jest po prostu miejscem, które sprzyja odbudowaniu kariery. Pokazuje to też przypadek Angielskiego. Zawodnik, do którego przypięto łatkę „zmarnowanego talentu”, w Radomiaku zdobywa gola za golem. Mateusz Cichocki, dla którego awans z Radomiakiem jest kolejnym podejściem do gry w ekstraklasie, obok Raphaela Rossiego stał się ostoją defensywy, bez którego ciężko jest sobie wyobrazić funkcjonowanie bloku obronnego.

Należy przy tym zauważyć, że Dariusz Banasik dał szanse tym, którzy grę w ekstraklasie wywalczyli na jej zapleczu. Obudował trzon zespołu dziwnymi transferami (Maurides i Luis Machado) i to o dziwo wypaliło. Należy jednak postawić pytanie – czy to jest rozwiązanie długoterminowe?

Patrząc na Radomiaka ma się wrażenie, że ogląda się zespół poukładany. Czy tak będzie do końca sezonu? Radomiak gra właściwie jednym składem, trener Banasik rzadko rotuje zawodnikami. I nie ma się co tej postawie dziwić, skoro gra jego zespołu wygląda bardzo dobrze. Jednak co stanie się, gdy przyjdzie moment kryzysu? Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć. W Radomiu brakuje jakościowych zmienników. Brakuje też doświadczenia na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. I jeżeli radomianie pozwolą sobie na kilka porażek z rzędu, ciężko będzie im wydostać się z kryzysu. Dlatego ciężko jest też wyobrazić sobie tę drużynę w walce do samego końca o europejskie puchary.

Może też okazać się, że przeciwnicy nauczą się gry Radomiaka. Będą lepiej przygotowani na to, co beniaminek ma do zaoferowania na boisku. Dlatego runda wiosenna będzie prawdziwym egzaminem na radomian. Jesienią dokonali niemalże niemożliwego, ale sztuką będzie utrzymanie przez nich formy prezentowanej przed przerwą zimową.

W klubie nie zdecydowano się na wzmacnianie składu hurtową ilością zawodników. Dlatego nie należy spodziewać się po Radomiaku poprawienia swoich wyników. Sukcesem będzie powtórzenie tego, co działo się od lipca do grudnia zeszłego roku. Zadanie to będzie z pewnością utrudnione przez odejście Michała Kaputa – niezwykle ważnej postaci w środku pola. Jego absencja może realnie wpłynąć na grę zespołu. Szczęśliwie gracze Radomiaka nie muszą oglądać się za plecy i to jest ich największy atut. Mogą grać tak, jak chcą i nie muszą bać się o utrzymanie.


Na zdjęciu: Jak długo będzie trwał piękny radomski sen?

Fot. Adam Starszyński/PressFocus