Rafał Grodzicki: Do Chorzowa wciąż jeżdżę z obawami

Rozmowa z Rafałem Grodzickim, byłym piłkarzem ekstraklasowych klubów.


Od początku sezonu gra pan w podkrakowskiej Jutrzence Giebułtów. Jeszcze się panu chce?
Rafał GRODZICKI:
– Póki mogę, to się bawię. OK – to poziom tylko czwartoligowy, ale kopanie piłki naprawdę sprawia mi teraz frajdę. Nie ma „napinki”, ciśnienia, można to robić z wielką przyjemnością i przy okazji dawać różne wskazówki młodszym chłopakom.

Zdrowie dopisuje?
Rafał GRODZICKI:
– Na szczęście tak, choć powiem szczerze, że nawierzchnie czwartoligowych boisk zaczynały mi już doskwierać. Bywa nierówno, niektóre murawy od dawien dawna nie widziały wody, ale – odpukać – tak jak przez większość mojej przygody z piłką, tak i teraz kontuzje mnie omijają. Nie męczę się fizycznie. Nie jest tak, że zagram mecz, a drugiego dnia nie jestem w stanie podnieść się z łóżka. W tygodniu mamy zwykle trzy jednostki treningowe i mecz.

Długo trzeba było namawiać pana na Jutrzenkę?
Rafał GRODZICKI:
– Giebułtów to taka trochę sypialnia Krakowa. W stronę Olkusza, od razu za tablicą „Kraków”, jest Giebułtów. Miejsce rewelacyjne do życia, z idealnym dojazdem, ludzie uwielbiają tam budować sobie domy. Zawodnicy Wisły czy Cracovii mają dalej do baz treningowych swoich klubów niż ja na Jutrzenkę. Czy długo mnie namawiano? Miałem oferty z drugiej ligi, ale daleko od Krakowa. Zamierzałem już skończyć z wyjazdami. Zadzwonił kolega, Piotr Powroźnik. Wiedziałem, że jest trenerem Jutrzenki. Zapytał mnie, czy byłbym zainteresowany. Potraktowałem to ze śmiechem. Mówię: „Nie no, gdzie do czwartej ligi, jeszcze mam propozycję z drugiej”. Odparł, że co mi szkodzi spotkać się z prezesem. Spotkaliśmy się, nakreślono mi plan działania i w tydzień podjąłem decyzję, że tak – zostaję na miejscu. Cieszę się. Byłem już trochę zmęczony tym, co działo się w Lublinie, atmosferą wokół Motoru. Nie żałuję swojego wyboru, acz myślałem, że skończymy jesień na ciut wyższej pozycji. Przed nami cała runda. Wierzę, że wiosną będziemy mocniejsi i spokojnie utrzymamy się w czwartej lidze.

W tym sezonie małopolska czwarta liga przechodzi reformę, zostanie zredukowana z dwóch do jednej grupy.
Rafał GRODZICKI:
– Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się uczestniczyć w takich rozgrywkach, by aż połowa tabeli spadała, ale każde doświadczenie jest fajne. Grupy wschodnia i zachodnia połączą się. Tu wszystkie mecze są na noże.

Zabawa – zabawą, ale gola milionerom z Wieczystej pan strzelił!
Rafał GRODZICKI:
– Przegraliśmy 1:6, ale do 73 minuty mogliśmy być zadowoleni. Było tylko 1:2, wytrzymywaliśmy trudy tego meczu, bliżej było wyrównującej bramki niż wyniku 1:3. Wyszło jednak ogranie zawodników Wieczystej, ich przygotowanie fizyczne, trenowanie w normalnym zawodowym mikrocyklu. My w ostatnich kilkunastu minutach straciliśmy już siły, trzeba było dokonać zmian, a na tym szczeblu rozgrywkowym nie można mieć wyrównanej kadry. Skończyło się, jak skończyło ale z 73 minut wyciągnęliśmy wiele fajnych momentów.

Wieczysta naszpikowana jest dawnymi ligowcami. Na jaki poziom można by ją teraz wrzucić?
Rafał GRODZICKI:
– Komentowałem akurat jej pucharowe derby z Garbarnią Kraków. Skończyło się 5:0, pokazała Wieczystej, gdzie ma największe problemy, czyli w linii obrony. Garbarnia wykorzystała każdy błąd, złe ustawienie, złe przesuwanie, złe powroty. To młodzi chłopcy, przygotowaniem fizycznym, szybkościowym, bili Wieczystą na głowę. Dla mnie, w obecnym składzie, Wieczysta to trzecia liga. I wcale nie jest to drużyna, która awansowałaby tam bez problemu.

Są tacy, którzy twierdzą, że Wieczysta nie musi bezproblemowo awansować nawet z czwartej ligi. Prawdopodobnie w barażu zmierzy się z rezerwami Niecieczy.
Rafał GRODZICKI:
– Myślę, że jeszcze bardzo się zdziwimy, kto może do Wieczystej dojść. W środowisku krakowskim mówi się, że pan Kwiecień bardzo boi się tego barażu i dlatego jest w stanie ściągnąć takich piłkarzy, na których chrapkę miałby jeszcze niejeden klub z ekstraklasy.

Wspomniał pan o zmęczeniu atmosferą w Lublinie, w którym spędził pan dwa poprzednie sezony. Rozwinie pan?
Rafał GRODZICKI:
– Motor to klub o rzeszy fanów – nie tylko w Lublinie, ale i poza jego granicami. Na wschodzie to najbardziej licząca się kibicowsko marka. I ja tych kibiców rozumiem – mają od wielu lat piękny stadion, pieniądze, a Górnik Łęczna z sąsiedniego miasteczka od wielu, wielu lat występuje w wyższej lidze, choć ma dużo mniejsze możliwości. Kibice Motoru mogą być sfrustrowani, oczami wyobraźni widzą już drużynę w ekstraklasie, a Puchar Polski pokazał, jak wielkie jest tam zapotrzebowanie na dużą piłkę. Dlatego grze w Motorze towarzyszy „napinka”. Ja byłem człowiekiem ściąganym tam przez trenera Mirosława Hajdo, którego ludzie nie do końca szanowali. Nie rozumiem tego, bo trener – niezależnie od okoliczności – po latach wyprowadził Motor z trzeciej do drugiej ligi. Nieważne, jakie miał metody – przyniosły skutek. Ale niektórym podpadł, stworzył sobie drużynę w oparciu o zawodników, których najmocniej ufał, a którzy nie wszystkim pasowali. Była spora nagonka, a mnie – jako osobie związanej z trenerem – również się obrywało. Nie ukrywam, że zdarzały się mecze, w których popełniałem błędy i mogłem dawać zespołowi więcej, bo to w piłce normalne. Ale czasem nawet po dobrym meczu zastanawiałem się, do czego ludzie się przyczepią. Gdy pauzując za kartki dostałem zaproszenie z TVP, by współkomentować mecz z Garbarnią, to też były pretensje. Pytano mnie, jak ja mogę się lansować zamiast być przy drużynie. Nie trafiały tłumaczenia, że pauzując za kartki i tak nie można siedzieć na ławce. W Motorze nieraz i najsilniejsi psychicznie zawodnicy nie dawaliby rady. Koniec kontraktu i świadomość, że odchodzę, była jak kamień z serca. Teraz, po tylu latach, wychodząc na mecz czwartej ligi wreszcie nie czuję presji. Oczywiście – gdyby nie ona, nie wyciągałbym wcześniej z siebie maksa, to ważne w zawodowej piłce, ale mam już swoje lata i miałem prawo być zmęczony. Dlatego z biegiem czasu tym bardziej cieszyłem się, że trafiłem do Jutrzenki.

Czy Motor pod wodzą Marka Saganowskiego ma wiosną dużą szansę awansu do pierwszej ligi?
Rafał GRODZICKI:
– Nie powiedziałbym. Szanse są, ale nie brakuje w tej lidze lepszych od Motoru. Drużyna trenera Saganowskiego bardzo dobrze czuje się w kontrataku, a niestety mecze na własnym stadionie w takiej grze jej nie pomagają. Większość rywali woli się tam bronić, dając pole do popisu gospodarzom, a oni niekoniecznie dobrze się w tym czują, mają z tym problem. Dziś nie zajmują miejsca gwarantującego baraże. Są blisko szóstki i podejrzewam, że o nią mogą walczyć do samego końca.

W Lublinie marzą o ekstraklasie, a jest już w niej Dawid Szulczek, który obejmując Wartę Poznań został najmłodszym obecnie trenerem na najwyższym szczeblu. Znacie się ze Stali Mielec. Zaskoczenie, że tak szybko się przebił?
Rafał GRODZICKI:
– Dla mnie nie jest to żaden szok. Z Dawidem mam bardzo dobry kontakt, choć może nie na tyle, by powiedzieć, że rozmawiamy każdego tygodnia. Chciał mnie do Wigier, rzucił temat, czy nie pobawiłbym się u niego w asystenturę. Wiem, ile ten chłopak umie, jak chłonie wiedzę, jak bardzo go piłka kręci i jak otwarty jest na nowe rozwiązania. To pracuś, żyje tym 24 godziny na dobrę, na nic się nie zamyka. Różni ludzie z różnych miejsc wypytywali mnie o trenerów i zawsze bardzo go polecałem. Uważam, że mimo młodego wieku jest to szkoleniowiec, który namiesza na poziomie ekstraklasowym i trzymam za to kciuki. Wiem zresztą, że był jego temat w Chorzowie, nim zatrudniono Jarosława Skrobacza.

W mijającym roku zaczął pan współkomentować mecze na telewizyjnych antenach.
Rafał GRODZICKI:
– Pojawiam się za mikrofonem czy to w Polsacie, na meczach Pucharu Polski i pierwszej ligi, albo w TVP przy okazji niektórych spotkań drugoligowych. Nie powiem, że to moja nowa praca – ciągle uczę się tego, poznaję ją z każdej strony, ale czerpię z niej radość. Podoba mi się to i jeśli dalej będzie taka możliwość, zamierzam to kontynuować.

Od niedawna Rafał Grodzicki próbuje swych sił w nowej roli – komentatora i eksperta telewizyjnego. Fot. Twitter Rafała Grodzickiego

Jak to się zaczęło?
Rafał GRODZICKI:
– Wspominałem już, że pierwszy mecz współkomentowałem jeszcze jako zawodnik Motoru, z Garbarnią, pauzując za kartki. Tomek Jasina zapytał mnie, czy byłbym chętny i dał chwilę na zastanowienie. Wypytałem kilka osób, co zrobić, czy się nadaję. Sygnał zwrotny był prosty: nie mam nic do stracenia. Nie pójdzie, to najwyżej nikt już mnie nie zaprosi. A gdy pójdzie – to kto wie, może otworzę sobie jakąś furtkę na okres po zakończeniu przygody z piłką. Gdy zaczął się mecz Motoru z Garbarnią, przez kilka minut byłem spięty, ale potem było coraz lepiej, usłyszałem kilka pochwał. Ciągu dalszego nie było, no bo pozostawałem czynnym zawodnikiem Motoru. Latem pojechałem do Wrocławia na mecz Ligi Konferencji, Śląsk grał z drużyną z Estonii. Wychodząc ze stadionu spotkałem się z Bożydarem Iwanowem, długo rozmawialiśmy, pytał, czemu nie byłem jeszcze u niego w Cafe Futbol. „Bo mnie nie zaprosiłeś” – odparłem. Tydzień później Bożydar zadzwonił, że skoro Śląsk przeszedł do kolejnej rundy, to chce, bym na następnym meczu był ekspertem Polsatu na stadionie. W międzyczasie TVP pokazywała Motor z Ruchem, Tomek Jasina stwierdził,że nie ma lepszej osoby do współkomentowania. Zgodziłem się, fajnie to wypadło. W Polsacie jako komentator zadebiutowałem w Pucharze Polski. Miałem zadebiutować przy pierwszej lidze, ale mecz Resovii z Miedzią odwołano, bo była zalane boisko. Z tygodnia na tydzień było coraz więcej zaproszeń na różne mecze. Zaczęło się przypadkowo, ale jakoś toczy się to do przodu. Nie twierdzę, że robię jakiś szał, ale skoro ktoś mnie nadal chce, to chyba nie jest źle.

Coś jeszcze prócz tej roli eksperta i gry w czwartej lidze wypełnia panu kalendarz?
Rafał GRODZICKI:
– Są różne mniejsze rzeczy, ale na co dzień nie zajmują mi wiele czasu. Mam taki okres w życiu, kiedy wiem, że chciałbym być dalej przy piłce. Kocham to. Szukam różnych rozwiązań, furtek.

Do pracy trenera nie ciągnie?
Rafał GRODZICKI:
– Byłem grającym asystentem trenera Hajdo w Lublinie, mogłem spojrzeć na pewne rzeczy z mniejszego dystansu i nie wydaje mi się, by był to ten kierunek, który mi odpowiada. Menedżer – też odpada, to nie dla mnie. Od dawna lubię zarządzanie, interesuję się tym, teraz mają zacząć się różne szkolenia dla potencjalnych dyrektorów sportowych, koordynatorów skautingu. Do tego mi bliżej. No i jest jeszcze odnoga mediów, komentowanie. Spodobało mi się to, widzę siebie w tym.

To prawda, że był kiedyś pomysł, aby został pan… kierownikiem drużyny Stali Mielec?
Rafał GRODZICKI:
– Nikt mi takiej propozycji nie przedstawił, ale słyszałem o tym i wiem, skąd się to wzięło. Gdy grałem w Stali, klub organizował wyjazd do USA. Wyszło tak, że w sporej mierze ja to ogarnąłem. Sprawy wiz, biletów – było bardzo mało czasu, a dzięki moim koneksjom wszystko połapaliśmy i nikt o nic nie musiał się martwić. Wracając z Nowego Jorku, trener Skowronek przyznał, że nic mi nie umknęło, wyjazd był dopracowany w szczegółach i należą mi się brawa. Wiele osób mi mówi, że do spraw organizacyjnych bym się nadawał, bo mam do tego smykałkę i potrafię się odnaleźć.

W Stali Mielec „Grodek” błysnął umiejętnościami organizacyjnymi, załatwiając formalności związane z wylotem na tournée do USA.
Fot. Piotr Matusewicz/Pressfocus

W ekstraklasie – w barwach GKS-u Bełchatów, Ruchu Chorzów, Śląska Wrocław – rozegrał pan 270 meczów. Do „klubu 300” brakło niewiele. Na ile jest pan zadowolony z tego, co pan osiągnął?
Rafał GRODZICKI:
– Jestem bardzo zadowolony. Będąc 17- czy 18-letnim chłopakiem grałem w różnych kadrach, ale nie byłem zawodnikiem wyróżniającym się. Ciężką pracą doszedłem do tego, że prawie dobiłem do tych trzystu występów w ekstraklasie. Cieszę się przede wszystkim z medali, które zdobywałem w każdym klubie. Może było w tym trochę szczęścia, ale jestem spełniony. Jedyne, co mi przeszkadza, to spadek, jaki w ostatnim ekstraklasowym sezonie zaliczyliśmy z Ruchem. Wiele osób próbowało na wszelkie sposoby skłócać drużynę z trenerem, trenerów z prezesami, zawodników samych ze sobą, opowiadać nieprawdziwe rzeczy kibicom… Tego nie dało się odkręcić. Żałuję, bo patrząc na ludzi, którzy wtedy grali w Ruchu, powinniśmy spokojnie się utrzymać. Niezgoda, Helik, Lipski, Konczkowski… Mieliśmy ciekawą drużynę, ale pewni ludzie, których już w klubie nie ma, sprawili, że wszystko się rozsypało. Oczerniono przy tym wielu piłkarzy, że to ich wina, że zależało im tylko na pieniądzach. 7,5 roku grałem w Chorzowie i trudno powiedzieć, byśmy czynili to tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Porównując zarobki w innych klubach – no po prostu nie da się tak powiedzieć. Ruch zawsze był mocny tym, że opierał się na ludziach, którzy po prostu chcieli dla niego dużo zrobić. Stąd brały się kolejne medale.

Jakie odczucia towarzyszą panu, wracając po latach na Cichą?
Rafał GRODZICKI:
– Nie jest tak, że czynię to z podniesionym czołem. Gdy niedawno przyjechałem tu po czterech latach, to… bałem się. Wiem, jak wiele złego przeciw mnie zrobiła dwójka panów, których już w klubie nie ma. Do dziś mam obawy i nie wiem, jak ludzie w Chorzowie mnie przyjmą. Wiem, że to się zmienia. Dochodzi do mnie coraz więcej głosów, że niektórzy byli ślepi, niepotrzebnie zaufali pewnym ludziom. Nie trzeba urodzić się w Chorzowie, by być kibicem Ruchu. Skoro spędzasz w klubie 7,5 roku – więcej niż niejeden wychowanek – to ta „niebieskość” w sercu zostaje. Ludzie mogą mówić, że zrobiłem coś przeciwko Ruchowi. Patrzyłem przede wszystkim na swoje dobro, ale też wiem, ile się wyrzekłem, by było dobrze. Zachowanie pewnych ludzi sprawiło, że do Chorzowa ruszam dziś z obawami – a powinno być tak, że przyjeżdżam jak do siebie, do domu, w którym zostawiłem dużo zdrowia, któremu wiele zawdzięczam, ale też wiele dałem. Mam nadzieję, że to się zmieni i nikt już nie będzie powtarzał jakichś nieprawdziwych historii z trzeciej ręki. Nie jestem człowiekiem, który boi się konfrontacji. Wiele z chęcią mogę wyjaśnić. Sporo było ciekawych historii, o których długo by opowiadać. Jeśli ktoś we mnie strzela – proszę bardzo, ale wiem, jaka jest prawda. Ona zawsze kiedyś wychodzi.

Przeciwko panu była „dwójka panów”.
Rafał GRODZICKI:
– Janusz Paterman i Krzysztof Ziętek. Wiele się na mój temat nagadali. W pierwszej lidze zawitałem na Ruch jako zawodnik Stali Mielec. Ziętek potrafił powiedzieć pani Reni (gospodyni klubu – dop. red.), że jeśli się ze mną przywita, to ją wyrzuci! Opowiadała mi to, mając świeczki w oczach, a kontakt mieliśmy bardzo dobry. Powiedziała, że nie darowałaby sobie, gdyby się nie przywitała. Pomyślałem sobie wtedy: „Jezus Maria, co to są za ludzie”.

Jest pan na liście wierzycieli Ruchu objętych sądowym układem ratalnym?
Rafał GRODZICKI:
– Nie. Po spadku odszedłem z winy klubu, ale nie jest tak, że nie chciałem zostać. Miałem przedłużony kontrakt, zgłosiłem się do Patermana, co robimy dalej. „Panowie, jak mnie nie chcecie – to spłaćcie mi sześć zaległych pensji i rozwiązujemy umowę, nie musicie mi wypłacać kolejnych 12, skoro po spadku macie możliwość się rozstać”. Paterman zapłacił wszystkim, tylko nie mi. „Zobaczysz, że nic już nie dostaniesz” – usłyszałem. Nie poszedłem na walkę z Ruchem. Walczyłem z Patermanem, bo chciałem mu udowodnić, że źle robi. Ta sprawa ciągnęła się bardzo długo. Zakończyła się dopiero gdy prezesem został „Siemion” (Seweryn Siemianowski – dop. red.). Powiedział, że musimy to rozwiązać, ale czy mogę pójść na rękę, rozbić płatność na raty. Dogadaliśmy się w tydzień.

Wtedy Ruch był w trzeciej lidze. Teraz może wejść do pierwszej…
Rafał GRODZICKI:
– Przed sezonem w życiu nie powiedziałbym, że z tym składem ta drużyna może o coś powalczyć. Gdy miałem komentować mecz w Lublinie, zapytałem Łukasza Janoszkę, jakim grają systemem. I nie dowierzałem. Jak to, 3-4-3 w obronie i ataku? Zastanowiło mnie to, porozmawiałem jeszcze z Jankiem Wosiem czy trenerem Skrobaczem. Byłem pod wrażeniem gry, którą preferuje Ruch, taktyki, prowadzenia zespołu przez trenera Skrobacza. Zawodnicy idealnie się w to wkomponowali. Wygrali z Motorem i wtedy uznałem, że tak – Ruch może namieszać w drugiej lidze, bo nie ma w tym przypadku, a są zawodnicy dobrani pod system. Można mówić o Danielu Szczepanie, że nie strzela bramek, ale idealnie pasuje do taktyki trenera Skrobacza. Odbudował się Przemysław Szkatuła, jakość dają Łukasz Janoszka i Tomasz Foszmańczyk, linią obrony dyrygował Konrad Kasolik. Co stało się pod koniec rundy, gdy wyniki były słabsze? Wyszło, że zawodników było za mało. Wielu się rozwinęło, jak Tomasz Neugebauer, Michał Mokrzycki. Dlatego mimo wszystko uważam, że Ruch jest jednym z faworytów rundy wiosennej. Myślę, że to będzie Ruch dopracowany i wzmocniony 2-3 zawodnikami. Dziś stawiam, że awansuje.

Rafał GRODZICKI

urodzony: 28.10.1983
pozycja: środkowy obrońca
kluby: Zwierzyniecki KS Kraków, Cracovia, LKS Niedźwiedź, Górnik Wieliczka, GKS Bełchatów, Ruch Chorzów, Śląsk Wrocław, Ruch, Stal Mielec, Motor Lublin, Jutrzenka Giebułtów
w ekstraklasie: 270 występów/9 goli
medale MP: srebrny (2007, GKS Bełchatów), srebrny (2012, Ruch Chorzów), brązowy (2013, Śląsk Wrocław)


Na zdjęciu: Rafał Grodzicki w barwach Ruchu zdobywał medale, ale też zaliczył największą porażkę, czyli spadek z ekstraklasy.
Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus