Sosnowiec? Bardzo fajne miejsce

Jego kariera na dobre rozpędu nabrała dopiero teraz. Jeszcze kilka miesięcy Rafał Pietrzak nie miał nawet pomysłu, by siąść i zacząć rozpatrywać kandydatów do gry w reprezentacji Polski z lewej strony obrony. A tych tradycyjnie jest bardzo niewielu. Jakub Wawrzyniak powtarzał, że przez lata zastępował na tej pozycji nieistniejącego piłkarza.

Kandydatów trzeba szukać

Teraz, gdy kontuzjowany jest Maciej Rybus, kandydatów trzeba szukać ze świecą. Więc, gdy na początku tego sezonu Pietrzak wywalczył mocne miejsce w składzie Wisły, błyskawicznie stał się jednym z kandydatów. Każdy szukając najlepszych polskich lewych obrońców, dość szybko dotarłby do piłkarza Białej Gwiazdy. I podobnie było w przypadku Brzęczka, tym bardziej, że selekcjoner nie jest zwolennikiem przesuwania zawodników na inne pozycje.

– Reprezentacja? Nawet o tym nie myślałem, bo grałem przecież w rezerwach Zagłębiach Lubin i marzyłem o tym, by wrócić do rytmu meczowego. Jeśli wtedy ktoś by mi powiedział, że za trzy miesiące zadebiutuję w reprezentacji, to delikatnie sprowadziłbym go na ziemię. Cieszę się, że teraz gram pełne mecze, a trzeba utrzymać odpowiednią dyspozycję bo za piękny uśmiech nikt powołania go kadry mi nie da – mówi Rafał Pietrzak. Jego powołaniom towarzyszą złośliwe komentarze, ale piłkarz Wisły stara się nie zawracać sobie tym głowy.

–  Nie jestem od komentowania takich rzeczy. Wszystkich się nie zadowoli, połowa ludzi będzie cię dopingować, druga połowa krytykować. W naszym zawodzie tak jest i trzeba umieć odciąć się od tego i spokojnie robić swoje. Miałem w swojej przygodzie momenty, gdy było źle, teraz jest w miarę dobrze i na tym się skupiam. Szybko odrzucam to co uda mi się czasem przeczytać na swój temat – mówi zawodnik Białej Gwiazdy.

Zakręt w Stróżach

Tym najgorszym momentem była kontuzja. – Najgorszy był pierwszy miesiąc. Żmudna rehabilitacja, codziennie te same ćwiczenia. Momentami człowiek się denerwował, że to nie idzie w dobrym kierunku, ale uspokajały mnie rozmowy z lekarzem i rehabilitantami. Nakręcałem się pozytywnie. Teraz próbuję przekazać moją wiedzę Alanowi Czerwińskiemu z Zagłębia Lubin, który właśnie rozpoczyna rehabilitację. Lepiej wrócić dwa tygodnie później, ale mocniejszym – mówi.

Kontuzja to jedno, ale gdy już wrócił do zdrowia nie potrafił wywalczyć miejsca w składzie Wisły (dwie ubiegłoroczne wygrane Wisły nad Cracovią zobaczył z boku), stąd wypożyczenie do Lubina. W pierwszym zespole Zagłębia zaczął grać dopiero pod koniec sezonu, ale gdy lubinianie musieli wykupić 90 tysięcy euro za transfer definitywny, Pietrzak dostał zielone światło na powrót do Krakowa.

Ale i wcześniej nie wszystko szło cały czas do przodu. W wieku 20 lat wylądował w prowincjonalnym Kolejarzu Stróże.

– Miałem wtedy jeszcze status młodzieżowca, a w Górniku nie miałem miejsca. Do klubu zadzwonił trener Cecherz i zapytał o mnie. Chciałem grać regularnie, Kolejarz grał wtedy w I lidze, więc uznałem, że to dobre miejsce, by wrócić na dobre tory. Nie spodziewałem się jednak, że tak to będzie wyglądało organizacyjnie, za to w zespole panowała fajna atmosfera. Wszyscy mieszkaliśmy w Nowym Sączu i razem dojeżdżaliśmy – mówi.

Nie skupiał się na tym, gdzie jest. – Mogłem cały czas narzekać, gdzie jestem, co ja tu robię, ale wtedy poszłoby to w złą stronę. Cieszę się, że rozegrałem cały sezon w pierwszej lidze, potem wróciłem do GKS Katowice i było wszystko OK. Czasem musisz zrobić krok do tyłu, by potem postawić dwa do przodu. Nie żałuję żadnej decyzji w mojej przygodzie z piłką, a z pobytu w każdym klubie chciałem wyciągnąć jak najwięcej – zapewnia Rafał Pietrzak.

Rozpracowani przez rywali

Nie jest jedynym człowiekiem z Sosnowca, który odnalazł swoje miejsce w Krakowie. W Sosnowcu urodził się także Jacek Majchrowski pełniący od 16 lat rolę prezydenta miasta. „Cieszę się, że nie mieszkam w Sosnowcu” – przyznał w jednym z wywiadów, a zapytany przez dziennikarza, dlaczego zaproponował, by dziennikarz „pojechał do Sosnowca, a szybko zrozumie”.

– Nie czytałem tego wywiadu. Aż tak strasznie tam nie jest, ale oczywiście każdy ma swoje zdanie. Ja chętnie wracam do Sosnowca. Mam tam rodzinę, znajomych. Dużo teraz się dzieje w Sosnowcu, są ciągłe remonty, więc wkrótce powinno być lepiej. Jakby prezydent miał czas to polecam Stawiki w Sosnowcu. Bardzo fajne miejsce na rodzinny spacer – mówi Rafał Pietrzak.

Spacerkiem po Cracovii?

Spacerkiem z pewnością nie będą za to niedzielne derby, tym bardziej, że ligowi rywale rozpracowali już styl gry Wisły, a i Pietrzak obniżył nieco loty. – Myślę, że na początku sezonu nikt nie traktował nas poważnie. W klubie towarzyszyły nam spore zawirowania, nie wiedzieliśmy kto zostanie, a kto odejdzie. Rywale trochę nas zlekceważyli, a my pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę. Teraz przeciwnicy bardziej motywują się na nas, wiedzą gdzie mamy mocne strony i starają się je zablokować. Prawda jest taka, że sami – meczami z Lechem czy Lechią – powiesiliśmy sobie poprzeczkę dosyć wysoko. A jeśli chodzi o mnie, to bramka w meczu z Koroną idzie na moje konto, bo nie przeciąłem tej piłki. Z dnia na dzień staram się być coraz lepszy i mam nadzieję, że wrócę na dobre tory – mówi.

Rywale najbardziej obawiają się siły ofensywnej zespołu Wisły. –  Dobrym przykładem jest Lechia. W meczu ligowym poszli z nami na wymianę ciosów i do Gdańska wrócili z pięcioma golami. Na mecz Pucharu Polski przyjechali już z innym nastawieniem, cofnęli się i czekali na kontry. Myślę, że tak to będzie wyglądać w kolejnych meczach. Rywale będą sprawiali, byśmy grali atakiem pozycyjnym, co nie sprawi nam żadnego problemu, ale o sytuacje strzeleckie będzie nieco trudniej. Ale spokojnie, nasz sztab trenerski też nie próżnuje, analizują każdego przeciwnika i będą wiedzieć, jak go zaskoczyć – opisuje Pietrzak.

Żelazne zasady Brzęczka

A po derbach pojedzie na zgrupowanie reprezentacji Polski. – Teraz będzie zupełnie inaczej, bo poznałem już chłopaków. Trenerów poznawać nie musiałem, bo znałem ich z GKS-u Katowice, gdzie przecież pracowałem z trenerem Brzęczkiem. To ten sam trener co wtedy, nawet ćwiczenia są podobne jak w GKS, ale widać, że Brzęczek jest teraz bardziej doświadczonym trenerem. Porównując jego wejście do szatni w GKS i reprezentacji to jest to dokładnie ten sam człowiek. Wszedł i przedstawił swoje zasady, które wszyscy piłkarze musieli zaakceptować. Jest bardzo wymagający – tutaj nic się nie zmieniło – opisuje Rafał Pietrzak.

A i koledzy go poznali. Łukasz Fabiański po pierwszym powołaniu dla Pietrzaka przyznał, że musiał go „wygooglować”. – No coż, ja Łukasza googlować nie musiałem, ale nie mam zamiaru się obrażać, odbieram to jako żart. Nie każdy musi śledzić rozgrywki ekstraklasy. Być może na najbliższym zgrupowaniu pośmiejemy się z tego – mówi piłkarz Wisły.