Rakoczy: Musiałem założyć grubą maskę

Odpokutował pan już czerwoną kartkę z meczu z Lechią Zielona Góra. Trzy ostatnie występy Polonii obejrzał pan z perspektywy nie ławki, a trybun. Czy czegoś ten czas pana nauczył?
Kamil RAKOCZY:
– Mogłem sobie kilka kwestii przemyśleć… Poobserwować z boku zachowania innych trenerów, sędziów. Z nimi po prostu nie da się wygrać. Trzeba mieć w sobie trochę spokoju wewnętrznego, nie dyskutować, bo na sam koniec i tak cierpieć będzie na tym drużyna i ty. Wylądujesz z karą na trybunach, nie mogąc pomagać z ławki. Ten okres trzech meczów mi się przydał.

Podczas meczów ma pan inną naturę niż na co dzień. Jaki diabeł w pana wstępuje?
Kamil RAKOCZY:
– Pracuję w klubie, w którym się wychowałem. Bardzo zależy mi na wynikach, podchodzę do tego bardzo emocjonalnie, stąd też te wybuchy gniewu po fatalnych decyzjach sędziowskich. To się musi zmienić. Biję się w piersi i myślę, że w tym sezonie już mi się to nie przydarzy. Trzeba mieć w sobie więcej opanowania. Arbitrzy są różni na różnych poziomach rozgrywkowych. Musimy się z tym pogodzić, przyzwyczaić się do tego.

Od sędziów w III lidze powinniśmy wymagać więcej?
Kamil RAKOCZY:
– Jest gros takich, którzy prezentują odpowiedni poziom, ale większość – niestety – po prostu odbiega od tych najlepszych. Stąd potem zapadają decyzje, które nie służą nikomu, a trenerzy są usuwani z ławki.

Wraca pan na ławkę z chłodniejszą głową? Polonia wygrała 6 z 8 ostatnich meczów…
Kamil RAKOCZY:
– Muszę do tego podejść na zasadzie, że co już miałem udowodnić, to chyba się stało. Jesteśmy w czubie tabeli, możemy spokojniej spoglądać w przyszłość, ale przed nami jeszcze dwa jesienne mecze, z Zagłębiem II Lubin i Rekordem Bielsko-Biała. Są one dla nas bardzo ważne. Liczymy, że zapunktujemy w nich za trzy i – powtórzę to słowo – spokojnie będziemy się mogli przygotowywać do następnej rundy.

Sezon nie zaczął się udanie. Był pan na tyle gruboskórny, by odciąć się od nieprzychylnych komentarzy, które w internecie wysypały się pod pańskim adresem?
Kamil RAKOCZY:
– Na początku to strasznie bolało. Jestem wychowankiem Polonii, od lat z nią związany. Parę wyzwisk uderzyło w moją osobę. Trzeba jednak być profesjonalistą. Wiem, że to może przydarzyć się każdemu trenerowi. Byłem na to nastawiony, wiedziałem, że tak się może zdarzyć – tym bardziej skoro objąłem zespół, który dopiero co awansował. Wraz z prezesem Sławomirem Kamińskim i dyrektorem sportowym Tomaszem Stefankiewiczem dokonaliśmy wielu zmian. Trafiło do nas aż 12 nowych zawodników, zaczęliśmy grać w innym systemie. Musiało minąć trochę czasu, by ci chłopcy to wszystko załapali. Ja ubrałem na twarz grubą maskę, trzeba było to przeboleć. Nie było łatwo, ale myślę, że sobie poradziłem i o to doświadczenie jestem teraz bogatszy.

Był pan przekonany, że ta drużyna odpali?
Kamil RAKOCZY:
– Patrząc na wzmocnienia, jakich dokonaliśmy latem, byłem pewny, że to musi wypalić, że zaczniemy punktować regularnie. Tak się stało, ale do pracy niezmiennie podchodzę z pokorą. Piłka jest przewrotna, dlatego na każdy punkt, na każdy wygrany mecz musimy ciężko zapracować. Tego się trzymamy.

Wpływał na was fakt, że wokół Polonii wytworzono aurę może nie tyle krezusów, ile klubu bardziej zawodowego niż większość III-ligowców?
Kamil RAKOCZY:
– Tyle że to nie do końca prawda… Wielokrotnie już powtarzałem, że 75-80 procent chłopaków naszej drużyny codziennie pracuje w klubowej akademii. Wbrew pozorom nie jest to wcale łatwa praca. Do każdych zajęć trzeba się przygotować, chłopaki muszą opracowywać tygodniowe plany treningowe wynikające z naszego systemu szkolenia. Niektórzy zawodnicy z pierwszej drużyny są tzw. trenerami wspomagającymi, bo – zgodnie z wytycznymi programu certyfikacji PZPN – każda jednostka treningowa dla grup powyżej 14 osób musi być prowadzona przez dwójkę trenerów. Podam przykład Wojtka Mroza, który we wtorek przyjeżdża na Polonię o 8.00, a wyjeżdża o 20.00, zaliczając po drodze… 5 treningów. Trudno zatem mówić, że nasza pierwsza drużyna jest w pełni profesjonalna. Raczej półprofesjonalna, półamatorska, skoro prawie wszyscy pracują. Czy to rano, czy po południu?

Czy po 15 kolejkach ma pan swojego faworyta III grupy III ligi?
Kamil RAKOCZY:
– Głównym kandydatem do awansu jest Ruch Chorzów. Widać, że trener Łukasz Bereta poukładał tę drużynę. Graliśmy z nią niedawno, bardzo dobrze się prezentowała, wygrała z nami bezdyskusyjnie 3:1, będąc na boisku lepsza od nas. To było niesamowite przeżycie, ze wspaniałą atmosferą na trybunach. Kibice Ruchu i Polonii pokazali nam prawdziwą ekstraklasę. Chcielibyśmy, by w przyszłości Polonia występowała na takim poziomie, aby tego typu meczów było jak więcej. Na razie widzę, że w Chorzowie zmierza to we właściwą stronę. Trener ma swój pomysł na grę, który powinien się obronić. Sądzę, że zimą Ruch poczyni jakieś wzmocnienia i wiosną będzie jeszcze silniejszym zespołem.

Tymi słowami zrzuca pan trochę presję z Polonii?
Kamil RAKOCZY:
– Nie, nie! Polonia na tym etapie nie jest przygotowana do awansu pod względem organizacyjno-sportowym. Nie ma tu więc czego zrzucać. Oczywiście, nie zmienia to faktu, że w każdym meczu walczymy o 3 punkty. Zobaczymy, co z tego wyjdzie na koniec sezonu. Główny cel, jaki usłyszałem od prezesa, to utrzymanie w tej lidze.

Jednak skoro po 15 kolejkach jest się na 3. miejscu, to trochę nie podcina skrzydeł świadomość, że za chwilę można stanąć pod ścianą? Z przyczyn infrastrukturalnych, finansowych i jakich tam jeszcze…
Kamil RAKOCZY:
– My do tego podchodzimy ze świadomością, na czym stoimy. O awansie raczej nie ma co mówić, ale o możliwości wygrania ligi nikt nie zapomina. W tyłach głów chłopaków na pewno ten fakt jest, tego im się nie odbierze. Przecież nie wejdę do szatni i nie powiem: „Panowie, dzisiaj musicie przegrać, bo nie wolno nam awansować”. Absolutnie nie! Na każdy mecz wychodzimy z nastawieniem walki o pełną pulę. Przyglądaliśmy się tej drużynie od początku sezonu i już wiemy, czego nam potrzeba. Są plany transferowe, mamy na oku ludzi, których chcemy pozyskać. Dwa ostatnie mecze dużego wpływu na nasze plany mieć już nie będą, aczkolwiek są niezmiernie ważne w kontekście tego, by strata do czołówki nie była zbyt duża. Nie zapominamy też o naszych priorytetach.

To znaczy?
Kamil RAKOCZY:
– Posłużę się przykładem Mariusza Fornalczyka, którego zabrakło w ostatnim spotkaniu z Pniówkiem w Pawłowicach. Miał swoje zadanie do wykonania w akademii. W grupie rocznika 2003-04 walczymy o awans do II ligi. Mieliśmy ważny mecz w Gliwicach z Piastem. Mariusz zszedł do juniorów, pomógł zremisować i utrzymać w tabeli 2-punktową przewagę. Teraz przed chłopakami ostatnia kolejka. W meczu z Zaborzem stawką jest awans i Mariusz prawdopodobnie znowu zagra. Chcemy mieć grupy młodzieżowe w jak najwyższych ligach. To podniesie poziom zawodników, którzy docelowo mają trafiać do pierwszej drużyny. Tak też się stało z Fornalczykiem. Dla nas najważniejsze jest to, by wychowywać młodych adeptów piłki, by jak największa ich liczba z każdego rocznika trafiała do pierwszego zespołu. Wszyscy trenerzy w akademii wiedzą, że wychowanie chłopaka z myślą o pierwszej drużynie, a nie wynik sportowy, jest celem nadrzędnym. Z tego ma żyć i słynąć Polonia Bytom.

Nasłuchuje pan wieści z gabinetów i tego, co mówi się o potencjalnym inwestorze dla Polonii?
Kamil RAKOCZY:
– Jako trener nie zaprzątam sobie tym głowy. Dla mnie liczy się aspekt sportowy, chcemy być jak najlepsi. Skłamałbym, jednak gdybym powiedział, że nie czekamy wszyscy niecierpliwie na to, co przyniesie przyszłość.

Na zdjęciu: Trener Kamil Rakoczy zwraca uwagę, że marne perspektywy na awans nie przeszkadzają Polonii walczyć o… 1. miejsce na koniec sezonu.