Nie do wiary, Raków czeka na puchary?

Niektórzy przecierają oczy ze zdziwienia. Inni drapią się po głowie. Ale to drużyna Rakowa Częstochowa, drugoroczniak na boiskach ekstraklasowych, obok Lecha Poznań i Górnika Zabrze, gra dziś najładniejszy dla oka futbol w naszym kraju.


Efekt: pozycja lidera rozgrywek i szereg komplementów płynących pod adresem ekipy Marka Papszuna. I gdy teraz padają słowa o występach czerwono-niebieskich w europejskich pucharach nikt już nie traktuje tego jako prima aprilisowy żart. Pod Jasna Górą wszystko jest możliwe. Szczególnie, gdy za „pulpitem dyrygenckim” klubu, który niebawem będzie świętował 100-lecie działalności, stoi mag biznesu i jak się okazuje piłkarski wizjoner, Michał Świerczewski.

Gdy Świerczewski, właściciel kilku firm, z których najbardziej znany jest lider sprzedaży sprzętu komputerowego w naszym kraju x-kom, zapowiadał awans do ekstraklasy nie wielu do końca w to wierzyło. Teraz gdy piłkarze z Częstochowy już znaleźli się w najwyższej klasie rozgrywkowej, Świerczewski właśnie podszeptuje o rychłym marszu w kierunku europejskich boisk.

– To nie żadna megalomania, buta, czy wręcz arogancja właściciela. Michał ma długofalowy plan rozwoju Rakowa. Wszystko jest w nim przemyślane, poukładane i jak na razie jest pod pełną kontrolą – zapewnia przewodniczący Rady Nadzorczej spółki Raków SA, Maciej Kołodziejczyk.

Ta „kontrola” to wejście do grona najlepiej kopiących futbolówkę zespołów naszej ligi, które będą walczyć w obecnym, może kolejnym sezonie o eksponowane miejsca w tabeli i akces do europejskich pucharów.

– Nie chciałbym jeszcze tak daleko wybiegać, ale pewnym dziejowym rzeczom możemy się przyglądać. Wszyscy, jako sympatycy Rakowa wiemy, co już udało się stworzyć  i jakie są tego efekty – dodaje Kołodziejczyk.

I trudno z tym polemizować. W historii naszego futbolu nigdy klub z podjasnogórskiego grodu nie przewodził rozgrywkom piłkarskiej ekstraklasy. Kibice są autentycznie wzruszeni, a wpisy na portalach społecznościowych tylko potwierdzają ten wyjątkowy dla sympatyków Rakowa czas.

Ale żeby nie było tak pięknie… Wymarzone występy w europejskich rozgrywkach do których droga jeszcze daleka nie zagościłyby na modernizowanym obiekcie w Częstochowie. Ten co prawda przechodzi etap gruntownej przebudowy, ale nowe szaty „Limanki”, byłyby raczej za skromne, żeby pokazać się na Starym Kontynencie.

– Mamy tego świadomość nawet nie zerkając do wytycznych dotyczących europejskich pucharów, a właściwie obiektów, na których są rozgrywane w nich mecze. To bardzo wstydliwa i bolesna rzecz – przekonuje Kołodziejczyk.   

Piłkarskie wyczyny zespołu z Częstochowy nie uchodzą jednak uwadze obserwatorów zmagań ligowych już nie tylko w naszym kraju. Do Bełchatowa i na inne stadiony, na których można zobaczyć w akcji jedenastkę Papszuna, przybywają liczni menedżerowie, a nawet wysłannicy europejskich klubów.

– O tym wiadomo nie od dziś. Ale w tym temacie im ciszej, tym lepiej dla samego Rakowa– wyjaśnia Kołodziejczyk.

Z naszych informacji wynika, że na oku skautów podglądających zawodników Rakowa jest siedem, a nawet osiem nazwisk. Napastnik Sebastian Musiolik został właśnie wypożyczony do włoskiego Pordenone, grającego we włoskiej Serie B. Kostarykanin Felicio Brown Forbes został odsprzedany Wiśle Kraków (w jego miejsce pozyskano napastnika z Wisły Płock Oskara Zawadę).

Furorę robią Marcin Cebula i  Słoweniec David Tijanić, którzy są motorami napędowymi wielu akcji ofensywnych częstochowian.

– Marcina znam jeszcze z czasów gry w Koronie Kielce. On wtedy wchodził do zespołu jako młody chłopak. Trener Leszek Ojrzyński wyłowił go z grupki młodziaków i zaczął na niego stawiać. Widać było, że ma taki luz w grze i poruszaniu się, że to super uzdolniony chłopak. Ale Korona zaczęła mieć swoje problemy i on tam się nie rozwinął jak tego oczekiwano.  Gdy negocjował kontrakt z Rakowem dał mi znać o tym dopiero w tym dniu, w którym składał podpis. Trochę się na niego wkurzyłem. Dziś z „Cebulem” rozmawiamy bardzo często. Naprawdę świetnie się tu czuje. Bez problemów wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. A to u trenera Papszuna nie jest wcale takie oczywiste – uśmiecha się Artur Lenartowski, były gracz właśnie Korony, dziś w Rakowie jeszcze kopiący futbolówkę w drugiej drużynie, ale przygotowujący się z całą pieczołowitością do roli szkoleniowca.


Czytaj również: Ciężka praca popłaca


Lenartowski tylko potwierdza, że Cebula tworzy na boisku świetny tandem z Tijaniciem, który właśnie otrzymał powołanie do reprezentacji Słowenii. 

– Tijanicia ogląda się z największą przyjemnością. Początek miał trudny, ale z każdym tygodniem czuł się w Rakowie coraz lepiej. Dziś jest jednym z kluczowych graczy – strzela, asystuje i nawet nie będę zdziwiony, gdy za chwilę wyląduje w którymś z europejskich klubów – uważa „Kaka”.

Raków nie szykuje się jednak do masowej wyprzedaży swoich najważniejszych zawodników. Jeśli zdecyduje się na oddanie, któregoś z graczy to za naprawdę dobre pieniądze. Bramkostrzelny obrońca Tomasz Petraszek wciąż spogląda jednym okiem na Pragę. Tamtejsza Sparta miała już w lutym tego roku sporą ochotę na ściągnięcie swojego krajanina. Na liście gorących nazwisk czerwono-niebieskich są też inni: Piątkowski, Tudor, Schwarz, a nawet Sapała, gracz może mało efektowny, ale efektywny.

Nie jest jednak tak, że w Rakowie wszystkie „pociągi” mają z górki. Akademia Piłkarska dowodzona przez Marka Śledzia w zamierzeniu miała być prawdziwym kołem zamachowym klubu. Czy będzie? Marek Papszun z dużym trudem wprowadza do pierwszej drużyny młodych graczy, decydując się raczej na sprawdzonych piłkarzy, wkładanych niczym brakujące ogniwa do tworzonej przez siebie machiny. W istocie pojawia się więc problem, który powinien lec u podstaw tworzenia pewnej filozofii funkcjonowania Rakowa. Oparcie takiego klubu jak ten z Częstochowy na polityce transferowej jest bowiem w dalszej przyszłości mocno ryzykowne. I trudno się dziwić niezadowoleniu Śledzia, który marzył i marzy o stworzeniu pod Jasną Górą „modelu poznańskiego” stanowiącego na ten czas, zdaniem wielu fachowców, prawdziwy wzorzec działania klubu na gruncie polskim. Ten model daje i wyniki sportowe, i potężny zastrzyk finansowy w budżecie.

Tymczasem 17-letni utalentowany pomocnik, wychowanek Rakowa, Mateusz Kaczmarek,  ocierający się o granie w ekstraklasie wylądował w rezerwach Rakowa.  

– Mateusz musi mieć chłodną głowę. Ja wiem, że on już wiele rzeczy by chciał  na teraz, że się czasami denerwuje, ale tylko ciężką pracą może wszystko osiągnąć. Uważam, że mam bardzo duże umiejętności. I mocno w niego wierzę, że za chwilę wróci do występów na wyższym poziomie – uważa Lenartowski.


Fot.