Raków Częstochowa. 52 lata później

Obecna ekipa trenera Marka Papszuna ma szanse co najmniej wyrównać to osiągnięcie, jeśli je nie pobić. Awans w jednym sezonie do finału Pucharu Polski i do ekstraklasy byłby niewątpliwie historycznym wyczynem klubu spod Jasnej Góry. Klub, który powstał w 1921 roku pod nazwą Racovia, na najwyższym szczeblu rozgrywek spędził jedynie cztery sezony. Nic więc dziwnego, że walka w finale Pucharu Polski z Wisłą w lipcu 1967 roku do dziś jest pamiętana i wspominana. „I-ligowcy potrzebowali aż 120 minut, by pozbawić złudzeń zaszeregowanego o dwie klasy niżej przeciwnika. Raków był dla wiślaków równorzędnym partnerem, często poważnie zagrażał bramce Stroniarza i nie wiadomo jak zakończyłby się ten pojedynek, gdyby w końcowej jego fazie Burczyk wykorzystał wyborną okazję. W dogrywce po strzałach Sykty i Skupnika I-ligowcy przechylili szalę na swoją korzyść” – pisał „Sport” 10 lipca 52 lata temu. Tak, jak wtedy Raków był sensacją i rewelacją rozgrywek, tak i teraz na częstochowian niewielu stawiało, gdy na ich drodze pojawiali się faworyzowani przeciwnicy, jak Lech Poznań czy Legia Warszawa. Obu rywali zespół z Limanowskiego odprawił z kwitkiem. Teraz pora na Lechię i na napisanie nowego rozdziału historii klubu!

 

Kielce, 9 lipca 1967 r.

WISŁA KRAKÓW – RAKÓW CZĘSTOCHOWA 2:0 (0:0, 0:0)

1:0 – Sykta (107), 2:0 – Skupnik (111)

WISŁA: Stroniarz (Karczewski) – Monica, Kawula, Polak, Herod (Budka), Wójcik, Lendzion, Gach, Sykta, Studniowi, Skupnik.
RAKÓW: Czechowski – Jaśkiewicz, Głowacki, Synoradzki, Hojka, Pędziach, Krzywoń, Kruk, Szwed, Burczyk, Drażyk (J. Stachowiak).

 

Na zdjęciu: Tak ponad pół wieku temu „Sport” opisywał walkę częstochowian w finale Pucharu Polski.