Raków Częstochowa. To już nie objawienie

Zawodnicy Rakowa Częstochowa nie mogą doczekać się finału Pucharu Polski.


Częstochowianie znają smak zwycięstwa w tych rozgrywkach. Przed rokiem pokonali Arkę Gdynia i po raz pierwszy w historii sięgnęli po Puchar Polski. Tegoroczny finał będzie jednak zupełnie inny. Rywalizacja z gdynianami odbywała się na stadionie w Lublinie przy pustych trybunach. Tym razem na finał przyjedzie kilkanaście tysięcy kibiców z Częstochowy i okolic. Dodatkowo inne emocje towarzyszyły zawodnikom w Lublinie, a odmienne będą na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Nowy bagaż emocjonalny

Tegoroczny finał, podobnie jak przed rokiem, będzie zacięty. Tym razem jednak na murawę wybiegnie lider i wicelider ekstraklasy, zespoły, które do 21 maja będą prowadzić korespondencyjny pojedynek o mistrzostwo Polski. Stawka będzie więc podwójna. Mecz nie tylko zadecyduje o tym, kto podniesie trofeum, ale także kto będzie miał psychologiczną przewagę w końcówce sezonu ligowego.

Porażka w bezpośrednim pojedynku może mieć przełożenie na psychikę zawodników i sztabów szkoleniowych przed decydującymi kolejkami ekstraklasy. Gdyby patrzeć tylko na bezpośrednie pojedynki Rakowa i Lecha z ostatnich sezonów, to faworytem są częstochowianie. W ośmiu ostatnich spotkaniach podopieczni Marka Papszuna wygrali czterokrotnie. Dwa razy triumfował „Kolejorz”, tyle samo padło remisów. Co ciekawe poznaniacy nie potrafią wygrać z Rakowem od momentu, gdy ich trenerem został Maciej Skorża. Puchar rządzi się jednak swoimi prawami, a statystyki zazwyczaj nie mają przełożenia na boiskową rzeczywistość.

Kluczem do zwycięstwa w poniedziałek może okazać się gra w defensywie. – Będzie to ważny, a zarazem ciekawy mecz. Na ten moment tego jeszcze tak nie czuć, ale w najbliższych dniach na pewno się to zmieni. Można się spodziewać zaciętego widowiska. Żadna z drużyn nie będzie chciała stracić bramki. Będzie to kluczowe w tak ważnym spotkaniu – mówi przed meczem Vladislavs Gutkovskis, napastnik Rakowa.

Narodowy to coś więcej

Częstochowianie w ostatnich latach nie mieli szczęścia do warszawskiego obiektu. W 2019 roku byli o krok od awansu do finału rozgrywanego na Stadionie Narodowym, wówczas ulegli jednak Lechii Gdańsk. W poprzednim sezonie finał z powodu pandemii został przeniesiony na bardziej kameralny obiekt do Lublina, podobnie zresztą jak w 2020 roku. Tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie, by Raków mógł rozegrać finałowy mecz w stolicy.

Częstochowianie znają już emocje towarzyszące decydującej rozgrywce. Mimo to, jak sami podkreślają, rozgrywanie spotkania na Stadionie Narodowym przy pełnych trybunach to inny ładunek emocjonalny.

– Rok temu mieliśmy przetarcie, jednak tamten finał odbywał się bez udziału kibiców. Teraz liczymy na ich wsparcie oraz na to, że poprowadzą nas do zwycięstwa. Znamy oczywiście ten moment, gdy wychodzi się na boisko w finałowym spotkaniu, ale mecz na Stadionie Narodowym to coś więcej. Nie możemy doczekać się tego spotkania – mówi Marcin Cebula, pomocnik Rakowa.

Spotkanie w Warszawie będzie dla częstochowian wyjątkowe. W historii Pucharu Polski było niewiele zespołów, które potrafiły obronić zdobyte rok wcześniej trofeum. Były nimi Górnik Zabrze, Zagłębie Sosnowiec, Legia Warszawa, Wisła Kraków i Amica Wronki. Ostatni taki przypadek miał miejsce sześć lat temu. Wówczas Legia wygrała rok po roku w finałach z… Lechem. Dla częstochowian będzie więc to niebywała okazja, by zapisać się na kartach historii Pucharu Polski, zresztą nie pierwszy i prawdopodobnie nie ostatni raz.

FINAŁ PUCHARU POLSKI

LECH POZNAŃ – RAKÓW CZĘSTOCHOWA

2 maja, godz. 16.00, Stadion Narodowy w Warszawie

Tramsmisja w Polsacie i w Polsacie Sport


Na zdjęciu: Raków w poniedziałek stanie przed szansą obrony Pucharu Polski, jednak mecz w Warszawie będzie zupełnie inny niż finał przed rokiem.
Fot. Adam Starszyński/PressFocus