Raków Częstochowa. Ostatni mankament

Od sześciu spotkań ligowych Raków nie doznał porażki. Pozytywne wyniki wywindowały go na pozycję lidera ekstraklasy. Choć pochwały w kierunku Marka Papszuna i jego zespołu są w pełni zasłużone, tak nadal martwi statystyka straconych goli.


Nie ulega wątpliwości, że ekipa spod Jasnej Góry dysponuje najbardziej bramkostrzelną linią ofensywną ligi. Krótkie działanie matematyczne wskazuje, że Raków statystycznie strzela 2,57 bramki na spotkanie. Tylko raz podopieczni Marka Papszuna nie przekroczyli granicy dwóch goli na mecz, gdy przegrali na otwarcie sezonu z Legią. W większości pozostałych spotkań ligowych Raków urządzał sobie treningi strzeleckie – im więcej bramek, tym lepiej. W kilku przypadkach powinno dojść nawet do jatki, gdyż stwarzali sobie oni wiele wybornych sytuacji, które marnowali.

Nie tylko Łotysz

Na początku sezonu wydawało się, że za zdobywanie goli dla Rakowa będzie odpowiadał Vladislavs Gutkovskis. Łotysz doskonale wprowadził się do zespołu, co potwierdziły jego występy i cztery bramki w pierwszych czterech spotkaniach sezonu. Na jego nieszczęście nie powiększył już swojego konta w klasyfikacji strzelców. Choć na boisku meldował się w każdym dotychczasowym spotkaniu ligowym, tak łotewski karabin się zaciął. Nie jest to jednak wielki problem dla Rakowa. Tyle samo goli, co Gutkovskis ma, chociażby David Tijanić. Swoje trafienia zaliczyli także Marcin Cebula, Petr Schwarz, Tomasz Petraszek, Patryk Kun czy w Ivan Lopez, który do siatki Górnika w poprzedniej kolejce wpakował dwie bramki. To wskazuje dużą wszechstronność ekipy spod Jasnej Góry. Wynik spotkania nie jest w ich przypadku uzależniony tylko od jednego zawodnika, do którego za każdym razem kierowana jest piłka i to on ma zrobić resztę. Takich postaci w Rakowie jest co najmniej kilka, co tylko potęguje niepokój wśród rywali.

Nie ma niezastąpionych

Ekipę spod Jasnej Góry wyróżnia także jeszcze jeden element – nie ma w zespole ludzi niezastąpionych. Przed meczem z Wisłą Płock nikt nie wyobrażał sobie, że na ławce rezerwowych usiądzie Petr Schwarz. A jednak trener Papszun postawił na Marko Poletanovicia. Schwarz na boisku zameldował się dopiero na ostatnie 10 minut pojedynku. W Zabrzu otrzymał trochę więcej czasu, jednak nadal zaczynał spotkanie na ławce. Podobnie było z Gutkovskisem. Najlepszy strzelec Rakowa, między innymi przez obecność na meczach reprezentacji również nie rozpoczął spotkania od pierwszej minuty, a szansę na debiut otrzymał Oskar Zawada. Ivan Lopez także musiał zameldować się na boisku z powodu absencji Cebuli. W efekcie Raków wygrał kolejny ligowy mecz.


Czytaj jeszcze: Oskar Zawada jest przekonany, że będzie dobrze

Te stracone bramki…

Martwi z kolei ilość traconych przez Raków goli. Przez osiem spotkań ligowych oraz Pucharu Polski Jakub Szumski, a więc podstawowy bramkarz ekipy spod Jasnej Góry zachował tylko dwa czyste konta, a z siatki piłkę wyjmował łącznie osiem razy. Wpływały na to indywidualne błędy defensywy, czasami całego bloku. Faktem jest, że bramki tracili, a najbardziej boleśnie Raków przekonał się o tym, będąc w Krakowie, gdzie w ostatniej akcji meczu Cracovia zdołała wyrównać. Jeżeli ekipa spod Jasnej Góry wyeliminuje ten ostatni mankament, to może w polskiej lidze nie znaleźć się mocny na drużynę Marka Papszuna.


Na zdjęciu: W tym sezonie Jakub Szumski został pokonany ośmiokrotnie. Tracone gole to ostatni mankament, jaki Raków musi poprawić w swojej grze.
Fot. Krzysztof Dzierzawa/PressFocus