Raków Częstochowa. Podatek za zmiany

Raków zmarnował okazję, by patrzeć na resztę ligi z perspektywy fotela lidera.


Wynik niedzielnego spotkania można tłumaczyć na wiele sposobów – zmęczenie po spotkaniu z Legią w Pucharze Polski, dobrą dyspozycją Śląska czy zmianami, jakich dokonał trener Rakowa. Nie zmienia to jednak faktu, że zespół walczący o medale, a przy aktualnej sytuacji w tabeli o mistrzostwo Polski, powinien zaprezentować się lepiej na murawie.

Zagubieni

Trudno wyjaśnić co zmieniło się w Rakowie w ciągu kilku dni. Spotkanie z Legią pokazało, że częstochowianie są w stanie zdominować rywala, przejąć inicjatywę i skutecznym rozegraniem szybko przenieść się pod pole karne przeciwnika. Wielu tych elementów zabrakło w niedzielnym spotkaniu. Najlepszym tego przykładem była postawa Rakowa w środku pola.

Szkoleniowiec częstochowian zdecydował się postawić na Waleriana Gwilię i Giannisa Papanikolaou. Grek zagrał na swoim poziomie, jednak brakowało mu kompana, z którym bez problemu rozumie się na boisku, a więc Bena Ledermana. Postawienie na Gwilię okazało się kompletnym niewypałem. Gruzin zaliczył kilka poważnych strat, szybko złapał też żółtą kartkę. Jego niefrasobliwość w grze obronnej i przegrana główka z Fabianem Piaseckim mogła doprowadzić do utraty gola.

Nie dziwi więc fakt, że po przerwie nie wyszedł już na boisko. – „Wako” zagrał dobry mecz z Wartą. Później usiadł na ławce ze względu na fakt, że jest przepis o młodzieżowcu. Dzisiaj nie zaliczył dobrego występu, nie potwierdził swojej dyspozycji, stąd zmiana w przerwie – powiedział po meczu Marek Papszun.

Debiut na minus

Inną decyzją, która się nie obroniła była postawa Władysława Koczerhina. Ukraiński pomocnik, podobnie jak Gwilia zakończył grę na pierwszej połowie. Decyzja nie mogła dziwić. Występ Koczerhina był bezbarwny – trudno powiedzieć o jego grze cokolwiek, gdyż piłka zbyt często nie lądowała pod jego nogami.

Cieszyć może jedynie fakt, że po raz pierwszy pojawił się na murawie w barwach Rakowa. – Jestem zadowolony z faktu, że zadebiutował. Dostał swoją szansę, ma już pierwsze przetarcie. Dostaliśmy informacje, tak jak on, ile jeszcze musi włożyć pracy, by zostać wiodącym zawodnikiem – dodaje szkoleniowiec Rakowa.

Wpływ na mecz miał też uraz Zorana Arsenicia. Stoper dzień przed spotkaniem dozna urazu, który wykluczył go z gry. – To typowe życie piłkarskie. Rozmawiałem z nim przed treningiem. Dyskutowaliśmy o drużynie, końcówce sezonu oraz o tym, że cieszę się, że mamy taką kadrę, a wszyscy wrócili już do zdrowia. Wyszliśmy na trening i akurat Zoran doznał urazu. Musimy sobie z tym poradzić. Nie jest to nic poważnego. Myślę, że to kwestia paru dni i wróci do gry. Sprawdzaliśmy jego stan zdrowia, na siłę mógłby zagrać, ale nie chcieliśmy ryzykować. Przed nami wiele spotkań. Byłoby to nierozważne – mówi trener Papszun.

Rywalizacja w „klatce”

Mimo wielu negatywnych aspektów meczu ze Śląskiem pojawiają się także pozytywy. Jest nim choćby kolejny dobry występ Kacpra Trelowskiego. 18-latek w tym sezonie zanotował kolejne dobre spotkanie. Nikogo nie mogą dziwić jego statystyki. Na 12 rozegranych spotkań aż sześć razy zachował czyste konto. Choć w niedzielę ta sztuka mu się nie udała, tak kilka jego interwencji było na bardzo wysokim poziomie.

Młodzieżowiec wykorzystuje swój czas i niedyspozycję Vladana Kovaczevicia. Bośniacki bramkarz według nieoficjalnych informacji po zderzeniu na treningu miał doznać urazu. Sztab, nie chcąc ryzykować zdrowia Kovaczevicia postawił na Trelowskiego, który broni jeszcze lepiej, niż w rundzie jesiennej. Rywalizacja o bluzę numer jeden w Rakowie będzie więc zacięta.


Na zdjęciu: Walerian Gwilia będzie chciał szybko zapomnieć o spotkaniu ze Śląskiem.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus