Raków Częstochowa. Prosty plan legł w gruzach

Strata dwóch punktów w starciu z Cracovią może mieć dla Rakowa kolosalne skutki.


Częstochowianie przed ostatnimi kolejkami ligowymi mieli wszystko w swoich rękach. Wystarczyło „tylko” wygrać trzy ostatnie spotkania, aby sięgnąć po mistrzostwo Polski. Ten prosty plan legł już w pierwszym pojedynku na własnym obiekcie z Cracovią. Mimo wypełnionego po brzegi kibicami Rakowa stadionu (nawet sektor dla gości oddano kibicom czerwono-niebieskich) nie udało im się zdobyć kompletu punktów.

Zabrakło niewiele?

Częstochowianie na boisku nie prezentowali się źle. W wielu momentach zamykali Cracovię na jej połowie i kreowali sytuacje. Trudno jednak wskazać te klarowne, gdzie obowiązkiem ofensywnych graczy Rakowa byłoby jedynie skierowanie piłki do bramki rywala. Defensywa częstochowian w całym spotkaniu popełniła tylko jeden znaczący błąd i nie upilnowała swojego „kata”, Otara Kakabadze. Gruzin w poprzednim spotkaniu obu ekip zdobył decydującą bramkę, a w niedzielę zaliczył asystę przy bramce Sergiu Hancy.

Problemy Rakowa zaczęły się jednak wraz z trafieniem Vladislavsa Gutkovskisa. Częstochowianie w tym momencie poczuli się chyba zbyt pewni wyniku. Do momentu utraty gola nie atakowali już tak intensywnie, jak wcześniej. Owszem, mieli okazję na bramkę, a nawet ją zdobyli (sędzia odgwizdał spalonego), jednak już tak często nie znajdowali się w okolicach pola karnego Lukasza Hroszszo. Ponadto pozwolili gościom z Krakowa na więcej, co skończyło się dramatem, w postaci gola dla przeciwnika i remisem.

Niewystarczająca głębia

Innym kłopotem częstochowian były zmiany, a raczej ich brak. Sztab szkoleniowy miał spore kłopoty jeszcze przed meczem. Przede wszystkim z kadry wypadł Deian Sorescu. Rumuński wahadłowy miał już wcześniej problemy ze zdrowiem. Przez to między innymi opuścił murawę po pierwszej połowie finału Pucharu Polski. Stąd na jego pozycji pojawił się Fabio Sturgeon, który ponownie nie zaprezentował się zbyt dobrze. Jego zmiennik, Wiktor Długosz również nie zachwycał swoją postawą. Szkoleniowiec Rakowa z kolejnymi roszadami czekał aż do 83 minuty, gdy wynik nie był zadowalający.

Wydawać by się mogło, że trener częstochowian tak długo zwlekał ze zmianami, ponieważ nie miał na ławce zawodników, którzy mogliby wyraźnie pomóc w akcjach ofensywnych. – Powodem nie były kwestie zdrowotne, ale to, że dobrze się prezentowaliśmy. W pierwszej i drugiej połowie w pełni dominowaliśmy na boisku. Cracovia nie stworzyła sobie praktycznie żadnej sytuacji bramkowej. Nie można robić czegoś na siłę. Aby wygrać, trzeba strzelać bramki. To jednak zupełnie inna sprawa. Brak skuteczności sprawił, że w końcówce wprowadziliśmy dwóch napastników oraz Koczergina – powiedział Marek Papszun na pomeczowej konferencji.

Ratownik bez uprawnień

Problem w tym, że po straconej bramce jego zespołowi zabrakło koncepcji w ofensywie. Nawet Ivan Lopez i Mateusz Wdowiak, którzy wcześniej prezentowali się poprawnie, mogli jedynie bezradnie rozłożyć ręce. Szkoleniowiec Rakowa wprowadził na murawę Jakuba Araka, który miał dwie sytuacje na zdobycie gola, jednak obu nie wykorzystał.

– Szkoda, że nie strzelił, choć miał dwie świetne ku temu sytuacje. Plan był taki, żeby to on zamknął ten mecz. Jest on w stanie to zrobić. Szkoda tylko, że tak się nie stało – mówił na konferencji trener Papszun. Można odnieść wrażenie, że szkoleniowiec częstochowian chciał dodać swojemu zawodnikowi otuchy. Innym wytłumaczeniem jest chyba tylko zagięcie czasoprzestrzeni.

Mowa przecież o piłkarzu, który rozegrał 17 spotkań w lidze. Oddał w nich siedem strzałów, w tym dwa celne. Ma on więcej żółtych kartek (trzy) niż uderzeń w światło bramki! Nie można także zapomnieć o jego fenomenalnym „występie” w finale Pucharu Polski, gdy po pięciu minutach od wejścia na murawę otrzymał czerwony kartonik. Ratowanie wyniku Arakiem jest równie dobrym pomysłem, co rzucenie tonącemu betonowego koła ratunkowego z zatopionymi wewnątrz ciężarkami. Nie zmienia to jednak faktu, że częstochowianie muszą w dwóch ostatnich kolejkach wznieść się na wyżyny i liczyć na potknięcie Lecha. W innym przypadku sięgną po „tylko” albo aż wicemistrzostwo Polski.


Na zdjęciu: Częstochowianie, będąc zespołem lepszym, tylko zremisowali z Cracovią i stracili pozycję lidera.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus