Raków Częstochowa. Przewaga topnieje

Remis w Bełchatowie z Wisłą Kraków sprawił, że Raków ma tylko punkt przewagi nad Legią Warszawa


Mgliste popołudnie w Bełchatowie nie należało do najlepszych w wykonaniu podpieczonych Marka Papszuna. Owszem, częstochowianie nie przegrali już 10 meczu z rzędu. Mimo to remis z Wisłą Kraków na pewno nie zadowolił ekipy spod Jasnej Góry.

W pierwszej połowie Raków wyglądał tak, jakby kolejny raz zawiodło PKP, a pociąg relacji Częstochowa – Bełchatów nadal był w trasie. Ekipa spod Jasnej Góry rozgrywała piłkę ospale, co powodowało częste straty i kontrataki drużyny z Grodu Kraka. Nawet chwaleni w ostatnich tygodniach David Tijanić i Ivan Lopez nie potrafili wskoczyć na odpowiednie obroty. Szczególnie Słoweniec nie orientował się w wydarzeniach boiskowych. Na drugą połowę już nie wyszedł, choć wpływ na to miały także inne czynniki. Tijanicia mocno obijała defensywa Wisły.

Z resztą nie tylko defensywa Białej Gwiazdy rozegrała bardzo dobrą pierwszą połowę. Można wyróżnić wielu jej zawodników, która świetnie odnajdowała się na bełchatowskiej murawie. Dowodził nimi Jakub Błaszczykowski, którego w drugiej połowie nie zobaczyliśmy już na murawie. Prawdopodobnie odnowiła mu się niedawna kontuzja. Wtedy też gra Wisły nie wyglądała już tak dobrze jak przed przerwą, a co za tym idzie nie stwarzała tak dużego zagrożenia dla bramki Jakuba Szumskiego.

W drugiej połowie sytuacja się jednak odwróciła, a prym w ofensywie Rakowa wiódł Marcin Cebula, który powoli wraca do gry. I widać było po jego ruchach oraz akcjach, że przerwa nie wpłynęła znacząco na jego dyspozycję. Nie pomogło to jednak zmienić losów spotkania i przywieźć kompletu punktów na Limanowskiego. Wisła umiejętnie się broniła. Jej bramkarz, Mateusz Lis, który z resztą jeszcze nie tak dawno występował w barwach Rakowa prezentował się solidnie, a szczęście również mu dopomogło.

Częstochowianie nie mogą być zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Zwycięstwo dałoby im komfort psychiczny przed przerwą reprezentacyjną – mieliby trzy „oczka” więcej niż Legia i pięć nad trzecim Górnikiem. Wtedy też wyjazd do Poznania na mecz z Kolejorzem nie byłby tak stresujący. Owszem, trener Papszun niedawno wspominał w „Sporcie”, że na jego zespole nie ciąży żadna presja. Mimo to zawodnicy zapewne ją odczuwają, szczególnie gdy z każdej strony płyną w ich kierunku same piękne i pochwalne słowa, a niektórzy eksperci telewizyjni typują ich do mistrzostwa.

Przed Rakowem ciężkie spotkania i wcale nie chodzi o spotkanie z Lechem. Kolejni rywale, ci teoretycznie słabsi jak Warta Poznań, na pewno postawią się drużynie, która na ten moment jest liderem ekstraklasy. Jeszcze kilka kolejek temu nie ciążyła na nich łatka faworyta. Teraz jednak muszą przyzwyczaić się do zupełnie nowej roli.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus