Raków Częstochowa tę partię szachów rozegrał lepiej

Zwycięstwem nad Lechem Raków zminimalizował stratę do lidera. Wszystko jest więc możliwe, nawet przepiękny, aczkolwiek zaskakujący scenariusz.


„Kolejorz” od 13 spotkań był niepokonany na swoim stadionie. Poznaniacy zrobili absolutnie wszystko, wliczając w to wymianę murawy, by zatrzymać najlepiej punktujący zespół na wiosnę. To jednak nie wystarczyło. Raków wygrał i zrównał się punktami z Lechem. Do liderującej Pogoni traci już tylko jedno „oczko”.

Piłkarskie szachy

Trzeba jednak otwarcie przyznać, że spotkaniu przy Bułgarskiej daleko było do rywalizacji z poprzedniego sezonu. Wówczas mecz był niezwykle otwarty, pełen akcji, zakończony dramatyczną bramką Daniela Szelągowskiego. Niedzielna rywalizacja wyglądała bardziej, jak pojedynek dwóch arcymistrzów szachowych, którzy próbowali zneutralizować rywala jednym, skutecznym posunięciem.

Pozostając przy tej nomenklaturze, szkoleniowiec częstochowian, Marek Papszun miał na szachownicy dwóch wybitnych „gońców” – Patryka Kuna i Frana Tudora. Obaj byli architektami trafienia dla Rakowa. Wykorzystał je częstochowski „skoczek” – Ivan Lopez. Jest to o tyle zadziwiające, że Hiszpan przy 174 centymetrach wzrostu oszukał rosłą defensywę Lecha. Trzeba pochwalić go za tę bramkę, tak trudno nie ganić za pierwszą odsłonę, gdzie swoją postawą częściej irytował, niż zachwycał.

Raków bazuje na pracy zespołowej. W teorii wszyscy zawodnicy z pola, niby szarańcza, wysoko atakuje rywala, by jak najszybciej przyjąć piłkę. Lopez nie należy do takich „pracusiów”. Udowodniły to poprzednie spotkania. Dodatkowo Hiszpan jest niezwykle samolubny. Można doceniać jego szarże, tak trzeba zauważyć fakt, że zamiast podawać piłkę, ten najchętniej minąłby wszystkich i sam zakończył akcję przepięknym, a zarazem celnym uderzeniem. Niestety, ale nie zawsze można tego dokonać, czego przykładem była akcja z pierwszych kilkunastu minut spotkania, gdy mógł podawać do lepiej ustawionego kolegi, jednak zdecydował się minąć jeszcze jednego przeciwnika, co skończyło się stratą.

Twardzi jak skała

Odchodząc jednak od Lopeza warto docenić cały Raków – szczególnie defensywę. Końcówka spotkania przyniosła sporo zamieszania pod bramką Vladana Kovaczevicia. Lechici napierali, jednak tercet Andrzej Niewulis – Tomasz Petraszek – Zoran Arsenić spisali się bez zarzutu. Nie było to może zestawienie nazbyt kreatywne, jednak wykonali swoje podstawowe zadanie. Poznaniacy nie potrafili przełamać ich oporu.

Na szczególną uwagę zasługuje Petraszek. Czech był kilka razy prowokowany, co szczególnie widoczne było w końcówce, gdy starł się z Bartoszem Salamonem. Obaj należą do rosłych piłkarzy, a znając Petraszka i jego zamiłowanie do mieszanych sztuk walki można było mieć obawy, czy nie zastosuje na stoperze Lecha „balachy” lub „gilotyny”. Sytuacja została jednak szybko zażegnana, w czym udział miał arbiter, Damian Sylwestrzak.

Zgniłe jabłko?

Na moment trzeba zatrzymać się przy sędzim z Wrocławia, który za kilka dni skończy 30 lat. Jest to w końcu nasz nowy arbiter wysyłany na „podbój” Europy. Pytanie, czy przypadkiem nie wysyłamy europejskiej federacji zgniłego jabłka, a przynajmniej w tym momencie swojej kariery. W niedzielnym spotkaniu, podobnie jak jakiś czas temu w starciu Radomiaka z Rakowem 29-latek podejmował nie do końca zrozumiałe decyzje. Dla przykładu w niedzielę ukarał żółtą kartką Giannisa Papanikolaou za faul na graczu Lecha, którego nie było.

Kilka chwil wcześniej popychany w polu karnym Lecha był Mateusz Wdowiak. Obserwując powtórki można mieć pewne wątpliwości, czy w tej sytuacji nie należał się rzut karny dla gości z Częstochowy. – Sędzia Sylwestrzak jest młody i rokujący, natomiast w mojej ocenie jest wrzucany na zbyt głęboką wodę. Nie jest to dobre dla nikogo. Dzisiaj było to widać. Ranga meczu była trochę za wysoka – powiedział trener Rakowa na pomeczowej konferencji.

– Ocena sędziego to kwestia subiektywna. Każdą sytuację można sobie w różnoraki sposób interpretować. Słyszałem opinię o karnym, że „już takich nie chcemy”. Ja tego nie rozumiem. Dla mnie faul to faul. Są zasady i przepisy, czy takich chcemy, takich nie? Musi być to określone w sposób jasny i precyzyjny. Nie chce odnosić się do tej sytuacji. Były jednak takiej, jak w przypadku Papanikolaou, że były one oczywiste, a wręcz ordynarne, gdy mój zawodnik wybija piłkę czysto. Takie sytuacje są bardzo klarowne – dodaje Marek Papszun.

Arbiter z Wrocławia nie wypaczył jednak wyniku spotkania, co działa na jego korzyść, jednak 29-latek nie jednemu podniósł ciśnienie, szczególnie ławce rezerwowych Rakowa. Trener Papszun, tak jak i jego asystent Goncalo Feio kończyli mecz z żółtymi kartkami.

Zwycięstwo wypracowane

Pomijając jednak decyzje arbitra trzeba powiedzieć jasno, że Raków zrobił wielką rzecz. Lech był faworytem. Może i na wiosnę grywa w kratkę, tak przy swojej publiczności nie zwykł przegrywać. Od maja był niepokonany na własnym stadionie. Nie straszne „Kolejorzowi” były rywalizacje z trudnymi przeciwnikami, średniej jakości murawą czy nawet bojkotem kibiców.

Poznańska kosa trafiła jednak na częstochowski kamień. – Wygrać na Bułgarskiej nie jest łatwo, zresztą w tym sezonie nikomu jeszcze się nie udało. Nam może nawet nie tyle się udało, ale wypracowaliśmy sobie to zwycięstwo, co mnie bardzo cieszy, bo pokazaliśmy dużą dojrzałość. Zdawałem sobie sprawę, że możemy mieć trudniejsze momenty, ale długimi fragmentami graliśmy na naszych warunkach. Jestem zbudowany tym, jak zespół był przygotowany do meczu i zneutralizował większość mocnych stron przeciwnika. I sam potrafił zadać decydujący cios – komplementował swój zespół szkoleniowiec Rakowa.

Trzeba więc jasno powiedzieć, że cel jakim jest awans do eliminacji do europejskich pucharów jest bardzo blisko realizacji. Raków ma już osiem punktów przewagi nad Lechią Gdańsk, a dziewięć nad Radomiakiem. Obie te ekipy wydawały się jego największymi rywalami. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Częstochowianie mają punkt straty do Pogoni, która przewodzi stawce. Dodatkowo Raków awansował do półfinału Pucharu Polski. Częstochowianie są więc na dobre drodze, by ten sezon był historyczny, jeszcze bardziej niż poprzedni. Nie ma co jednak zapeszać – do końca sezonu pozostało 11, w najgorszym (choć to sformułowanie niezbyt pasuje) 12 meczów.


Na zdjęciu: Radość w pełni zasłużona – Raków pokonał Lecha, który był niezwyciężony na swoim obiekcie od 1 maja 2021 roku.

Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus