Raków Częstochowa. Traktat o skutecznej ofensywie

Raków w pierwszych meczach rundy wiosennej zgromadził siedem punktów. Mimo dobrych wyników gra pozostawia sporo do życzenia.


Być może to szukanie dziury w całym – Raków w końcu punktuje na początku wiosny jak nigdy wcześniej w ekstraklasie. Częstochowianie dotychczas pierwsze spotkania nowego przegrywał, co odbijało się na reszcie sezonu. Najpierw podopieczni Marka Papszuna nie załapali się do górnej ósemki, a więc pewnego utrzymania. W kolejnym roku utrudnili sobie walkę o mistrzowski tytuł, który był w ich zasięgu, jednak pierwsze spotkania zadecydowały o srebrnym medalu.

Łut szczęścia

Wydaje się jednak, że mając dość korzystny terminarz, można było wyciągnąć z niego odrobinę więcej, a więc komplet dziewięciu „oczek”, Wówczas strata do Lecha, który w nowej rundzie punktuje w kratkę (choć nadal gra dobrze) zmniejszyłaby się, a dystans do Pogoni pozostałby taki sam. Trzeba jednak słono płacić za nieskuteczną grę w ofensywie.

Wystarczy wyciągnąć dane statystyczne z oficjalnej strony ligi, by zobaczyć problem. W trzech meczach na wiosnę częstochowianie oddali 52 strzały, z czego 22 były celne. Cała ofensywa Rakowa, a więc Vladislavs Gutkovskis, Fabio Sturgeon i Mateusz Wdowiak, oraz częściej wchodzący z ławki Ivan Lopez, Sebastian Musiolik, Deian Sorecu i Marcin Cebula nie zgromadzili nawet połowy z nich.

Jeszcze gorzej wygląda statystyka, gdy spojrzymy na gole z gry. Tylko Wdowiak, dodatkowo dość szczęśliwie, był w stanie wpakować piłkę do siatki rywala po akcji. Drugie trafienie z niedzielnego meczu z Górnikiem to zasługa Lopeza, który skutecznie egzekwował rzut karny. Patrząc jednak na ogólny dorobek częstochowian na wiosnę, to dwie bramki padły z gry. Trzeba dodać, że także trafienie Giannisa Papanikolaou było dość szczęśliwe. Dla porównania w tym czasie Lech strzelił osiem goli (jedna po rozegraniu rzutu wolnego), a Pogoń pięć (wszystkie z gry).

Napastniczy marazm

Martwić przede wszystkim powinna, a jakże skuteczność napastników. O ile Lopez i Wdowiak potrafili w ostatnim czasie zdobywać gole, szczególnie ten drugi, tak napastnicy znów się zacieli. Gutkovskis ostatnie trafienie zaliczył w listopadzie. O ile Łotysza można było usprawiedliwić kontuzją, która wyeliminowała go z gry praktycznie na cały grudzień, tak w nowym roku nie może on otrzymać taryfy ulgowej.

W 2022 roku spędził na boisku 248 minut, w tym czasie oddał 10 strzałów (pięć celnych) i ani razu nie znalazł sposobu na bramkarza rywali. Szczególnie bolesne było złe wykończenie w starciu z Górnikiem. Gdyby Gutkovskis zachował się lepiej, to Raków mógłby zgarnąć komplet punktów. W poprzednich meczach też zdarzały mu się pomyłki, choć miał także sporego pecha, jak w spotkaniu z Wisłą Kraków, gdy jego świetne uderzenie z dystansu obronił Mikołaj Biegański.

Gra z fałszywą „dziewiątką”?

Drugi z napastników, Musiolik grywa ogony. Rozegrał w tym roku 52 minuty, więc trudno wymagać od niego nieziemskiej skuteczności. Trzeba jednak oczekiwać, że napastnik dojdzie do choćby jednej sytuacji bramkowej, a tak nie stało się w żadnym z trzech ostatnich spotkań. 25-latek na gola czeka od 29 września, gdy pokonał bramkarza Radomiaka.

Najprostszym rozwiązaniem byłby… zakup bramkostrzelnego napastnika, który zapewni Rakowowi siłę rażenia odpowiednią do pozycji klubu w tabeli. Ewentualnie można pomyśleć nad grą z fałszywą „dziewiątką” w postaci Lopeza, co sprawdziło się w spotkaniu z Jagiellonią. Oczywiście Raków broni szeroka gama strzelców (15 zawodników w tym sezonie zdobywało bramki), tak nie zawsze można stworzyć sobie kilka okazji ze stałych fragmentów gry. Pytanie, czy częstochowianie są w stanie odejść od swoich „ideałów”, szczególnie mając w niedalekiej perspektywie arcyważne w kontekście miejsca w tabeli spotkanie z Lechem w Poznaniu.


Na zdjęciu: Gutkovskis ostatniego gola w lidze zdobył w listopadzie. Nie tylko on ma problemy ze strzelaniem bramek z gry.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus