Raków Częstochowa. Wieczny rezerwowy

 

Piotr Malinowski to w Rakowie człowiek instytucja. Wychowanek klubu z Limanowskiego po występach w ekstraklasie wrócił na „stare śmieci”. Swoimi umiejętnościami i doświadczeniem pomógł zespołowi spod Jasnej Góry awansować do najwyższej ligi po 20 latach przerwy. Z Częstochowy wyjechał w wieku 23 lat i trafił do najbliższego ligowego rywala Rakowa – Górnika Zabrze.

Od czwartej ligi na szczyt

Piłkarską karierę „Malina” zaczynał w barwach Beniaminka Częstochowa. Z Uczniowskiego Klubu Sportowego przeniósł się w wieku 18 lat do Rakowa, który rywalizował wówczas na poziomie czwartej ligi. Był to rok 2002. Malinowski bardzo szybko wkomponował się w nowy zespół, zdobywając bramki i asystując.

Razem z Rakowem awansował szczebel wyżej – do trzeciej ligi (obecnie drugi poziom rozgrywkowy). Był już wtedy jednym z najważniejszych zawodników ekipy spod Jasnej Góry. Grał w niej między innymi razem z Krzysztofem Kołaczykiem, wychowankiem Rakowa i mistrzem kraju z Górnikiem, oraz z Maksymilianem Rogalskim znanym z występów w Wiśle Płock czy Pogoni Szczecin. Swoimi występami Malinowski zainteresował włodarzy zespołu z Zabrza.

Za wysokie progi

Debiut w Górniku przypadł na mecz z Legią. Niewysoki, acz szybki i nieobliczalny zawodnik pojawił się na boisku w 58 minucie spotkania. Od tego momentu jeszcze 31 razy zakładał koszulkę ekipy z Zabrza w meczach ekstraklasy i Pucharu Polski.

Nigdy jednak nie został kluczową postacią Górnika. Ani u Ryszarda Wieczorka, ani u Henryka Kasperczaka Malinowski nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w podstawowej jedenastce. Wieczorek kilka razy postawił na niego od początku, jednak częściej pojawiał się na boisku, wchodząc z ławki. Sytuacja jeszcze pogorszyła się, gdy w Zabrzu trenerem został Kasperczak. Owszem, często zaczynał grę od pierwszych minut, ale równie często podnosił się z ławki, by wejść na boisko w samej końcówce. Wtedy też Malinowski zdecydował się opuścić klub.

Zawodnik przeniósł się do Podbeskidzia, z którym awansował do ekstraklasy. Tam spędził długich pięć lat i osiągnął największe sukcesy. Ale nadal nie był pierwszym wyborem trenerów, którzy wpuszczali go z ławki na końcówki spotkań. Miał kilka okresów, w których rozpoczynał spotkania od pierwszej minuty, jednak było ich mniej niż meczów z ławki. Mimo to udało mu się uzbierać 133 występy w ekstraklasie, a dołożył do tego trzy bramki i sześć asyst.

Powrót do domu

Po sezonie 2014/15 Malinowski wrócił do Częstochowy. Raków był jednak zupełnie innym klubem niż wtedy, kiedy go opuszczał. Pod Jasną Górą był już nowy właściciel, który miał bardzo konkretny plan rozwoju – Raków miał wrócić do ekstraklasy. Malinowski był jedną z tych postaci, które miały w realizacji tego dzieła pomóc. I udało się.

Najpierw awans do pierwszej ligi, później do ekstraklasy… W międzyczasie Raków zaprezentował się bardzo dobrze w Pucharze Polski, awansując do półfinału po walkach m.in. z Lechem Poznań i Legią Warszawa. Malinowski miał w tych sukcesach spory udział. Mimo upływających lat, zawodnik ten nadal prezentuje doskonałą dynamikę, z której był znany jeszcze jako młody chłopak w czwartoligowych rozgrywkach. Dzięki niej oraz ogromnemu doświadczeniu w ekstraklasie nadal z powodzeniem rywalizuje o miejsce w wyjściowej jedenastce Rakowa, mimo że w klubie tym jest sporo młodszej i głodnej gry młodzieży.

Na zdjęciu: Piotra Malinowskiego należy na boisku „otaczać opieką”. W innym przypadku jest w stanie narobić rywalom sporo kłopotów.