Raków wykorzystał okazję i zrobił to, co należy

Andrzej Niewulis będzie pozytywnie wspominał czwartkowy mecz w Bielsku-Białej. Kapitan Rakowa zdobył gola dającego Rakowowi zwycięstwo nad Gentem.


Ponad siedem tysięcy kibiców pojawiło się w Bielsku-Białej na pierwszym spotkaniu decydującej fazy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Fani ekipy z Limanowskiego liczyli na to, że Andrzej Niewulis (rozgrywający 100 spotkanie w barwach Rakowa) i spółka postawią się belgijskiemu Gentowi i z dobrym wynikiem udadzą się na rewanż do Gandawy.

Marek Papszun nie zaskoczył zestawem personalnym. Szkoleniowiec Rakowa postawił na dokładnie tę samą jedenastkę, co w spotkaniu w Kazaniu. Trener Gentu, Hein Vanhaezebrouck zmodyfikował z kolei ustawienie, przechodząc na grę teoretycznie trzema stoperami. W fazie defensywnej bronili się w czterech .

W pierwszych minutach obie drużyny próbowały się „wybadać” i sprawdzić na co stać rywali. Raków musiał jednak częściej się bronić. Gent często atakował, oddawał strzały sprzed pola karnego lub dośrodkowywał z bocznych stref. Zespół z Gandawy był jednak nieskuteczny. Zwykle uderzali obok bramki lub nad nią. Tylko raz poważnie zagrozili Vladanovi Kovaczeviciowi. Zawodnik gości otrzymał piłkę przed polem karnym i wyszedł w sytuacji sam na sam z bramkarzem, który skutecznie interweniował.

Częstochowianie również mieli sytuacje do objęcia prowadzenia. Już w 10 minucie Sebastian Musiolik mógł pokona bramkarza Gentu, jednak oddał zbyt lekki strzał po ziemi. Raków także stworzył sobie okazję pod koniec pierwszej połowy, jednak uderzenie z dystansu nawet nie dotknęło poprzeczki.

Częstochowianie musieli też zmierzyć się z innym problemem. W 18 minucie faulowany był Zoran Arsenić. Obrońca Rakowa doznał urazu ręki, przez który musiał opuścić murawę na rzecz Milana Rundicia. Były zawodnik Podbeskidzie dość długo „wchodził” w mecz. Mimo to częstochowianom udało się utrzymać bezbramkowy remis.

W drugiej połowie zespół z Gandawy zdecydowanie przeważał. Kilkukrotnie udało im się zagrozi bramce Kovaczevicia, jednak brakowało im precyzji. Raków z kolei stworzył sobie w pierwszych 20 minutach drugiej połowy jedną dogodną sytuację i ją wykorzystał. Częstochowianie rozegrali rzut rożny po ziemi. Piłka po kilku rykoszetach trafiła do Niewulisa. Kapitan Rakowa wykorzystał akcję i swoje setne spotkanie ukoronował zdobyciem gola. Gent mógł niezwykle szybko odpowiedzieć. Seria błędów doprowadziła do kontrataku gości. Uderzenie wylądowało jednak na słupku bramki Kovaczevicia.

Po bramce dla Rakowa mecz się otworzył. Po przynudzających prawie 70 minutach spotkania na murawie zaczęło dziać się zdecydowanie więcej. Obie drużyny tworzyły sobie sytuację, jednak trzeba wskazać, że Gent był delikatnie lepszy. Z każdą upływającą minutą ich chęć do gry i walki o piłkę. Raków nie potrafił jednak wykorzystać coraz częstszych błędów Gentu. Częstochowianie mieli jednak zdecydowanie większy problem. Ostatnie minuty musieli rozegrać w osłabieniu.

Marek Papszun wykorzystał wszystkie zmiany w 74 minucie. Dziesięć minut później w polu karnym z zawodnikiem Gentu zderzył się Wiktor Długosz, który został zniesiony z boiska przez służby medyczne. Częstochowianie utrzymali jednak dobry wynik do końca spotkania. Przed rewanżem w Gandawie, to Raków będzie w lepszej sytuacji.


Raków Częstochowa – KAA Gent 1:0 (0:0).

1:0 – Niewulis, 64 min

Sędziował: Alejandro Jose Hernandez Hernandez (Hiszpania).

RAKÓW: Kovaczević – Tudor, Niewulis, Arsenić (22. Rundić) – Wdowiak (74. Długosz), Papanikolaou, Poletanović, Kun – Cebula (74. Sturgeon), Musiolik (57. Gutkovskis), Lopez (74. Szelągowski). Trener Marek PAPSZUN.

GENT: Bolot – Hanche-Olsen, Ngadeu-Ngadjui, Okumu – Nurio Fortuna, De Sort (80. Kums), Odjijda-Ofoe, Hjulsager (68. Bezus), Castro-Montes (80. Samoise) – Depotire, Tissoudali (68. Chakwetadze). Trener: Hein VANHAEZEBROUCK.

Żółte kartki: Deporite, Ngadeu-Ngadjui, Odjijda-Ofoe.


Na zdjęciu: Andrzej Niewulis w swoim setnym meczu dla Rakowa spisał się na medal – jego gol dał Rakowowi zwycięstwo i dobrą sytuację przed rewanżem z Gentem.

Fot. Krzysztof Dzierzawa/PressFocus