Raków zdobył Warszawę!

Częstochowianie po emocjonującym spotkaniu pokonał Legię Warszawa i zmniejszył stratę do lidera z Poznania


Obaj szkoleniowcy mieli przed spotkaniem sporo problemów. Marek Papszun nie mógł skorzystać przy Łazienkowskiej z Patryka Kuna, a Vladan Kovaczević usiadł na ławce rezerwowych. Szkoleniowiec gości zaskoczył wystawiając do gry od pierwszej minuty dwóch napastników – Sebastiana Musiolika i Vladislavsa Gutkovskisa. Czesław Michniewicz, podobnie jak Papszun nie mógł skorzystać ze swojego podstawowego bramkarza. Artur Boruc miał problemy z plecami, przez co zastąpił go Cezary Miszta. Podobnie było z Luquinhasem. Dodatkowo szkoleniowiec Legii zastosował inne ustawienie taktyczne – gospodarze na murawę wyszli w czteroosobowym bloku obronnym.

Mecz od samego początku był wyrównany. Obie drużyny dobrze radziły sobie w ofensywie i stwarzały sobie sytuacje bramkowe. Jednak ani Miszta, ani Trelowski przez znaczną część pierwszej połowy nie mieli zbyt wiele pracy poza wyłapywaniem piłek zagrywanych w pole karne. Legia mogła objąć prowadzenie w 15 minucie, jednak uderzenie Andre Martinsa wylądowało na poprzeczce bramki Rakowa. Częstochowianie dzięki ofensywnemu ustawieniu często meldowali się w polu karnym Legii co przyniosło skutek w 28 minucie.

Wówczas egzekwowali rzut karny. Chwilę wcześniej w polu karnym faulowany był Musiolik, którego nieprzepisowo zatrzymał Miszta. Jedenastkę na bramkę zamienił Ivan Lopez. Radość Rakowa trwała jednak tylko pięć minut. Do wyrównania doprowadził Mahir Emreli. Jego fantastyczne przyjęcie i równie piękne uderzenie poprzedziło zagranie Filipa Mladenovicia. Wyrównane widowisko sugerowało, że po przerwie przy Łazienkowskiej emocji będzie jeszcze więcej.

Częstochowianie doskonale weszli w drugą połowę. W 52 minucie Raków domagał się rzutu karnego. Częstochowianie dopatrzyli się zagrania ręką jednego z Legionistów. Sędzia Jarosław Przybył uznał, że nie było przewinienia. Raków otrzymał rzut rożny, który wykorzystali. Zagranie w pole karne dosięgnął Gutkovskis, który dograł do Frana Tudora, a ten z najbliższej odległości pokonał Misztę. Cztery minuty później prowadzenie podwyższył Lopez. Hiszpan fantastycznie uderzył z rzutu wolnego.

Gospodarze w pierwszych minutach drugiej połowy przeżyli chwile grozy, podobnie jak Raków kilka dni temu w Rzeszowie. Częstochowianie jednak dalej napierali na Legię i dążyli do zdobycia czwartego gola. Gospodarze skarcili za to Raków. Josue zagrał do Igora Charatina. Ukrainiec przymierzył i pokonał Trelowskiego. Legia zmniejszyła stratę i nie chciała na tym zakończyć. Bardzo blisko wyrównania był Rafael Lopes, który kilka chwil wcześniej pojawił się na murawie. Jednak zamiast zdobyć gola podał piłkę Trelowskiemu.

Tuż pod koniec spotkania Legia powinna wyrównać, jednak Emreli fatalnie uderzył głową, a piłka przeszła tuż obok słupka bramki Rakowa. Daniel Szelągowski w tej sytuacji najadł się strachu – to po jego zagraniu piłka trafiła do zawodnika rodem z Azerbejdżanu. Ostatnie minuty były niezwykle emocjonujące. Bohaterem został bramkarz Rakowa, który zatrzymał Emreliego. Częstochowianie utrzymali prowadzenie do końca i pierwszy raz wygrali z Legią w lidze, a zarazem zmniejszyli stratę do Lecha na cztery punkty. A przecież podopieczni Marka Papszuna mają jeszcze dwa zaległe mecze do rozegrania.


Legia Warszawa – Raków Częstochowa 2:3 (1:1)

0:1 – Lopez, 29 min (rzut karny), 1:1 – Emreli, 33 min (asysta Mladenović), 1:2 – Tudor, 53 min (asysta Gutkovskis), 1:3 – Lopez, 57 min (rzut wolny), 2:3 – Charatin, 70 min (asysta Josue)

Legia: Miszta – Mladenović, Nawrocki, Wieteska, Jędrzejczyk – Martins (58. Charatin), Slisz (64. Pekhart), Kastrati (72. R.Lopez) – Skibicki (58. Muci), Josue – Emreli. Trener Czesław MICHNIEWICZ.

Raków: Trelowski, Niewulis, Petraszek, Papanikolaou -Tudor (78. Udoviczić), Poletanović (55. Sapała), Wdowiak , Gvilia, I. Lopez (78. Szelągowski) – Gutkovskis (72. Sturgeon), Musiolik (78. Guedes). Trener Marek PAPSZUN.

Sędzia Jarosław Przybył (Kluczbork). Żółte kartki: Slisz, Jędrzejczyk, Nawrocki, Martins, Charatin – Gutkovskis, Papanikolaou.


Fot. Adam Starszyński/Pressfocus