Raz lepiej, raz gorzej

Sezon rozkręcił się na dobre. Rozpoczęła się właśnie piąta kolejka. Kto od razu zaskoczył, a kto zawiódł?


Ekstraklasa pędzi jak szalona. Siatkarze grają praktycznie na okrągło. To m.in. efekt rozszerzenia elity do szesnastu zespołów. Czas więc na pierwsze spostrzeżenia. Kto ma szansę być bohaterem rozgrywek? Kto na początku rozczarował?

Jak co roku PlusLiga przyciągnęła kolejne grono potencjalnych gwiazd. Nie przyszli wprawdzie siatkarze z absolutnego topu, jak w poprzednim roku (Trevor Clevennot, Stephen Boyer czy Uros Kovacević), co nie oznacza, że kluby naszej elity zasilili gracze słabi czy przeciętni. Argentyński libero Santiago Danani, reprezentanci Niemiec Moritz Karlitzek i Linus Weber czy Bułgarii – Georgi Seganow i Denis Kariagin to zawodnicy o uznanej renomie i klasie.

Olimpijski zawód

Najwięcej obiecywaliśmy sobie po Brazylijczyku Mauricio Borgesie. Jego przyjście do Cerradu Enei Czarnych Radom odbiło się sporym echem. Z debiutantów w PlusLidze jego CV robi największe wrażenie. 33-latek sukcesów na koncie ma bowiem mnóstwo, z tym najważniejszym na czele – jest mistrzem olimpijskim z Rio de Janeiro 2014.

Z reprezentacją Brazylii sięgnął też po złoto (2010) i srebro (2013, 2014, 2016 i 2017) Ligi Światowej. W dorobku ma także złoty medal Igrzysk Panamerykańskich (2011), Puchar Panamerykański (2013), mistrzostwo Ameryki Południowej (2013, 2017 – MVP zawodów), Puchar Wielkich Mistrzów (2013) oraz Puchar Świata (2019). Równie imponującą jest jego lista sukcesów klubowych. Znajdują się na niej medale Klubowych Mistrzostw Ameryki Południowej (2012), mistrzostw Brazylii i Klubowych Mistrzostw Świata.

Początek rozgrywek w wykonaniu Mauricio Borgesa, zresztą jak całej radomskiej drużyny, do najlepszych nie należał. Mimo posiadania w swoich szeregach mistrza olimpijskiego, radomianie wygrali zaledwie dwa z pięciu meczów i z dorobkiem sześciu punktów zajmują dopiero 10. pozycję w tabeli.

Brazylijczyk w debiucie w PlusLidze z LUK Lublin (3:2) zdobył 13 pkt. Popełniał przy tym wiele błędów, więc jego efektywność wyniosła… zero. Trener Jacek Nawrocki wyżej ocenił innych swoich podopiecznych, Piotra Łukasika i mistrza świata z 2018 r. Damian Schulza. W kolejnych spotkaniach było jeszcze gorzej. W starciach z Aluronem CMC Wartą Zawiercie, BBTS-em Bielsko-Biała, PSG Stalą Nysa i GKS-em Katowice wywalczył odpowiednio 4 pkt, 5 pkt, 8 pkt i 6 pkt. Tylko w starciu z GieKSą jego efektywność wyniosła 17 procent, w pozostałych spotkaniach miała minusowe wartości! W Radomiu bardzo liczą jednak na przebudzenie brazylijskiego lidera.

Bułgarski zaciąg

Piekielnie trudne, a właściwie praktycznie niewykonalne zadanie czeka Denisa Kariagina. Młody, 20-letni Bułgar, do Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle został sprowadzony, by zastąpić Kamila Semeniuka (odszedł do włoskiej Perugii). Czy ma na tyle umiejętności i charyzmy, by dorównać reprezentantowi Polski i MVP poprzedniego finału Ligi Mistrzów? Doświadczenia nie ma zbyt wielkiego. ZAKSA to dopiero jego drugi zagraniczny klub. W ubiegłym sezonie debiutował na parkietach włoskiej Serie A, broniąc barw Vero Volley Monza, gdzie grał u boku reprezentantów Italii i zawodników doskonale znanych z Plusligowych parkietów, jak m.in. Georg Grozer czy Milan Katić.

Trener mistrzów Polski Tuomas Sammelvuo wierzy w talent bułgarskiego przyjmującego. – Dość długo szukaliśmy odpowiedniego zawodnika i bardzo cieszę się z tego wyboru. To jeden z młodych talentów światowej siatkówki. Poznałem go jakieś dwa lata temu, kiedy byłem trenerem w Sankt Petersburgu i graliśmy w europejskich pucharach z zespołem z Burgas. Wtedy miał niespełna 18 lat, później przeszedł do Monzy i trzeba przyznać, że to zawodnik z ogromnym potencjałem, szczególnie fizycznym. Jest wysoki, a patrząc na jego dyspozycję w takich elementach siatkarskiego rzemiosła, jak zagrywka czy atak, to typ zawodnika, który niedługo może nam zagwarantować dokładnie to, czego potrzebujemy – przyznał Fin.

Kariagin na razie może mówić o sporym pechu. Już w pierwszym spotkaniu z Indykpolem AZS Olsztyn nabawił się kontuzji i opuścił dwa kolejne mecze.

Jego reprezentacyjny kolega, Georgi Seganow, do PlusLigi trafił na ostatniej prostej, zakontraktowany przez GKS Katowice. Dotychczasowy rozgrywający katowiczan, Micah Ma’a, otrzymał propozycję gry w Turcji i mimo ważnej umowy porzucił dotychczasowy klub. Szefowie GieKSy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, bo zostali bez zawodnika na kluczowej pozycji. Tuż przed rozpoczęciem rozgrywek udało im się podpisać umowę z Bułgarem. I był to dobry wybór. Seganow z miejsca wszedł do pierwszej szóstki i spisuje się więcej niż poprawnie, zważywszy że przed pierwszym meczem odbył z zespołem zaledwie kilka treningów.

Hop do „szóstki”

Podstawowym zawodnikiem „Jurajskich rycerzy” został z kolei Santiago Danani. Argentyński libero przejął pałeczkę po Michale Żurku, który po wywalczeniu brązowego medalu zakończył karierę. To kolejny Argentyńczyk w barwach Aluronu CMC Warty. Wcześniej z powodzeniem grali w niej Maximilliano Cavanna i Facundo Conte. –

Przed podpisaniem kontraktu rozmawiałem krótko z Facu, bo jesteśmy dobrymi kolegami z kadry, ale decyzję podjąłem sam. Facu tylko potwierdził moje zdanie, mówiąc same dobre rzeczy o klubie. Moje cele są takie, jak drużyny. Będę chciał wygrywać za każdym razem i pokazywać wysoki poziom. Dawać z siebie wszystko i każdego dnia podnosić poprzeczkę. Postaram się też nauczyć przynajmniej odrobinę języka polskiego. Będzie trudno, ale chcę spróbować – mówił po przyjeździe do Zawiercia Danani.

Udane transfery przeprowadził PSG Stal Nysa. Drużyna z Opolszczyzny jest rewelacją początku sezonu. W poprzednim z trudem, po wyczerpującym barażu z MKS-em Będzin, utrzymała się w elicie, teraz jest na trzecim miejscu w tabeli. Spory udział w zwycięstwach mieli chorwacki rozgrywający Tsimafei Żukouski oraz argentyński środkowy Nicola Zerba. Ten drugi przewodzi nawet w rankingu na najlepiej blokującego ligi. Popisową partię zagrał przeciwko Cuprum Lubin. Wywalczył wtedy 10 punktów, z czego 5 po blokach. W sumie w czterech spotkaniach 14-krotnie stopował ataki rywali.

Włoska myśl

PlusLiga to nie tylko dobrzy siatkarze, ale też trenerzy. Po kilkuletniej przerwie wrócili do niej Jacek Nawrocki i Tuomas Sammelvuo. Najlepsze wejście ma jednak absolutny w niej debiutant Gianpaolo Medei, który objął Asseco Resovię. – Jestem gotowy na to wyzwanie. Na pewno moja drużyna będzie grała pod dużą presją oczekiwań, ale dla mnie nie jest to nic nowego. Zarówno we Włoszech, jak i wcześniej we Francji czy później w Turcji – za każdym razem pracowałem w drużynach, które miały wysokie ambicje i chciały być w ścisłej czołówce rozgrywek.

Giampaolo Medei zaliczył udany start w PlusLidze. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Kiedy chcesz być na szczycie i wygrywać trofea, to jest normalne, że grasz pod presją. Trzeba jednak dobrze radzić sobie z ciśnieniem i wykorzystać presję do jeszcze lepszej i efektywniejszej pracy tak, żeby postarać się zrealizować nasze cele – tłumaczył Włoch, który od początku swojej kariery związany był z Cucine Lube Civitanova. Początkowo trenował zespoły młodzieżowe, a od 2001 roku był asystentem trenera.

W kolejnych latach prowadził m.in. włoski Top Volley Latina czy francuskie Narbonne i Beauvais. W sezonie 2016/17 pracował w Tours VB, z którym zdobył Puchar CEV. W sezonie 2017/18 powrócił do Cucine, obejmując stanowisko pierwszego trenera. Sezon zakończył z dorobkiem pięciu srebrnych medali – Klubowych Mistrzostw Świata, Ligi Mistrzów oraz Mistrzostw, Pucharu i Superpucharu Włoch. Kolejne dwa lata Medei spędził w Turcji, prowadząc Ziraat Bankası Ankara do pierwszego w historii tego klubu mistrzostwa kraju.

A wyzwanie jest spore. W poprzednich latach w rzeszowskim klubie pracowali szkoleniowcy o uznanych nazwiskach, jak Roberto Serniotti, Gheorghe Cretu, Emanuele Zanini, Alberto Giulliani czy Marcelo Mendez, ale żaden z nich nie potrafił odnieść sukcesu. A w kadrze znanych zawodników nie brakowało. Byli w niej m.in. reprezentanci Polski, Stanów Zjednoczonych, Francji i Słowenii, czyli czołowych drużyn świata.

Dopiero Medei potrafił wykrzesać tkwiący w nich potencjał. Asseco Resovia obok Jastrzębskiego Węgla nie zaznała porażki, tracąc tylko seta. Z drugiej strony zespół włoskiego szkoleniowca dopiero czeka prawdziwy sprawdzian wartości. Do tej pory mierzył się w najlepszym wypadku ze średniakami. Pierwsze wyzwanie dzisiaj. Zagra bowiem w Bełchatowie z innym kandydatem do medali PGE Skrą Bełchatów.


Na zdjęciu: Mauricio Borges gra poniżej oczekiwań i daleko mu do formy, którą prezentował w reprezentacji Brazylii.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus