Raz na pół wieku
Jakie znaczenie dla ostatecznego układu tabeli na samym jej szczycie miewa ostatnia kolejka? Sprawdziliśmy to zagadnienie pod kątem historycznym – sięgając 50 lat (i dalej) w głąb dziejów ekstraklasy. Wyniki są… chyba zaskakujące dla tych, którzy mistrzów poszczególnych sezonów pamiętają, ale okoliczności sięgania przez nich po tytuł – już niekoniecznie.
Mistrz na godzinę
W tym wieku aż dziesięciokrotnie sprawa złotych medali rozstrzygnięta była już po przedostatniej kolejce. W niektórych przypadkach – zwłaszcza krakowskiej Wisły – już dużo wcześniej zresztą. Siedmiokrotnie – podobnie jak w tym sezonie – ostatnia kolejka mogła jeszcze przynieść przetasowanie w na szczycie. Ale w żadnym z tych siedmiu przypadków nie przyniosła; nawet w sezonie 2015/16, kiedy Legia i Piast do ostatniej serii meczów przystępowały z identycznym dorobkiem (warszawianie prowadzili dzięki wyższej lokacie w sezonie zasadniczym), liderowi udawało się utrzymać prowadzenie w swych rękach. Choć bywały sezony, w których przez kilkanaście-kilkadziesiąt minut w decydujących kolejkach, sytuacja na szczycie się wahała. W 2007 roku na przykład GKS Bełchatów – mający punkt straty do Zagłębia Lubin – mistrzem był przez… 61 minut. Rafał Boguski w 13 minucie dał mu bowiem prowadzenie w Szczecinie, natomiast „miedziowi” przy Łazienkowskiej najpierw nawet przegrywali, a potem remisowali z Legią. Do 74 minuty, kiedy gol Michała Stasiaka przywrócił ich na fotel przodownika tabeli – i już go nie oddali.
Sześć minut najdłuższych w życiu
Nieco krócej – przez 33 meczowe minuty – w glorii mistrzów biegali po murawie chorzowianie w 2012 roku. Mając punkt straty do Śląska, prowadzenie w meczu z Lechią objęli w 18 minucie, „przeskakując” w ten sposób wrocławian. Ci jednak w 51 minucie potyczki z Wisłą w Krakowie zdobyli jedynego – jak się później okazało – gola w tym spotkaniu, i już przodownictwa nie oddali. Do potyczek wrocławsko-krakowskich jeszcze wrócimy, przypomnijmy natomiast w tym miejscu, że spośród wszystkich liderów po przedostatniej kolejce, największe emocje stały się udziałem Legii rok temu. Warszawianie – mając dwa punkty przewagi nad Jagiellonią – u siebie zremisowali w ostatniej kolejce z Lechią. A potem… przez 6 minut czekali na ostatni gwizdek w potyczce „Jagi” z Lechem. Ewentualny gol białostoczan, zdobyty w doliczonym czasie (arbiter dołożył aż 10 minut) dałby właśnie im mistrzostwo. Ale nie padł…
Redziński i „zielony stolik”
W żadnym z opisywanych przypadków do zmiany lidera w ostatniej kolejce więc nie doszło. Ba; takich przypadków nie znajdziemy też przez wiele długich lat przed przełomem wieków. Po drodze mamy oczywiście na przykład finał sezonu 1993/94, kiedy to Legia obroniła się przed atakiem Górnika wyłącznie dzięki (nie)sławnemu sędziemu Sławomirowi Redzińskiemu. Mamy też finał sezonu 1992/93 – z kuriozalnym „wyścigiem bramkowym” Legii i ŁKS-u, spenalizowanym wówczas przez PZPN. Zmiana w fotelu lidera (ostatecznie mistrzostwo przyznano Lechowi) między 33. a 34. kolejką odbyła się wówczas nie na murawie, ale „przy zielonym stoliku”. Najzupełniej słusznie zresztą…
Między armią a milicją
Analizując kolejne sezony wstecz, dochodzimy wreszcie do tego, w którym ostatnia kolejka przyniosła zmianę na szczycie tabeli. To sezon 1981/82 i – jak 30 lat później – starcie Śląska z Wisłą, tyle że we Wrocławiu. Wojskowym gospodarzom – jak pokazały wyniki 30. serii – wystarczał remis z zaprzyjaźnionym klubem gwardyjskim. Coś jednak – w samym środku milicyjno-armijnego stanu wojennego – „nie siadło”. Wisła objęła prowadzenie, a w samej końcówce Tadeusz Pawłowski – do dziś jedna z wrocławskich ikon – nie wykorzystał rzutu karnego! Z tego prezentu skorzystał Widzew, wyprzedzając WKS lepszym bilansem bezpośrednich spotkań.
Wspominany wydarzenia sprzed 36 lat, bo… to jedyny w ostatnim półwieczu przypadek, w którym drużyna przystępująca do ostatniej kolejki w roli lidera przerżnęła tytuł mistrzowski! Walka o zachowanie przodownictwa jest – jak widać – wystarczającą motywacją, by ową pozycję utrzymać. To zła wiadomość dla kibiców Jagiellonii….