Rejmund: W futbolu niemożliwe nie istnieje

Coś, co wydarzyło się podczas spotkania 28. kolejki ZINA klasy okręgowej w Łagiszy, nie zdarza się często. Strzegący zwykle bramki Marek Rejmund przekwalifikował się na napastnika i w meczu z Silesią Miechowice zaimponował skutecznością, strzelając 3 bramki w 13 minut. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jest prezesem klubu z dzielnicy Będzina, drugim trenerem zespołu prowadzonego przez Sebastiana Goldę, a 12 października skończy 53 lata!

Zawsze był pan bramkarzem?
Marek REJMUND: – Od kiedy gram w piłkę, zawsze stawałem między słupkami. Pochodzę z Legnicy, jestem wychowankiem Miedzi. Z niej trafiłem do reprezentacji Polski juniorów, w której zauważyli mnie przedstawiciele ekstraklasowego wtedy Motoru Lublin, z trenerem Lesławem Ćmikiewiczem. Kolejnym moim klubem była Wisła Płock, grająca wówczas w III lidze. Dopiero z Płocka trafiłem do Sosnowca, a konkretnie do AKS-u Niwka, który akurat spadł z II do III ligi i na terenie Zagłębia zapuściłem korzenie. Mieszkam w Sosnowcu, gdzie mam dom. Jestem już szczęśliwie na emeryturze i mogę się… skupić na piłce.

Kiedy został pan napastnikiem?
Marek REJMUND: – Jeszcze jesienią występowałem między słupkami i na przykład po meczu z Dramą Zbrosławice, przegranym 2:3, rywale gratulowali mi dobrego występu. Ale pierwszym bramkarzem w Łagiszy jest Bartek Porada, który jest moim podopiecznym, więc ja z reguły siadam na ławce rezerwowych. Na finiszu sezonu mamy jednak bardzo duże problemy kadrowe i w związku z tym już trzy razy musiałem zagrać w polu. Zacząłem w meczu z Sokołem Orzech i grałem też z Zagłębiem II Sosnowiec, ale bez efektu bramkowego. Przed meczem z Silesią Miechowice, gdy do gry było nas w sumie 11 zawodników, w tym dwóch bramkarzy, trener Sebastian Golda powiedział, że mamy z Bartkiem Poradą ustalić, który z nas zagra w polu. Uznałem, że miejsce Bartka jest w bramce i zgodziłem się stanąć w ataku.

Stanąć? Na stojąco nie strzela się trzech goli…
Marek REJMUND: – To prawda, trochę się musiałem poruszać. Przegrywaliśmy już 0:2, gdy w 65 minucie meczu 18-letni Wojtek Widera z prawego skrzydła dośrodkował płasko w pole bramkowe. Rzuciłem się „szczupakiem” i lecącą tuż nad ziemią piłkę z „krótkiego” rogu głową skierowałem w „długi” róg. 7 minut później było już 2:2, bo tym razem Wojtek Widera dośrodkował bardzo wysoko, a ja – zamykając akcję na „długim” słupku – wyskoczyłem z nogą na wysokości poprzeczki i zewnętrzną częścią stopy skierowałem piłkę w „okienko”. To nas tak podbudowało, że w 78 minucie gdy Wołodymyr Ostrouszko wyrzucał piłkę z autu ustawiłem się na „krótkim” słupku i czekałem na swoją szansę.

IV Liga. Tłok na ostatniej prostej

Co prawda stanął przy mnie mający za sobą występy w ekstraklasie Marek Suker, żeby mnie „pokryć”, ale ani jego ponad 190 centymetrów, ani towarzystwo dwóch innych pilnujących mnie obrońców, nic nie dało. Wyskoczyłem najwyżej i główkując, przedłużyłem lot piłki, która odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Tak w 13 minut skompletowałem klasyczny hat trick. Szkoda, że nie udało się utrzymać prowadzenia, bo Marek Suker w 87 minucie doprowadził do remisu i nadal zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli.

Czy napastnikiem zostanie pan na dłużej?
Marek REJMUND: – Na treningach często grywałem i grywam w polu. Bramki już też zdobywałem, bo w III-ligowej Niwce – po kilku zmarnowanych przez zawodników rzutach karnych – ustaliliśmy z trenerem Januszem Maślanką, że do następnego karnego podejdę ja. W meczu z Górnikiem MK Katowice mieliśmy dwa karne i oba wykorzystałem. Nadal mogę więc grać w ataku, o ile trener będzie chciał mnie ustawiać na szpicy. Przemawia za mną to, że jestem jedynym zawodnikiem, który w tym sezonie strzelił 3 gole w jednym meczu (śmiech). A mówiąc poważnie, to słyszałem, że w regulaminie klasy A ma być zapis o zmianach powrotnych. Jeżeli wejdzie w życie, to na stałe fragmenty gry będę mógł wchodzić.

Jak długo ma pan zamiar grać?
Marek REJMUND: – Bariery wiekowej sobie nie stawiam. Żartuję czasem, że gram z rówieśnikami moich dzieci, bo co prawda mam córki, ale są już starsze od tych, z którymi teraz wybiegam na boisko. Jeżeli jeszcze pociągnę kilka lat, to zagram przeciwko rówieśnikom swoich wnuków i to chyba będzie sygnał, że czas się żegnać z murawą. Chociaż… Jeżeli zdrowie będzie dopisywało, to nie będę się zarzekał. Na razie trenuję, oczywiście z trochę mniejszym obciążeniem niż 20-latkowie i daję radę, że o występach w oldbojach nie wspomnę, bo wśród nich czuję się jak junior.

Rozmawiał: J. Dusik

 

Na zdjęciu: Marek Rejmund najlepiej czuje się między słupkami, ale udowodnił, że zdobywanie bramek nie jest mu obce.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ