Rekord w dzień wagarowicza

Piłkarski los to figlarz. I czasem daje znaki. Traf chciał, że sobotnie derby GKS Tychy – Ruch Chorzów odbędą się dokładnie w 42. rocznicę jednego z najbardziej pamiętnych meczów w historii tyskiej piłki. 31 marca 1976 roku. U siebie. Z Ruchem Chorzów. Na samym boisku wielkich emocji może nie było – „Niebiescy” wygrali 1:0 – ale to, co działo się na trybunach… Piłkarscy historycy i statystycy podają, że – jak pisał m.in. „Sport” – na stadionie przy ul. Engelsa zasiadło 25 tysięcy widzów. Do dziś to najwyższa frekwencja w dziejach tyskiego futbolu.

Wszystko na oko

– Wokół stadionu chodziło jeszcze kolejnych kilka tysięcy kibiców. Na ten mecz chciał wejść dosłownie każdy. Po latach bardzo miło wspomina się tamte chwile. Do dziś mam zdjęcia starego obiektu, który miał swoje ograniczenia, ale i klimat – mówi Kazimierz Szachnitowski, ówczesny napastnik GKS-u. Fotografia wypełnionych trybun z tamtych tysko-chorzowskich derbów znalazła się na wydanej przed kilkoma laty monografii „GKS wicemistrzem jest. Opowieść o tyskiej drużynie wszech czasów” autorstwa Piotra Zawadzkiego.

– Gdy spotykam się z dawnymi piłkarzami, to widzę, że ta frekwencja… z każdą kolejną rozmową rośnie – uśmiecha się Zawadzki. – Nie było w tamtych czasach żadnych kołowrotków, frekwencja była szacowana przez dziennikarzy „na oko” i podawana do prasy. A gdy coś pojawiło się w prasie, to już potem obowiązywało. Ukazała się informacja o 25 tysiącach. Na pewno było ze 20 tysięcy. Ludzie stali na koronie stadionu w kilku rzędach, sprzedawano bilety bez ograniczeń. Nawet niedawno podczas zwiedzania naszej Tyskiej Galerii Sportu spotkałem pana, który był wtedy nauczycielem w pobliskim technikum budowlanym. Opowiadał, że był na tym meczu ze swoją klasą. To był akurat dzień wagarowicza. Uczniowie „budowlanki” zapowiedzieli mu, że i tak nie pójdą na lekcje, a na mecz. No to poszedł z nimi, bo cóż miał począć? Kupili bilety i usiedli. Przyjęło się, że wtedy padł rekord frekwencji i trzeba się tego trzymać – dodaje Piotr Zawadzki, będący dziś kierownikiem Tyskiej Galerii Sportu, czyli znajdującego się na nowym stadionie oddziału Muzeum Miejskiego w Tychach.

Po błędzie Gienka

Jak podają archiwa, 25 tysięcy widzów zgromadziło się też dwa lata wcześniej na derbach z Górnikiem Zabrze. – Tak, ale wtedy na pewno nie było aż tak wielu kibiców, co z Ruchem. Aż tak nie była wypełniona korona stadionu. Ruch to na pewno rekord frekwencyjny – podkreśla nasz rozmówca. „Sport” pisał, że tłok na meczu z chorzowianami był tak wielki, iż wiele osób znajdujących się na koronie stadionu… nie było w stanie śledzić tego, co działo się na murawie.

Archiwum

A działo się tyle, że gospodarze powodów do radości nie mieli. Ruch wygrał 1:0. – Gola w końcówce pierwszej połowy strzelił nam Józek Kopicera; chyba po błędzie Gienka Cebrata. Chorzowianie byli wtedy solidną drużyną, mającą w składzie kilku reprezentantów Polski, co roku grali w pucharach – przypomina Kazimierz Szachnitowski. Nieco ponad dwa miesiące później, na koniec sezonu, w lepszych nastrojach byli jednak tyszanie. Zdobyli historyczny, jedyny dotąd tytuł wicemistrzów Polski, przegrywając złoto ze Stalą Mielec gorszym bilansem bezpośrednich starć. A „Niebiescy” zakończyli rozgrywki za podium i nawet nie załapali się do europejskich pucharów.

Paliwem jest respekt

Już rok później GKS – będąc wicemistrzem kraju – w trzecim sezonie występów spadł z elity, do której nie udało mu się powrócić aż po dziś dzień. Mimo degradacji, to właśnie w ostatnim (szóstym) boju przeciwko chorzowianom o ekstraklasowe punkty zanotowali najlepszy rezultat – bezbramkowy remis, u siebie, w obecności 20 tysięcy widzów. – To były bardzo trudne starcia. Nie odnieśliśmy żadnego zwycięstwa, ale każdy z nich był wielkim świętem. Pamiętam, że zdarzało się, iż przed niektórymi meczami mieliśmy obiecywane premie. Ale przed Ruchem – nigdy. Bo nikogo nie trzeba było motywować! Graliśmy wiele derbów, połowa ekstraklasy była wtedy śląska, mierzyliśmy się też z markami pokroju Wisły Kraków czy Legii Warszawa, ale to Chorzów był najważniejszym rywalem. Boisko weryfikowało jednak nasze chęci – przyznaje Szachnitowski.

Ruch był najważniejszym rywalem. No właśnie. Nawet dziś wyczuwa się wielkie oczekiwanie na ten tysko-chorzowski bój. I śmiemy twierdzić, że jeszcze większe niż na derby z imiennikiem z Katowic. Wiadomo – tyle lat posuchy robi swoje. Ale nie tylko to.

– Jest różnica między derbami z Chorzowem a wszelkimi innymi – przekonuje Piotr Zawadzki. – Na przykład „paliwem” dla meczów z GKS-em Katowice jest obustronna niechęć. W przypadku Ruchu, jest respekt. Gdy zakładano GKS, w Tychach to właśnie „Niebiescy” cieszyli się największą popularnością. Od zawsze Ruch był traktowany w mieście z dużym respektem. Latem 1971 roku, krótko po założeniu GKS-u, doszło do towarzyskiego meczu, na którym zresztą byłem jako dzieciak. GKS był trzecioligowcem, przegrał z Ruchem 0:5. Na naszym stadionie było mnóstwo widzów, to był wtedy taki zimny prysznic. Tychy to miasto ludzi przyjezdnych. Zamieszkało je wiele osób z okolic. Również z Chorzowa, Rudy Śląskiej, będących kibicami Ruchu. Dlatego mecze z Ruchem zawsze były traktowane priorytetowo. Dziś intencją Tychów jako miasta i klubu jest dbanie o jak najwyższą frekwencję na nowym stadionie; również dzięki kibicom z ościennych gmin. Jak Bieruń, Mikołów czy Pszczyna właśnie. Te miejscowości historycznie są jednak siedliskami kibiców Ruchu – zwraca uwagę kierownik Tyskiej Galerii Sportu.

Gospodarz z Chorzowa

Obecnie, przy okazji nadchodzących derbów, w kontekście pomostu między piłką chorzowską a tyską są Krzysztof Bizacki i Piotr Ćwielong. Ten pierwszy przed laty tworzył w Chorzowie duet znakomitych napastników z Mariuszem Śrutwą, a dziś jest doradcą zarządu GKS-u do spraw sportowych. Ten drugi gra w GKS-ie (choć teraz akurat nie wystąpi z powodu kontuzji), a jeszcze w poprzednim sezonie występował w Ruchu, odchodząc w przerwie zimowej, czego wielu (większość…?) kibiców do dziś nie potrafi mu wybaczyć.

Archiwum

– Losy obu klubów układały się tak, iż nie brakuje nazwisk szanowanych zarówno w Tychach, jak i Chorzowie. Największym symbolem jest Edward Herman. Wychowanek Dębu Katowice, jedna z legend Ruchu, ale i legenda Tychów. Do GKS-u przyszedł już grubo po trzydziestce, w czasach trzeciej ligi, chciał tu dorobić do emerytury. Okazało się, że stał się liderem zespołu. Przeszedł od tej trzeciej ligi drogę aż do ekstraklasy. Potem na stadionie w Tychach był jeszcze przez wiele lat gospodarzem, mimo że cały czas mieszkał w Chorzowie. Bardzo pozytywna postać. Nie sposób nie wspomnieć też o Marianie Piechaczku, który był kapitanem GKS-u, poszedł do Ruchu i tam świętował mistrzostw Polski. Krzysztof Bizacki, wychowanek GKS-u, najlepsze lata kariery spędził w Chorzowie, by wrócić na koniec do Tychów. Albin Wira, kolejny mistrz Polski z Ruchem, w Tychach był bardzo szanowanym, cenionym trenerem. Wywalczył awans do drugiej ligi. Wymieńmy jeszcze trenerów Tomasza Fornalika czy Edwarda Lorensa… Losy tyszan i chorzowian się przenikają – wylicza Piotr Zawadzki.

Sokół – ciało obce

Dziś – w starciu nr 8 – GKS może odnieść historyczne, pierwsze zwycięstwo nad Ruchem. Nie można zapominać jednak, że w „mieście sypialni” raz już Ruch poległ. W 1996 roku, w ekstraklasie, tyle że z… Sokołem, przeniesionym do Tychów z Pniew. To była krótka, dwusezonowa i zakończona spadkiem przygoda. Gole strzelili Bogdan Prusek i Robert Wilk, chorzowianie odpowiedzieli jedynie trafieniem Mirosława Bąka.

– Skoro już podrzucamy tezę, że tamta wygrana nie miała dla kibiców w naszym mieście większego znaczenia… Co prawda na meczach Sokoła wszyscy i tak skandowali „GKS!”, ale… ja faktycznie nie przywiązywałbym się do faktu, że Sokół wygrał z Ruchem. Ten klub istniał, funkcjonował w Tychach, lecz był traktowany jako ciało obce. Zostańmy więc przy tym, że w oficjalnym meczu GKS-owi nie udało się pokonać Ruchu. To, że dokonał tego Sokół, nie do końca satysfakcjonuje kibiców – tłumaczy kierownik Tyskiej Galerii Sportu.

Czy dziś dokona tego GKS, w 42. rocznicę tamtych pamiętnych i „rekordowych” derbów? – Za trenera Tarasiewicza ta drużyna gra trochę inaczej. Choć początki nie były za dobre, to dwa wiosenne mecze pozwalają wierzyć w to, że szybko uciekniemy z okolic strefy spadkowej; może uda się dobić do środka tabeli. Na nic innego nie można liczyć. Oby ta runda była sygnałem, że w przyszłości będzie można spróbować zawalczyć o ekstraklasę. Pamiętajmy, że do optymalnej formy nie doszedł jeszcze Łukasz Grzeszczyk, liczę na powrót do zdrowia Piotra Ćwielonga. Mówiąc o nowych zawodnikach, imponuje mi bramkarz Konrad Jałocha. Jest silnym punktem zespołu. Cieszą coraz dłuższe momenty dobrej gry Mateusza Grzybka, poniżej poziomu nie schodzi jak zwykle Daniel Tanżyna. Pójdę na mecz licząc na historyczne zwycięstwo z Ruchem. Możemy go utopić, choć i tak jest już podtopiony. Szkoda go, ale na boisku nie ma zmiłuj. Będzie 2:1 – typuje Kazimierz Szachnitowski.

 

Historia meczów GKS Tychy – Ruch Chorzów

27.11.1974: Ruch – GKS 4:0 (2:0)

1:0 – Benigier, 15 min, 2:0 – Marx, 43 min (karny), 3:0 – Marx, 58 min, 4:0 – Bon, 65 min. Widzów: 20 000.

17.05.1975: GKS – Ruch 0:2 (0:0)

0:1 – Kopicera, 61 min, 0:2 – Chojnacki, 76 min. Widzów: 15 000.

13.09.1975: Ruch – GKS 3:2 (1:1)

0:1 – Czarnynoga, 9 min, 1:1 – Benigier, 34 min, 2:1 – Bula, 59 min, 3:1 – Bula, 60 min, 3:2 – Szachnitowski, 89 min. Widzów: 8 000.

31.03.1976: GKS – Ruch 0:1 (0:1)

0:1 – Kopicera, 42 min. Widzów: 25 000.

5.09.1976: Ruch – GKS 2:0 (1:0)

1:0 – Bula, 28 min, 2:0 – Kopicera, 54 min. Widzów: 10 000.

27.03.1977: GKS – Ruch 0:0

Widzów: 20 000.

14.09.2017: Ruch – GKS 2:2 (1:0)

1:0 – Urbańczyk 31 min, 2:0 – Fidziukiewicz, 57 min (samobójcza), 2:1 – Abramowicz, 89 min, 2:2 – Matusiak, 90+4 min. Widzów: 6 078.