Remis w ostatniej sekundzie!

Punkt wywalczony w ostatniej akcji meczu zawsze daje odrobinę uśmiechu, którego w Gliwicach wciąż jest mało. Dramatyczna końcówka nie może przesłonić bolesnych faktów.


A fakty są takie, że Piast nadal nie wygrał żadnego meczu ligowego. Punkt wywalczony z Wisłą Płock to w praktyce podwojenie dotychczasowego dorobku, a zarazem pierwszy niewygrany z „Nafciarzami” mecz ekstraklasy na stadionie przy ulicy Okrzei.

Przeklęte poprzeczki!

– Pomidor – rzucił krótko w przerwie Jakub Świerczok zapytany o stan murawy w Gliwicach. Choć napastnik gospodarzy unikał odpowiedzi, w praktyce jasno dał do zrozumienia, że na tak przygotowanym boisku nie gra się najlepiej. To oczywiście nie mogło być żadnym wytłumaczenie dla Piasta, który po raz kolejny nie mógł zadowolić (nieobecnych) kibiców swoją grą.

W pierwszej połowie piłkarze trenera Waldemara Fornalika stworzyli tak naprawdę dwie dogodne sytuacje, dwie zakończone uderzeniami zza linii pola karnego, w których piłka dwa razy ostemplowała poprzeczkę bramki Krzysztofa Kamińskiego. Gliwiczanie mogli więc mówić o sporym pechu, tym bardziej że była to ich 5. oraz 6. próba w tym sezonie, która zakończyła swój lot na obramowaniu bramki.

Wisła nie stwarzała zupełnie żadnego zagrożenia, więc gdy na samym początku drugiej połowy Piast wyszedł na prowadzenie, nikt pretensji mieć nie mógł. Pomyłkę w obronie popełnił najpierw Milan Obradović, a potem piłki nie wybił Jakub Rzeźniczak, dzięki czemu Tiago Alves spokojnie umieścił futbolówkę w pustej bramce. Jakub Świerczok popisał się w tej sytuacji sprytnym dograniem w pole karne, czym nie mogli pochwalić się wcześniej jego koledzy, parokrotnie źle dogrywający w „szesnastkę” Kamińskiego.

Karny i po meczu

Stracony gol podziałał na płocczan jak płachta na byka. Nie minęła godzina gry, a Wisła prowadziła już 2:1 po trafieniach głową Rzeźniczaka oraz Alana Urygi. Piast nie odrobił pozornie prostego zadania domowego i stracił bramki po rzutach rożnych, gdzie wszyscy w ekstraklasie wiedzą, że stałe fragmenty gry to bardzo silna strona „Nafciarzy”.

Z czasem gospodarze znów wrócili do przeważania, ale mało co z tego wynikało. Przyjezdni czasem kontrowali, a trener Fornalik zmieniał wszystkich w ofensywie, próbując znaleźć remedium na słabą, miałką i nijaką grę w ataku. Poza strzałem głową rezerwowego Michała Żyry trudno było jednak mówić o jakimś realnym zagrożeniu.

Wola walki była jednak w Piaście wielka. Dokładnie w ostatniej sekundzie doliczonego czasu gry – w 94. minucie – wbiegający w „szesnastkę” Dominik Steczyk został sfaulowany przez Damiana Zbozienia – który przecież kiedyś w Gliwicach grał. Już w 96. minucie karnego wykonał Żyro i mocnym uderzeniem dał Piastowi drugi punkt w tym sezonie.

Gliwiccy fani mogli się z tego gola ucieszyć, choć radość ta nie była pewnie zbyt długa. Gra gospodarzy nadal pozostawiała mnóstwo do życzenia, a mimo tego że rywal był ewidentnie „do ukłucia”, ci nie potrafili tego wykorzystać.


Piast Gliwice – Wisła Płock 2:2 (0:0)

1:0 – Alves, 48 min (bez asysty), 1:1 – Rzeźniczak, 51 min (głową, asysta Sheridan), 1:2 – Uryga, 57 min (głową, asysta Szwoch), 2:2 – Żyro, 90+6 min (rzut karny)

PIAST: Plach – Rymaniak, Czerwiński, Huk, Kirkeskov – Jodłowiec, Sokołowski (69. Lipski) – Pyrka (69. Steczyk), Alves (76. Chrapek), Milewski (76. Holubek) – Świerczok (61. Żyro). Trener Waldermar FORNALIK. Rezerwowi: Szmatuła, Chrapek, Mokwa, Borkała, Rakowiecki.

WISŁA: Kamiński – Zbozień, Uryga, Rzeźniczak, Obradović, Cabezali – Lesniak (90+1. Rasak), Lagator – Pyrdoł (67. Kocyła), Sheridan (68. Cabrera), Szwoch (68. Gjertsen). Trener Radosław SOBOLEWSKI. Rezerwowi: Wrąbel, Michalski, Tomasik, Adamczyk, Żuk.

Sędziował Zbigniew Dobrynin (Łódź).
Piłkarz meczu – Alan URYGA


Na zdjęciu: Alan Uryga miał bardzo dużo miejsca w momencie oddawania bramkowego strzału.

Fot. Rafał Rusek/Press Focus