Reprezentacja. A jednak będzie Polak?

Andrij Szewczenko nie porozumiał się z byłym klubem w kwestii rozwiązania kontraktu i odpadł z gry o stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski.


Warunki były jasne. Cezary Kulesza dał Szewczence kilka dni na to, aby Ukrainiec porozumiał się z Genuą w sprawie rozwiązania swojej umowy. Jeśli wszystko zostałoby dopięte, wówczas podpisałby on kontrakt z reprezentacją Polski. Z tego jednak nici.

Pieniądze za nic

Mimo że „Szewa” został zwolniony z włoskiego klubu, to jego umowa podpisana do czerwca 2024 roku ciągle obowiązywała – tzn. że Genua nadal miała wypłacać mu jego pensję, mimo iż zadecydowała o końcu współpracy. To dałoby trenerowi jakieś 6 mln euro za 2,5 roku… nicnierobienia. Aby leniwy scenariusz się ziścił, musi zostać spełniony jeden warunek – Szewczenko nie może podjąć się żadnej innej pracy w zawodzie. Oferta z Polski zmieniłaby ten stan rzeczy.

Włosi mogli więc „uwolnić się” od swojego byłego szkoleniowca, z tym że 45-latek za przedwczesne rozwiązanie kontraktu chciał uszczknąć trochę grosza. Genui się to nie podobało, nie przystawała na warunki Ukraińca i w efekcie do żądnego porozumienia nie doszło. Szewczenko nie dostanie więc roboty w Polsce, a klub nie przestanie przelewać mu na konto bankowe pieniędzy za nie robienie absolutnie niczego.

Na dziesiąte urodziny

Widząc, że sprawa nie zostanie rozwiązana, Kulesza definitywnie zrezygnował z sąsiada ze wschodu. Cały wczorajszy dzień był poświęcony ogólnokrajowemu trąbieniu na temat rezygnacji ze zdobywcy Złotej Piłki. Wiadome rzecz jasna stało się, że kadrę obejmie ktoś z listy rezerwowej, na której prezes PZPN-u ma kilka polskich kandydatów, nie w pełni go jednak zadowalających. Wszystko wskazuje na to, że wrócimy do wersji sprzed kilkunastu dni – a do reprezentacji ponownie przybędzie Adam Nawałka.

Nie jest tajemnicą, że Kulesza dogadał się już z selekcjonerem, który pełnił tę funkcję w latach 2013-18. Nie był to jednak jego wymarzony kandydat, dlatego wziął go na wstrzymanie i zaczął rozglądać się gdzie indziej – tj. w stronę Szewczenki. Gdy temat Ukraińca upadł, wzrok prezesa ponownie został skierowany na Nawałkę. Czasu na inne manewry już nie ma. PZPN tym razem trzyma się ustaleń co do terminu ogłoszenia nazwiska selekcjonera i już zaprasza dziennikarzy na prezentację, która odbędzie się w najbliższy poniedziałek (31 stycznia) o godzinie 13:30 na Stadionie Narodowym. Dzisiaj zresztą obiekt ten świętuje dokładnie 10. rocznicę swojego otwarcia.

Do końca roku

Nawałka będzie znacznie tańszy niż Szewczenko. Ukrainiec chciał inkasować ok. 2,5 mln euro rocznie, podczas gdy w kontekście Nawałki mówi się mniej więcej o 2,4 mln – ale złotych. Przy obecnym kursie waluty to w praktyce kwota ponad cztery razy mniejsza. Jeśli urodzonemu w Krakowie szkoleniowcowi uda się zrobić to, na czym najbardziej zależy Kuleszy – tj. awansować na mundial – będzie mógł liczyć na dodatkowy bonus.

Co jednak istotne, „Przegląd Sportowy” twierdzi, że Adam Nawałka podpisze kontrakt, który będzie obowiązywał do końca 2022 roku bez względu na wynik baraży czy późniejszych rozgrywek Ligi Narodów. W praktyce oznacza to, że jeśli Kuleszy jednak się odwidzi i zwolni selekcjonera, chcąc zatrudnić kogoś innego, wówczas jak Genua w przypadku Szewczenki – trzeba będzie wypłacić mu pozostałą sumę pieniędzy.

Mało prawdopodobne – ale w teorii ciągle w jakimś stopniu możliwe – są opcje dotyczące dwóch pozostałych kandydatów na to stanowisko. Jan Urban i Czesław Michniewicz są stałymi elementami selekcjonerskich plotek i faktycznie mają być oni planem C w zaistniałej sytuacji. Nic jednak nie wskazuje na to, aby wariant B nie wszedł w życie. Należy więc spodziewać się, że już za kilka dni za reprezentację ponownie będzie odpowiadał Adam Nawałka – zarówno w ofensywie, jak i w defensywie.


Na zdjęciu: Czy Adam Nawałka faktycznie zakończy selekcjonerską sagę?
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus